– Spróbujemy wywołać jakiś błąd, wtedy pani sama zobaczy, jak to działa – mówi Łukasz Bieńkowski, maszynista PKP Intercity, wprowadzając mnie w tajniki kierowania najnowszymi typami lokomotyw. – Oj, chyba się jednak nie uda... – mówi, kiedy pokładowy komputer uparcie raportuje, że jednak wszystko jest w jak najlepszym porządku. – Może nie wywołujmy wilka z lasu... – mówię asekuracyjnie, wyobrażając sobie, ile mogą łącznie kosztować „kabelki” ukryte w kokpicie EU 44 - znanego jako „Husarz”, i przez ile lat musiałabym sprzątać wagony, żeby wypłacić się za spowodowaną moim widzimisię usterkę.
– O, udało się! – mówi z satysfakcją maszynista i wskazuje na ekran, gdzie oprócz informacji, że coś poszło nie tak, pojawia się kilka możliwych rozwiązań problemu, które pan Łukasz kilkoma stuknięciami w ekran natychmiast wprowadza w życie. Oddycham z ulgą. Na doświadczonym maszyniście takie pozorowane błędy wrażenia już nie robią. Aby jednak znaczenie mrugających na kokpicie kontrolek było tak oczywiste jak świecący się symbol wymiany oleju na samochodowej desce rozdzielczej, potrzebne są lata praktyki, końskie zdrowie i przede wszystkim pasja do kolei.
Pan Łukasz zaczyna opowieść o swojej kolejowej przygodzie. – Pochodzę z rodziny kolejowej. Mama pracowała na kolei, tata odrabiał staż na kolei po technikum kolejowym, wujkowie, dziadkowie też pracowali na kolei. Mimo, że ja też skończyłem technikum kolejowe, to raczej nie myślałem, żeby właśnie z koleją wiązać swoje losy, ale tak wyszło, a później mi się spodobało...
A co się konkretnie spodobało?
Kiedy miałem dziewięć lat wujek pracował jako maszynista w Lokomotywowni Warszawa Olszynka Grochowska. I tak jak ja panią dzisiaj, on wtedy mnie wprowadził do lokomotywy i tyle wystarczyło, żeby w głowie dziewięciolatka zrodziło się marzenie o zostaniu maszynistą.
Rodzice mówili: „Synu, myśl o tym żeby pracować głową, a nie rękami”. Woleli pewnie, żebym został szefem koncernu naftowego... Niemniej jednak jakoś się na tej kolei znalazłem, najpierw jako konduktor, potem kierownik pociągu. W między czasie pojawiła się informacja, że poszukiwani są kandydaci na stanowisko pomocnika maszynisty, a że wiedziałem jak ten zawód wygląda od kuchni, to zdecydowałem się bez wahania.
Czy to typowe dla maszynistów, żeby wcześniej zaliczać inne poziomy kolejowej drabiny?
Teraz maszynistą można zostać nie mając wykształcenia kolejowego. Są oczywiście pewne warunki, które kandydat musi spełniać, przede wszystkim zdrowotne. Wymagana jest między innymi tak zwana pierwsza kategoria wzroku i słuchu.
Chodzą plotki, że nie tak łatwo ją otrzymać.
Normy są bardziej wyśrubowane niż dla radzieckiego kosmonauty. Badania nie polegają tylko na tym, żeby przeczytać dolną linijkę tablicy Snellena u okulisty. Badane jest też dno oka, wzrok sprawdza się w ciemni. Trzeba też wykluczyć daltonizm i astygmatyzm. Do tego dochodzi badanie słuchu przeprowadzane w tzw. kabinie ciszy, w trakcie którego sprawdza się reakcję na poszczególne dźwięki. Niezbędnym warunkiem jest także sprawność psychomotoryczna – szybki czas reakcji i odpowiednia koordynacja. Do tego jeszcze badanie krwi, serca, płuc, neurologia ... Normy dla nowo wstępujących są więc bardzo wyśrubowane. Jeśli się ich nie spełnia, to niestety nie ma co marzyć o tym zawodzie.
Co jeszcze jest ważne?
Na pewno refleks, umiejętność podejmowania szybkich decyzji w sytuacjach stresowych.
Jakimi cechami charakteru powinien wykazać się przyszły maszynista?
Przede wszystkim trzeba być rozsądnym, odpowiedzialnym, punktualnym- ten zawód wymaga samodzielności i dobrej organizacji pracy.
Jakie zagrożenia na trasie zdarzają się często?
Mam to szczęście, że mi nigdy nic złego się nie przytrafiło, a jako maszynista jeżdżę już cztery lata. Są też koledzy z ponad trzydziestoletnim stażem, którzy nigdy nie mieli wypadku, ale takich jest niewielu. Zagrożenia zdarzają się bardzo często, a ich przyczyną jest przede wszystkim nieostrożność i lekkomyślność ludzi. Piesi często wpadają na pomysł, aby skrócić sobie drogę do pracy czy do sklepu i przejść przez tory w miejscu niedozwolonym, a to prowokuje wypadki. Wiele osób nie zdaje sobie sprawy z tego, że pociąg pasażerski jadący z prędkością 100 km/h i widoczny z odległości 200 metrów nie jest w stanie na tym dystansie wyhamować i zatrzymać się przed przeszkodą.
Czy w trakcie szkolenia maszyniści uczą się, jak reagować w takich sytuacjach?
Podstawową wiedzę zdobywamy w czasie kursu teoretycznego i podczas jazd jako praktykant od starszych kolegów. Umiejętność rozpoznawania zagrożeń i radzenia sobie z awariami w stresujących warunkach jest również nabywana w czasie szkoleń praktycznych na symulatorze. Symulator to takie sprytne urządzenie, które pozwala przećwiczyć zachowania podczas wypadku czy w razie wystąpienia jakichś nieprawidłowości. Osoba prowadząca szkolenie na symulatorze wywołuje różnego rodzaju zdarzenia, z którymi maszynista musi sobie odpowiednio poradzić. Do takich zdarzeń należy między innymi wtargnięcie na tory przez samochód, krowę :) Prowadzący pociąg w takich sytuacjach poza tym, że włączy syrenę i uruchomi hamowanie, musi wykonać szereg innych czynności, np. włączyć „radio stop”, czyli urządzenie, które spowoduje zatrzymanie się wszystkich pociągów w okolicy.
Na ile warunki na symulatorze odpowiadają rzeczywistości?
Są bardzo zbliżone. Symulator składa się między innymi z dokładnie odwzorowanej kabiny maszynisty, która jest poruszana za pomocą siłowników elektrycznych i w ten sposób symulowane są ruchy jadącego pojazdu. W niektórych sytuacjach naprawdę pocą się ręce, bo maszynista czuje się dokładnie tak, jakby prowadził prawdziwy pociąg. Jest to urządzenie nieocenione w szkoleniu zwłaszcza młodych maszynistów. Podczas szkolenia możliwe jest wystąpienie tzw. choroby symulatorowej (mdłości, zawroty głowy), wywołanej przez poruszającą się kabinę pędzącą po wirtualnych torach. Ta dolegliwość została odkryta wcześniej w symulatorach lotniczych, więc pokazuje to jak bardzo profesjonalnym urządzeniem jest nasz symulator.
Do czego jeszcze muszą przywyknąć młodzi maszyniści? Wczesnego wstawania?
To jest praca zmianowa, ale nie w znaczeniu takim, jakie dotyczy np. dyżurnych ruchu pracujących jednego dnia od 7 do 19, następnego - od 19 do 7, którzy potem mają dwa dni wolnego. Maszyniści pracują według harmonogramu. Służby zaczynają się o różnych porach. Dzisiaj zacznę pracę o 20:07 i skończę o 6:07 jutro. Potem mam trzy dni wolnego, a po nich pojadę pierwszym pociągiem do Wrocławia, więc będę musiał stawić się u dyspozytora o 4:26. Tak więc dzień pracy maszynisty zaczyna się dużo wcześniej, np. o 3:00 bo do pracy trzeba jeszcze dojechać.
Jak więc liczony jest czas pracy? Na podstawie godzin czy długości przejechanych tras?
Maszynista, jak każdy pracownik kolei, musi wypracować normę czasu pracy. W miesiącu jest to np. 170 godzin, tyle więc musi wynosić łączny czas wszystkich służb, z czego pojedyncza może trwać maksymalnie 12 godzin. Długość trasy nie ma tu znaczenia.
A jej atrakcyjność? Ma pan swoją ulubioną trasę?
Z Warszawy do Krakowa przez Kielce – jest bardzo ciekawa, malownicza. Prędkości nie są za duże, maksymalnie jedzie się 120 km/h, ale za to przez góry Świętokrzyskie - piękne widoki. Dzięki częstym zjazdom z góry pociąg praktycznie porusza się sam. Jazda tamtą trasą to frajda.
Jeśli chodzi o rodzaj pociągu, to też ma pan swojego faworyta?
Jest to stara lokomotywa EP 08. Jest bardziej wymagająca pod względem obsługi i techniki jazdy niż nowoczesne pojazdy, ale daje masę radości z prowadzenia. Stary sprzęt, ale frajda porównywalna z jazdą starym Harleyem dla kogoś, kto na co dzień jeździ Mercedesem. Zardzewiały Harley to zawsze Harley, a Mercedesem taksówką każdy może się przejechać :)
Drugą ważną w mojej karierze lokomotywą jest EP09. Na tej serii lokomotyw dużo czasu spędziłem pracując wcześniej na stanowisku pomocnika maszynisty. Zgodnie z naszymi przepisami pomocnik niezbędny jest maszyniście podczas prowadzenia pociągów z prędkością większą niż 130 km/h. Pojazdy te stanowią trzon floty szybkich lokomotyw PKP Intercity, stąd moja sympatia do tych pojazdów, ale nie tylko- lokomotywy te są bardzo skomplikowane i wymagające jeśli chodzi o obsługę, czyli fajne :)
Zawód maszynisty zdominowali mężczyźni. Czemu nie ma kobiet-maszynistek?
Są. U nas w spółce aktualnie szkoli się jedna, w Łodzi. Z tego co wiem, Ola zdobyła już licencję i teraz pracuje nad uzyskaniem świadectwa maszynisty.
Mimo wszystko to nadal niewiele kobiet w szeregach maszynistów. Z czego to wynika?
Praca maszynisty bywa bardzo wymagająca fizycznie. Nie mówimy tu o samym prowadzeniu pojazdu, ale zdarzają się sytuacje awaryjne, kiedy trzeba na przykład odczepić lokomotywę od wagonu, co wymaga wysiłku. Dlatego też pewnie ktoś kiedyś doszedł do wniosku, że nie jest to praca odpowiednia dla kobiet. Teraz jednak się wszystko zmienia i bardzo dobrze.
Wiedząc dokładnie, z czym wiąże się praca maszynisty, jakie rady mógłby pan dać wszystkim tym, którzy również chcieliby zrealizować marzenia o kierowaniu pociągiem?
Po pierwsze nigdy nie zamieniłbym swojej pracy na inną, bo to jest rzeczywiście spełnienie chłopięcych marzeń. Robię to, co zawsze chciałem robić i jeszcze mi za to płacą :) Prowadzenie pociągu jak już wspomniałem daje dużo frajdy i satysfakcji, co rekompensuje np. poranne wstawanie, lub bardziej nocne wstawanie. Młodym mógłbym doradzić, żeby byli bardziej cierpliwi. Kandydat na maszynistę po otrzymaniu wszelkich dokumentów uprawniających do prowadzenia pojazdów trakcyjnych, nie od razu siada za nastawnik. Tu jest inaczej niż w „normalnym” życiu, gdzie po otrzymaniu prawa jazdy, siadamy za kierownicę samochodu i możemy pojechać nawet na drugi koniec Europy. Musi upłynąć trochę czasu zanim maszyniści-instruktorzy zadecydują, że dany człowiek rzeczywiście jest już gotowy, żeby prowadzić pociąg.
Niezbędnych nawyków i doświadczenia młodzi maszyniści nabywają przy wykonywaniu prac pomocniczych, polegających na przykład na pracy manewrowej, czyli przestawianiu wagonów „z kąta w kąt” na stacji. Etap wdrożenia trwa długo, dlatego przede wszystkim sugerowałbym cierpliwość, bo doświadczenia zaprocentują a cierpliwość zostanie wynagrodzona.
Co widać najlepiej na pana przykładzie.
Trzeba też dużo pracować nad sobą: doskonalić umiejętności, docierać technikę jazdy, uczyć się i być na bieżąco z przepisami. Zauważą to na pewno zarówno pasażerowie, jak i przełożeni. Trzeba być też trochę „mikolem” - miłość do kolei pomaga, tak samo jak znajomość kolejowych realiów. Takie osoby najlepiej się w tym zawodzie sprawdzają, bo wiedzą, na co się piszą. Podchodzą do obowiązków bardziej sumiennie, z sercem. Z drugiej strony, nawet jeśli ktoś trafi do kolei z przypadku, bardzo szybko łapie bakcyla, bo ta praca jest po prostu fajna i wciąga jak dwu megawatowy odkurzacz :)
Maszynista to nadal zawód prestiżowy?
Tak. Nie każdy może go wykonywać. Masa młodych ludzi chciałaby pracować na kolei, ale z racji na przykład predyspozycji zdrowotnych nigdy nie będzie im to dane. Prestiż i satysfakcję każdy maszynista czuje najbardziej po swojej pierwszej samodzielnej jeździe, kiedy pociąg dojedzie do celu.