Instalacja, która nie przypadła do gustu włoskiej sprzątaczce wygląda jak pozostałość po udanej balandze. Dwa kolorowe lustra, kufer, confetti oraz mnóstwo walających się w nieładzie butelek po szampanie i winach. Pech chciał, że te "śmieci" okazały się instalacją dwóch artystek, które postanowiły ukazać "hedonizm i korupcję polityczną lat 80-tych".
Czy można się dziwić, że ów "uroczy" zakątek został potraktowany miotłą lub szmatą do podłogi? Sprzątaczkę usprawiedliwia także fakt, że dzień wcześniej w budynku muzeum rzeczywiście odbywała się impreza. Podobno administracja dokładnie wytłumaczyła pracownikom, które pomieszczenia mają uprzątnąć, a których nie powinni pod żadnym pozorem ruszać. Mimo to, nie udało się zapobiec zniszczeniu dzieła.
Autorkami pechowej instalacją są Goldschmied & Chiari. To dwie artystki, które chciały zobrazować "hedonizm i korupcję polityczną lat 80-tych. Na szczęście pracę artystek udało się odbudować, bo śmietniki nie zostały jeszcze opróżnione. Autorki skwitowały całą sytuację śmiechem.
Charakterystyczne w tej prostej historii jest to, że nikt nie ma dziś pretensji do sprzątaczki, która po prostu wykonywała swoje obowiązki. Łaskawe są dla niej również media, które opisują zdarzenie jako zabawną pomyłkę. Nie zawsze jednak tak się dzieje.
Kilka lat temu doszło do innego, głośnego zniszczenia dzieła sztuki. Wówczas nie mieliśmy jednak do czynienia ze sztuką współczesną, a z zabytkowym obrazem Elíasa Garcíi Martíneza w kościele w Hiszpanii. Jej "renowacja" była pokazywana na całym świecie i zainspirowała tysiące internautów do tworzenia prześmiewczych memów.
Warto wyciągnąć wnioski. W przypadku tego, co się wystawia obecnie w galeriach i muzeach trudniej zarzucić nam, że danej rzeczy odmawiamy wartości i jeśli wypracowanko na dwie strony A4 zamieszczone przy kobiecie obierającej cebulę, albo wymazującej się kałem (koniecznie nagiej!) nas nie przekonuje nikt nie będzie na nas patrzył z politowaniem, jak na imbecyli nie dostępujących zaszczytnego kontaktu z Nienazywalnym.
Mam prawo uważać, że pisuar Duchampa miałby dla mnie wartość jedynie wtedy gdybym go zastał w ubikacji – tam jego miejsce. Nie czułbym się równie pewnie krytykując Picassa, który również niezupełnie do mnie trafia.
Właścicielka galerii Justyna Napiórkowska zauważa, że w przypadku prac wystawianych współcześnie w muzeach i galeriach trzeba często zapoznać się z kontekstem, bo to on w głównej mierze decyduje, czy coś jest dziełem czy nie. Obecne kryteria oceny są niejednoznaczne, dlatego jakiś przedmiot jedni mogą uważać za genialny, a inni – za nic nie warty.
Sztuka dawno już odeszła od spełniania wyłącznie funkcji estetycznej, czy dekoracyjnej, poszerzyło się jej pole. W wyniku tej przemiany osąd zależy w głównej mierze od przywołanego kontekstu, dlatego może się zdarzyć, że sprawny kurator snując opowieść dokona „legitymizacji” znaczenia danego dzieła. Ostatecznie warto jednak zawsze ufać swojemu sądowi.