Ruch Kukiza nie dostanie milionów złotych z subwencji budżetowej, bo wystartował w wyborach jako Komitet Wyborczy Wyborców, a nie jako partia. – To dowód na naszą wiarygodność – mówią współpracownicy muzyka. Jednak wyborcy mają obawy. Jak Kukiz i jego ludzie chcą finansować swoją działalność? Czy polegając na indywidualnych wpłatach nie ryzykują patologii?
Wiarygodni bez kasy
Dla wielu informacja o tym, że Kukiz'15 nie załapie się na subwencję budżetową, była zaskoczeniem. Sam zainteresowany wyjaśnił dziś, że celowo nie zarejestrował ruchu jako partii. "My nie chcemy waszych pieniędzy. Chcemy je dla was odzyskać" – grafikę z takim hasłem opublikował na Facebooku.
– To była całkowicie świadoma decyzja. Mieliśmy możliwość założenia partii, ale nie chcieliśmy. Nawet próbowaliśmy to w kampanii podkreślać, ale nie bardzo się ten przekaz przebijał. Jesteśmy dumni i szczęśliwi, że nie będziemy ciągnąć pieniędzy z budżetu państwa – potwierdza w rozmowie z naTemat Piotr Apel, szef sztabu medialnego Kukiz'15.
Decyzja jest przede wszystkim odważna, wręcz brawurowa. Ruch Kukiza mógłby liczyć na ok. 7 milionów złotych z budżetu państwa. To poważny zastrzyk dla politycznej inicjatywy, która dopiero krzepnie. Na pewno potrzebuje środków na budowę i utrzymanie struktur. Postulat zniesienia subwencji zgłaszały już liczne partie (np. PO), ale gdy przyszło co do czego, żadna nie zrezygnowała. Kukiz'15 jest wyjątkiem.
Liczą na szczodrość
Jak zamierza się finansować? Tak jak w kampanii wyborczej, z darowizn. – Będziemy się utrzymywać z dobrowolnych składek obywateli – zaznacza Piotr Apel. Maksymalna łączna kwota wpłat wynosiła ponad 26 tys. złotych, a od jednego kandydata na posła lub senatora 78 tys. złotych. Według Kukiza można skutecznie działać opierając się na takim sposobie finansowania. Muzyk mówił, że w kampanii prezydenckiej zebrał około 600 tys. złotych, a zdobył 21 proc. głosów. Teraz też kampania zakończyła się sukcesem.
Tyle że wielu wyborców to nie uspokaja. Pod facebookowym postem Kukiza o subwencji pojawiły się liczne pytania. "Idea słuszna, ale potrzeba Wam środków na walkę z całym systemem. Bez pieniędzy ani rusz" – brzmi najpopularniejszy.
"A w jaki sposób będzie Pan pozyskiwał finanse na działalność polityczną? Kto to rozliczy i na jakich warunkach? Skąd mam mieć pewność czy pozyskując środki z sektora prywatnego polityk nie będzie zobowiązany do zadośćuczynienia?" – pyta kolejny komentator.
"Pokusa dla sponsorów"
To uzasadnione wątpliwości, bo potrzeby ruchu Kukiza mogą przekroczyć możliwości indywidualnych darczyńców. Zwraca na to także uwagę Aleksander Smolar z Fundacji im. Stefana Batorego. – Nie bardzo to widzę. Doświadczenia "trzeciego sektora" pokazują, że ludzie niechętnie wpłacają. To, co robi Kukiz, to jest mit. Ja w to nie wierzę. Jeśli tak się chcą finansować, muszą liczyć się ze znacznym ograniczeniem możliwości rozwoju – komentuje w rozmowie z naTemat.
– Jestem zwolennikiem finansowania partii z budżetu, by uniknąć korupcji politycznej. Przy prywatnym finansowaniu jest miejsce dla różnych tajnych przepływów pieniędzy. Jeśli Kukiz zacznie w Sejmie reprezentować coś poważnego, będzie pokusa dla potencjalnych sponsorów ustaw czy nielegalnego lobbingu – podkreśla.
Co na to przedstawiciel ruchu Kukiza? Tłumaczy się dość mętnie, zwracając uwagę, że partie, które dostają subwencje, też mogą zbierać wpłaty od obywateli, więc też może rodzić to patologie. – My konsekwentnie poddajemy się rygorom, które chcemy sami wprowadzić. Nawet kosztem utrudnionej działalności – ucina szef sztabu medialnego.