Amerykańskie satelity militarne zarejestrowały błyski w sąsiedztwie rosyjskiego samolotu, który rozbił się w weekend na terenie Egiptu. Jest jednak jeszcze za wcześnie aby jednoznacznie określić przyczynę katastrofy, ponieważ nie ma pewności, czy błyski mają związek z tragedią.
Według oficjalnych informacji wynika, że błyski zostały zarejestrowane przez czujniki podczerwieni amerykańskigo satelity, które są przeznaczone do wykrywania rakiet. Miało to miejsce w tym samym czasie, w którym rosyjski samolot przelatywał nad Półwyspem Synaj.
Zarejestrowany błysk może jednak oznaczać, że coś stało się w powietrzu, albo pod wpływem zderzenia samolotu z ziemią. Egipski minister obrony powiedział, że w tym czasie odbywały się czynności militarne w okolicach katastrofy, więc błysk może nie być powiązany z tragedią. Egipcjanie wykluczają również atak antyrakietowy, ponieważ zapis z satelity na to nie wskazuje.
Rosyjskie linie lotnicze Metrojet, do których należał samolot, są przekonane, że katastrofa była spowodowana "oddziaływaniem mechanicznym" na maszynę. Czarne skrzynki są wciąż analizowane, jednak dyrektor linii przekonuje, że tragedia nie miała miejsca z przyczyn technicznych.
– Jedyną przyczyną mogło być mechaniczne oddziaływanie na maszynę. Nie ma takiej możliwej kombinacji wad systemu, która doprowadziłyby do rozpadu samolotu w powietrzu – powiedział dyrektor Metrojet. Dodał, że załoga samolotu kompletnie straciła kontrolę nad maszyną. Strona egipska twierdzi, że z samolotu nie napłynęło wezwanie pomocy.
Teoria zamachu, do którego przyznaje się ISIS nie może być na razie potwierdzona, dopóki trwają badania nad przyczyną katastrofy. Wciąż jest za mało dowodów na to, że doszło do niej nie z winy pilotów, lub stanu technicznego samolotu.
Ciała 140 ofiar katastrofy zostały już przetransportowane do Petersburga. Oczekują na identyfikację dokonaną przez członków rodzin. Po sobotniej katastrofie w Rosji ogłoszono trzydniową żałobę narodową.