Niezwykle zabawna, normalna i życzliwa. Subtelna. Kiedy opowiada o swojej rodzinie, śmieją się Jej oczy. Mądra życiowo. Całkiem tak, jakby każde jedno życiowe doświadczenie, było przez nią dokładnie przemyślane i odłożone na półkę refleksji, po które sięga się w razie potrzeby. Ujęła mnie tym, że potrafi zachwycać się absolutnie drobnymi rzeczami. Rozmawiając, patrzy prosto w oczy. Jest uważna. Mogłabym tak wymieniać jeszcze długo. Zapraszam na spotkanie z Marietą.
unikatowość i niepowtarzalność. Osobowość, która odbija się w rzeczach. Dbałość o detal skrzyżowana z nonszalancją formy.
Wychowanie…
Zostałam wychowana w domu, w którym ważne były zasady, ale nie takie, które mają ograniczać, a takie które mają służyć w życiu za drogowskazy. Mój tata, urodzony przed wojną, fizyk zajmujący się plazmą (czyli czwartym stanem skupienia), wychował mnie w przedwojennym duchu. Mówił, że najważniejszy jest szacunek do innych i umiejętność budowania relacji z drugim człowiekiem.
Dorastałam z muzyką klasyczną. Moje dzieciństwo w dużej mierze zdominowane było przez koncerty i występy. Nauczyłam się tego, że idąc na koncert, należy się odświętnie ubrać, bo strój jest nie tylko komunikatem do odbiorców - „szanuję Cię i cieszę się na spotkanie z Tobą” - ale też pewnego rodzaju wspólną ucztą. W polskim kinie był okres, kiedy większość mężczyzn zupełnie nie dbała o to, jak się ubiera z okazji ważnych uroczystości świata filmowego, takich jak przyznanie Złotych Kaczek czy Orłów. Nie powiem, który z dziennikarzy będąc gościem na takiej uroczystości, ubrał buty EMU i chyba myślał, że to jest 'cool' . Tylko czy naprawdę jest to 'cool'? ;)
Tata powtarzał, że mężczyzna zawsze powinien mieć dobrze skrojony garnitur. Uczył mnie tego co po wojnie, podobnie jak Warszawa, zostało zrównane z ziemią. To pewnego rodzaju kultura osobista, kindersztuba, która w dzisiejszych czasach zaczyna być coraz bardziej w cenie, co mnie bardzo cieszy. Między innymi dlatego bardzo lubię anegdotę o pierwszym producencie Romana Polańskiego, który zaczął robić karierę w Niemczech, tylko dlatego, że miał właśnie dobrze skrojone garnitury i zawsze dobrze wyglądał. W oczach ludzi był po prostu bardziej wiarygodny.
Ludzie kiedyś znacznie bardziej dbali o to jak wglądają. Jedna warszawska dama powiedziała mi, że przy życiu podczas wojny trzymało ją codzienne układanie włosów i robienie makijażu. Po prostu damie nie wypadało źle wyglądać nawet w takich okolicznościach.
Po latach zdałam sobie sprawę z tego, że mogę mieć mało rzeczy, ale te które mam są naprawdę piękne. Zwracam uwagę na to, by miały w sobie cechy przedwojennego rzemiosła, które w moim odczuciu było sztuką. Tęsknię za tamtym towarzyskim życiem, kiedy bywanie i wspólne spędzanie czasu było czymś cennym. W Warszawie, na ulicach i w parkach, było znacznie więcej ławek niż obecnie, a w weekendy wszystkie były zajęte. Życie toczyło się na skwerach i w kawiarniach. Ludzie pili kawę, drinki, tańczyli na małych scenach. W Parku Saskim i nad Wisłą były lodowiska. Kobiety chodziły na obcasach i malowały usta czerwona szminką.Tęsknie do takich klubów jak przedwojenna Adria. Chociaż Warszawa dzisiaj też potrafi być zjawiskowa. Takie miejsca jak Zorza czy Weles powodują drganie mojego serca i bezgraniczną radość, że ta "przedwojenna Warszawa" rodzi się na nowo.
Potrzebuję niewielu rzeczy wokół. Wbrew pozorom, nie mam wielu ubrań. Kilka par szpilek, jedne balerinki, dwie pary botków (od Isabel Marant i z Zary). Moja szafa ogranicza się do kilku sukienek, zazwyczaj od polskich projektantów, marynarek, t-shirtów i swetrów. Mało? Obfitość nie nauczy cię wdzięku czy elegancji Jeśli kupuję, to staram się inwestować w jakość, w rzeczy, które są wyjątkowe pod jakimś względem. Czasem markowe, czasem zupełnie niemarkowe ale dobre. Mają ze mną pozostać na lata. Tak jest na przykład z męskimi okularami Toma Forda, które mam już od paru ładnych lat. To moje jedyne okulary przeciwsłoneczne, ale za to pasują do wszystkiego. Albo torebka Giorgio Armaniego lub ta projektu Zosi Chylak, która należy do moich ulubionych. Zosia jest niezwykle zdolną młodą projektantką, która ma właśnie tę dbałość o szczegóły, którą ja nazywam przedwojenną. Sama dopilnowuje całego procesu produkcji, łącznie z pakowaniem swoich projektów, bo chce, żeby produkt miał najwyższą jakość. Podobnie Łukasz Jemioł. Sam obsługuje większość swoich klientek, poświęcając im czas i uwagę, a zakupy stają się szansą na rozmowę i realny kontakt z drugim człowiekiem. Bardzo ich za to cenię. Uwielbiam też markę Beller za ich minimalizm w biżuterii. Ankę Krystyniak za jej subtelny rock&roll. Polę Zag za dbałość o każde załamanie i oryginalność. PLNY LALA za bezkompromisowość i poczucie humoru. W ich bluzach czuje się świetnie. To moi ulubieni, polscy projektanci i to im jestem wierna. Natomiast Stefanel swoją jakością, nakłoniła mnie do romansu z włoską marką. Nie mogłam się oprzeć ich urokowi.
Chce od życia najlepszego. Co to znaczy? Właśnie to, że mamy teraz czas na herbatę, rozmowę i na to, żeby w tej rozmowie patrzeć sobie w oczy, zagapić się na siebie, dać sobie przyzwolenie na to bycie 'tu i teraz'. Dobrze żyć, to znaczy nie żyć ‘w przelocie’, w nadmiarze wszystkiego, w tym informacji, dlatego na przykład jakiś czas temu zupełnie zrezygnowałam z telewizji.
Zakupy robię w lokalnym sklepie - nazywamy go u nas w rodzinie "u miłych pań." Zawsze zapytają jak się czuję i czy może na jutro sprowadzić mi dodatkowy jarmuż. To mnie rozczula.
Mam niewielu przyjaciół wokół siebie. Nauczyłam się wybierać. Ufam swojej intuicji. Nie marnuje czasu na przelotne "ludzkie romanse." Wolę poprzyglądać się obcym ludziom siedzącym przy fontannach.
Moje życie zawodowe, to życie ‘na wariata’, polegające na ciągłej niewiadomej. Np. repertuar teatru ustala się co miesiąc. Praktycznie z dnia na dzień dowiaduję się, w które dni będę miała spektakle. Do tego dostosowuję grę w filmie i serialu, gdzie z jednodniowym wyprzedzeniem dowiaduję się, czy kolejnego dnia muszę być na planie od 4 rano czy może od 9. Cały czas, w związku z tym, w naszym domu uczymy się pływać z tym, co nam przynosi kolejny dzień. Trochę jak w zawodzie aktora ;-) Możesz się świetnie przygotować do roli, mieć ją ułożoną w głowie, ale gdy stajesz na planie powinieneś o wszystkim zapomnieć, oddać się chwili i wtedy zadzieje się magia.
Kiedyś czekałam na to, co przyniesie mi życie, teraz staram się tańczyć razem z nim. Jeżeli czegoś pragnę, na przykład u kogoś zagrać, lub z kimś się spotkać, to po prostu do tego doprowadzam. Bo życie polega na domykaniu i na kreowaniu. Mówi się, że szachy to matematyka plus pierwiastek Boga. Znasz zasady, ileś możliwych rozwiązań, ale dopiero twoja kreatywność decyduje o wygranej. Sukces to reguły i dawanie sobie szansy na odstępstwo.
Mam dar cieszenia się wszystkim. Cieszy mnie skrzypiąca podłoga w przedszkolu mojej córki, kawa w papierowym kubku koło miłej osoby, duże, belgijskie frytki z ketchupem jedzone na mrozie, ostrygi na Montmartre w Paryżu i spacery z rodziną po Powiślu.
Siła jest kobietą…
jest jak cholera ...
Miłość…
Jest w moim życiu od wielu lat. Zaczęło się podczas studiów w szkole filmowej. Po prostu wciąż chcemy ze sobą być.
Czy jest jakaś recepta na udany związek? Nie wiem, chyba każdy ma własną. Myślę jednak, że żadna przysięga ani żadna obietnica nie przytrzyma ukochanej osoby na siłę przy tobie. Trzeba chcieć być obok.