
Jan Szyszko, nowy-stary minister środowiska nie ma dobrej prasy. W przeszłości wielokrotnie "błyszczał" niekompetencją i dosyć oryginalnym spojrzeniem na kwestie ochrony przyrody. Nie jest go jednak łatwo zniechęcić. Szef resortu ochrony środowiska już zakasał rękawy i dziarsko zabrał się do pracy. Na pierwszy ogień wziął się za oczko w głowie polskich ekologów i przyrodników - Puszczę Białowieską. Niektórzy już alarmują, że nowe porządki w Puszczy doprowadzą do katastrofy, a w ruch pójdą piły. Jest się czego bać?
Minister Jan Szyszko nie od dzisiaj nie cieszy się estymą tych środowisk, którym dobro przyrody szczególnie leży na sercu. Nie bez powodu – Szyszko, któremu już po raz drugi powierzono tekę ministra środowiska zasłynął nie jako orędownik ochrony środowiska, ale jako ten, który chciał zalać asfaltem Dolinę Rospudy i który wypatrywał trujących smug na niebie.
Część osób zaangażowanych w działania na rzecz ochrony środowiska alarmuje, że personalne roszady mogą być jedynie przygrywką do poważniejszych zmian na terenie Puszczy. Jakich? Partia Zieloni niedawno na swojej stronie zamieściła elektryzującą grafikę. Hasło na niej głosi, że teraz w Puszczy w ruch pójdą piły. "Dyrektor Białowieskiego Parku Narodowego odwołany. Według ministra ze środowiska PiS w Puszczy Białowieskiej wycinano za mało drzew" – piszą działacze, nazywając całe zajście "zamachem na Puszczę".
Został opracowany operat urządzeniowy lasu m.in. dla nadleśnictwa Białowieża. Zgodnie z wyliczeniami powinno się tam pozyskiwać ponad 200 tys. m sześc. drewna w skali roku, a minister zaniżył tę wartość do 40 tys. Czytaj więcej
Napisz do autora: dominika.majewska@natemat.pl
