– Jeżeli kogoś kochasz, co jest niemożliwe? Walczysz do końca, nie poddajesz się – mówi młodociany bohater filmu "Listy do M 2". Polacy kochają słuchać komunałów, a polskie filmy rodem z TVN-u są ich kopalnią. Takie obrazy pokazują Polskę luksusową – czystych ulic i pięknych obywateli. To naszym zakompleksionym odbiorcom bardzo się podoba. Nazywają to odskocznią, relaksem.
Box office
Omawiany sequel filmu Mitji Okorna z 2011 roku został wyprodukowany przez TVN, dystrybutorem jest Kino Świat. Od niedawna oba koncerny mają powody do zadowolenia. Okazało się, że "Listy do M 2" w pierwszym weekendzie wyświetlania pobiły nawet samego Bonda ("Spectre"- 502 tysięcy odbiorców w weekend otwarcia). Co więcej, pobiły nawet "Pana Tadeusza" (424 tysięcy sprzedanych biletów), który do tej pory był filmem, na który poszło najwięcej polskich widzów.
W trzy pierwsze dni od premiery, czyli od 13 listopada, na hit z Tomaszem Karolakiem do kina poszło aż 586,610 widzów. Ale przedtem odbyły się również pokazy przedpremierowe, co daje łączny wynik około 655 tysięcy widzów. Dla porównania pierwsza część filmu w pierwszy weekend została obejrzana przez "tylko" 367,447 ludzi. Te 655 tysięcy to najwyższy wynik otwarcia polskiego filmu od trzech dekad.
Do tej pory Polacy chętniej oglądali zagraniczne produkcje, ponieważ, nie oszukujmy się, te polskie nie wchodzą do kin z taką częstotliwością. Jak wygląda ranking popularności polskich filmów ostatnich 20 lat? Na pierwszym miejscu od kilku dni "Listy do M 2", na drugim miejscu "Pan Tadeusz" z 1999 roku, na trzecim kolejna produkcja TVN - "Kochaj i tańcz" z 2009 roku(393 tysięcy), na czwartym "Jesteś Bogiem" - 373 tysięcy, a na piątym "Ogniem i mieczem" z 1999 roku - 335 613 widzów.
Wciąż niepokonane są światowe hity - "50 twarzy Greya" w tym roku, w pierwszy weekend obejrzało 834 479 osób. Potem znajduje się mieszanka złożona ze "Shreka", "Hobbita", " Władcy Pierścieni" i z "Madagaskaru". Polskie hity wszech czasów to zatem dwa filmy TVN- owskie, jeden dobry film o Paktofonice - wiadomo, każdy z nas lubił chociaż jeden kawałek tego składu, i ekranizacje lektur szkolnych, a przy tym wielkie produkcje.
Jeszcze lepiej, jeszcze więcej!
Dystrybutorzy promują "Listy do M 2" hasłem: "Komedia jeszcze bardziej romantyczna!". W tym momencie powinna zapalić się nam czerwona lampka i powinniśmy pomyśleć coś w stylu: uważaj, ten film może być groźny dla twojego mózgu albo stracisz prawie dwie godziny na kolejne sceny, w których Piotr Adamczyk stara się kogoś w sobie rozkochać.
Reżyserem jest Maciej Dejczer, który znany jest z pracy przy polskich serialach i teledyskach artystów takich jak Budka Suflera. Za scenariusz odpowiada Marcin Baczyński, który współtworzył hity takie jak serial "13 posterunek", czy "Tata, a Marcin powiedział", w 2011 pierwszą część "Listów" a w 2014 film "Karol, który został świętym", z animowanymi wstawkami, jak to określił Mietczyński - jak z płyty dodawanej do serków Bakuś. To ludzie, którzy dobrze wiedzą, czego chce widz telewizyjny. Najeść się i zasiąść wygodnie w fotelu, zamyślić się w trakcie seansu. Albo śmiać z dobrze znanych mu żartów.
Recenzenci wśród zalet drugiej części "Listów" wymieniają zazwyczaj dobrą grę aktorską Karolaka i Adamczyka i to, że dzięki sequelowi można docenić pierwszą część. W porównaniu to był bardzo dobry film, który wyróżniał się na tle całej tej polskiej papki komedii pomyłek. Druga część to jeszcze więcej "miłości i humoru". To niestety nie brzmi dobrze.
Chwalimy, zapraszamy
Promocja tego filmu to przede wszystkim powtarzanie w kółko tych samych haseł i lansowanie Karolaka, do którego już chyba na stałe przykleiła się łatka rubasznego dowcipnisia, który lubi wplątać się w kłopoty. Jaki jest główny bohater, Mel? – To jest taki Karolak, no – mówi Agnieszka Dygant w filmie promocyjnym. A Piotr Małaszyński dodaje: – Nie chcę go obrażać, ale on w tym filmie nie gra. Czyli nie trzeba iść do kina, żeby wiedzieć, jaką postać proponują nam twórcy. Jeśli ktoś oglądał serial "39 i pół" doskonale rozumie o czym mowa.
Czego chcą Polacy od kinowego hitu oprócz gwiazd? Miłości! Bohater grany przez Macieja Stuhra mówi: – Szczęście możesz mieć za darmo, jeśli tylko znajdzie cię miłość.
To ma być film z misją, w materiałach promocyjnych aktorzy mówią: "Nauczymy Polaków kochać! Miłość pod choinkę!". Wszyscy aktorzy przyznają, że ma to być film rodzinny i wzruszający. – To jest taki film, w którym główną rolę odgrywają emocje i to emocje pozytywne. W życiu poszukujemy takich pozytywnych bohaterów i takich historii, które kończą się happy endem –przekonuje Małgorzata Kożuchowska.
Co więcej, produkcja ma nadzieję, (a że jest to TVN, to na pewno tak będzie) że ten film będzie naszą nową świąteczną tradycją, tak jak brytyjska komedia "To właśnie miłość".
– Mam nadzieję, że dwójka będzie takim filmem, do którego będziecie chcieli wracać co święta. To by było chyba spełnienie naszych marzeń – mówi Marta Żmuda - Trzebiatowska. – Nie ma chyba lepszego filmu na święta, jak "Listy do M 2" – dodaje Katarzyna Zielińska. Dystrybutorzy nie boją się nazwać tego filmu najlepszą komedią ostatnich 25 lat.
Aktorzy nie mogą przestać zachwycać się filmem. –Cóż za cudowny telefon, wiadomość o tym, że po "Listach do M" przychodzą "Listy do M2" – ekscytuje się Piotr Adamczyk. – To był bardzo piękny upominek na święta – wspomina rozmarzona Katarzyna Zielińska.
Utop się w miłości
– To dobry film na randeczki – mówi któryś z aktorów w spocie promocyjnym. W kolejnym aktorzy tłumaczą, dlaczego mężczyźni powinni wybrać się do kina na "Listy do M 2". Okazuje się, że mogą dowiedzieć się, czego kobiety potrzebują w miłości. – Trzeba o nas walczyć – mówi Magdalena Lamparska, a Żmuda - Trzebiatowska dodaje, że to taki instruktaż, jak obsługiwać kobietę. Brzmi to źle i groźnie, kusząco dla zdesperowanych podrywaczy.
Kilka elementów promocji tego filmu można uznać za "alarmujące". – Wszystko, co widzieliśmy w "Listach do M 1" zobaczymy w "Listach do M 2", tylko spotęgowane do kwadratu – mówi Nikodem Rozbicki. Po samych zwiastunach już widać, że element komediowy opiera się tu na haśle powtarzanym ciągle przez Karolaka: "psia dupa". – To jest postać pisana dla Karolaka – mówi Małaszyński, jakby podsumowując tę rolę.
Ile można słuchać niby śmiesznych powiedzonek i oglądać pana Tomasza w identycznych kreacjach? Trafnie, choć pewnie niezamierzenie, wypowiada się Agnieszka Wagner: – Nie wiem, czy tak się zachowuje porządny Mikołaj, ale najwyraźniej widzom to bardzo się podoba.
W filmie producenci wciskają nam product placement na każdym kroku. Chamskie przybliżenia na nazwy marek, aż wstyd patrzeć na takie sceny. To wszystko razem męczy. Chciałoby się krzyknąć dosyć, dajcie nam kino prawdziwe, nie zbiór reklam, ale box office mówi sam za siebie. To tak, jak z wyborami. Niby wszyscy są na nie, a PiS i tak wygrało. Wstydzimy się przyznać, że nam się to podoba? Wiele osób tłumaczy sobie i innym, że idzie do kina dla beki, dla rozrywki i tak już niewymagającego mózgu, z sympatii do Stuhra, Karolaka i Adamczyka, żeby podziwiać Żmudę - Trzebiatowską. Ci, którzy nie mają tak dużej odwagi, aby pójść do kina w biały dzień idą na nocny seans, albo czekają na pojawienie się pirackiej wersji w sieci.
"Listy do M 2" reprezentują wszystko, czego odbiorcy nie cierpią. Sztuczne sytuacje i sztuczni aktorzy. Wypucowane i wypolerowane bogate scenerie. Ludzie, którzy mają sukces i tak naprawdę tylko udają, że nie mają miłości. Słabe żarty, drętwe dialogi, wszechobecne reklamy. A jednak więcej osób poszło do kina na ten film, niż na Bonda. Jeśli chcemy zmiany i lepszej jakości, przestańmy to robić! W przeciwnym razie za rok w kinach będzie film "Listy do M 3".