Filmy o piłce nożnej mają wspólny mianownik. Są tylko dla fanatyków futbolu i... mają słaby poziom artystyczny. Innych widzów nudzą, denerwują lub śmieszą. Tak niestety jest również z nowym obrazem poświęconym piłce, a właściwie jednemu piłkarzowi: Cristiano Ronaldo.
"Cristiano Ronaldo: The movie" to autoryzowany dokument o życiu gwiazdora Realu Madryt i reprezentacji Portugalii. Reżyserią zajął się Anthony Wonke, uznany dokumentalista i laureat m.in. nagrody Emmy czy BAFTA Awards. Za produkcję odpowiadali twórcy filmu o Amy Winehouse czy Ayrtonie Sennie.
Udział znanych filmowców i postać jednego z symboli współczesnej sportowej popkultury miały być gotową receptą na sukces. Po filmie zostanie raczej spory niesmak niż artystyczne wrażenia. Chociażby scena, gdy widzimy muskularnego piłkarza wychodzącego spod prysznica w zwolnionym tempie.... Raczej śmieszy niż zachwyca. Gratką dla fanów piłkarza będą za to niepublikowane zdjęcia i filmy z początków kariery Ronaldo.
Nałogowy narcyz
Narcyzm Cristiano Ronaldo nie jest żadną tajemnicą. Genialny piłkarz jest przeczulony na swoim punkcie. Jego filmowa biografia była autoryzowana i bardziej wygląda jak laurka dla Ronaldo niż prawdziwy dokument. Możemy spojrzeć na świat oczami gwiazdora, który uważa, że... jest jedną z najważniejszych osób we współczesnym świecie. Film aż roi się od scen z ekskluzywnymi samochodami, piszczącymi tłumami fanek i błyskiem fleszy aparatów.
Już w pierwszych scenach słyszymy, że celem piłkarza nie jest zdobycie tytułu Mistrza Świata czy kolejny trumf w Lidze Mistrzów. Ronaldo marzy o jednym - o Złotej Piłce, nagrodzie dla najlepszego piłkarza. Co ciekawe, często mówi o sobie w trzeciej osobie: "Ronaldo ciężko trenuje", "Ronaldo dokonał". Przynosi to na myśl osoby o narcystycznych osobowościach, jak chociażby Aleksandra Łukaszenkę, który od lat używa wobec siebie właśnie takiej formy.
W filmie scen drużynowych niemal nie ma. Jeżeli pojawia się scena treningu, to właśnie niezmordowany Cristiano po raz kolejny posyła piłkę do siatki trenując "po godzinach". Bramki też zdobywa po indywidualnych akcjach. Jest tylko jedna scena podnoszenia pucharów w Hiszpanii czy rozgrywkach międzynarodowych. Prym wiedzie wymarzona Złota Piłka - "najpiękniejszy moment życia" jak mówi do kamery gwiazdor Realu. Piłkarz opowiada również o tym, że dzień ogłoszenia wyników plebiscytu jest dla niego bardziej wymagający niż mecz, bo męczy go nie tylko fizycznie, ale i psychicznie.
Nie ma za to tam miejsca na porażki. Cristiano mecze wygrywa, drużyna przegrywa. Nie odwrotnie. Przecież, jak stwierdza Cristiano, Portugalia grałaby lepiej, gdyby miała jeszcze dwóch, góra trzech Ronaldo. Brazylijskie Mistrzostwa Świata? Winna kontuzja. Do tego Cristiano to prawdziwy bohater, lekarze bowiem zalecali odpoczynek, a on wolał ryzykować swoją karierę. Dla kraju. Przymioty Ronaldo można by zresztą wymieniać po obejrzeniu filmu całymi dziesiątkami.
Gwiazdor ukazany w filmie wydaje się jednak strasznie samotny. Chwali swojego agenta, bo ten załatwia mu lukratywne kontrakty. Syna - Cristiano juniora - opisuje jako swojego następcę. Hugo, brat Ronaldo, prowadzi muzeum ku czci piłkarza w rodzinnym mieście. Matka zaś jest najwierniejszą fanką i jej rola ogranicza się do wspierania futbolisty.
Ojciec był alkoholikiem i nie poświęca mu się więcej czasu niż potrzeba, by wspomnieć, że Cristiano sam musiał kształtować swój charakter i zadbać o siebie. W filmie nie pojawiają się za to partnerki Ronaldo, choć w jego życiu pojawiały się często. Jak wielcy dyktatorzy, przez życie kroczy sam. Kobiety muszą pozostać w cieniu sportowca.
Filmy o piłce nie muszą być słabe
Kilka miesięcy temu obejrzałem też spore fragmenty filmu zamówionego przez FIFE: "Wspólna pasja". Krytycy nie zostawili na nim suchej nitki. Mnie znużył i zmusił do szukania lepszej rozrywki. Teraz mogę stwierdzić z całą pewnością, że film światowej organizacji futbolowej to przy "Cristiano Ronaldo: The movie" doskonałe kino.
I mimo że ironizuję, to gorszego filmu od biografii piłkarza Realu dawno nie widziałem. Każde ujęcie kamery, każdy dźwięk podkładu ma za zadanie wielbić boskiego Cristiano, piłkarza genialnego, ale też narcyza ocierającego się wręcz o socjopatię. Pewne jest jedno - film może być analizowany jako klasyczne studium narcystycznego podejścia do własnej osoby.
Anthony Wonke, uznany dokumentalista pozwolił, by warunki dyktował mu piłkarz, chcący wpływać na postrzeganie swojej osoby w jedyny słuszny sposób. Nagrywanie słabych filmów o piłce nożnej, czy to fabularnych czy dokumentalnych, to chyba już tradycja. Przy amerykańskim futbolu czy baseballu filmografia piłki kopanej wypada nader blado.
Ostatni niezły film powstał w 1981 roku. Wtedy do kin trafiła "Ucieczka do zwycięstwa" o meczu jeńców wojennych przeciwko drużynie Niemców podczas drugiej wojny światowej. Na ekranie można było zobaczyć m.in. Pelego, Kazimierza Deynę, czy... Sylwestra Stallone. Nie był to obraz genialny, ale z pewnością znacznie lepszy od miernych filmów o FIFA czy Cristiano Ronaldo.