Jan Szyszko, nowy-stary minister środowiska nie ma dobrej prasy. W przeszłości wielokrotnie "błyszczał" niekompetencją i dosyć oryginalnym spojrzeniem na kwestie ochrony przyrody. Nie jest go jednak łatwo zniechęcić. Szef resortu ochrony środowiska już zakasał rękawy i dziarsko zabrał się do pracy. Na pierwszy ogień wziął się za oczko w głowie polskich ekologów i przyrodników - Puszczę Białowieską. Niektórzy już alarmują, że nowe porządki w Puszczy doprowadzą do katastrofy, a w ruch pójdą piły. Jest się czego bać?
Szyszko robi porządki w Puszczy
Minister Jan Szyszko nie od dzisiaj nie cieszy się estymą tych środowisk, którym dobro przyrody szczególnie leży na sercu. Nie bez powodu – Szyszko, któremu już po raz drugi powierzono tekę ministra środowiska zasłynął nie jako orędownik ochrony środowiska, ale jako ten, który chciał zalać asfaltem Dolinę Rospudy i który wypatrywał trujących smug na niebie.
– Z ministrem Szyszko rzadko nam po drodze. Jak na osobę, która piastuje takie stanowisko, to stanowczo za mało uwagi poświęca na kwestie związane z ekologią. Po drodze jak na razie z ministrem jest nam tylko w wypadku GMO. Minister, podobnie jak my, jest przeciwnikiem modyfikacji genetycznych roślin – mówi nam Maciej Józefowicz, rzecznik Partii Zieloni.
Po tym jak Szyszko nie zebrał najlepszych recenzji na stanowisku ministra środowiska za swojej poprzedniej kadencji, teraz znowu podpadł obrońcom przyrody, którzy z zaniepokojeniem obserwują dziwne ruchy szefa zielonego resortu związane z Puszczą Białowieską. Wszystko przez to, że jednym z pierwszych posunięć nowego ministra było usunięcie dotychczasowego dyrektora Białowieskiego Parku Narodowego – Mirosława Stepaniuka.
Stepaniuk z dnia na dzień został odsunięty przez ministra na boczny tor. Zdziwienie jest tym większe, że Stepaniuk cieszył się opinią dobrego zarządcy Parku, a sam resort nie podał uzasadnienia dla tej decyzji. W lakonicznym komunikacie rzeczniczki ministerstwa środowiska podano jedynie, że "minister ma prawo powołać, ma prawo odwołać dyrektora". Prawda, tyle tylko, że już z nieoficjalnych informacji wynika, że odwołanie Stepaniuka ze stanowiska wiązało się z iskrzeniem na linii dyrekcji białowieskiego parku i Lasów Państwowych.
– Były dyrektor dbał o ochronę Parku Narodowego i nie mogę powiedzieć na niego złego słowa. Dobrze wywiązywał się ze swoich obowiązków. Nie widzę żadnego powodu, dla którego został odwołany. Dlatego decyzja ministra Szyszko wydaje się dosyć niezrozumiała i można się tylko domyślać, czym kierował się minister decydując się na taki krok – mówi naTemat Paweł Pawlaczyk z Klubu Przyrodników.
Puszczę wytną w pień?
Część osób zaangażowanych w działania na rzecz ochrony środowiska alarmuje, że personalne roszady mogą być jedynie przygrywką do poważniejszych zmian na terenie Puszczy. Jakich? Partia Zieloni niedawno na swojej stronie zamieściła elektryzującą grafikę. Hasło na niej głosi, że teraz w Puszczy w ruch pójdą piły. "Dyrektor Białowieskiego Parku Narodowego odwołany. Według ministra ze środowiska PiS w Puszczy Białowieskiej wycinano za mało drzew" – piszą działacze, nazywając całe zajście "zamachem na Puszczę".
Zaniepokojenie, według Pawła Pawlaczyka, jest uzasadnione, a minister Szyszko rzeczywiście przebąkiwał o tym, że teren Puszczy powinien być gospodarczo intensywniej eksploatowany. W ubiegłym roku Szyszko na łamach "Naszego Dziennika" dowodził, że pozyskiwanie drewna z Puszczy jest za niskie.
Minister Szyszko cytowany w tym samym tekście ubolewał, że nie można wycinać drzew ponadstuletnich, co – jego zdaniem – prowadzi niechybnie do "zamierania kolejnych drzew", "gradacji kornika drukarza" – niebezpiecznego szkodnika i "krajobrazu księżycowego" w samej Puszczy.
Pogląd ministra zdają się podzielać Lasy Państwowe, które przedłożyły projekt zbieżny z tym, o co postuluje Szyszko. 10 listopada 2015 r. Regionalna Dyrekcja Lasów Państwowych w Białymstoku przedstawiła do konsultacji społecznych propozycję aneksowania planu urządzenia lasu dla nadleśnictwa Białowieża w Puszczy Białowieskiej. Co to oznacza w praktyce?
– Punktem wyjścia dla tego projektu jest gradacja kornika drukarza , który atakuje drzewa na dużych powierzchniach. W myśl nowego planu opracowanego przez Lasy Państwowe świerki martwe, ale i te zamierające wycinać, co w najbliższych sześciu latach może powodować bardzo poważną i intensywną wycinkę drzew – tłumaczy Pawlaczyk.
Maciej Józefowicz z Partii Zieloni również uważa, że nowy projekt może mieć poważne konsekwencje, a w tłumaczenia o szkodliwości obumarłego drewna, nie wierzy. - To takie zastępcze tłumaczenie. Taki rodzaj drewna też spełnia ważna rolę dla całego ekosystemu, a zwiększenie wycinki drzew musi budzić nasz sprzeciw. To jest rodzaj zamachu na klejnot przyrody, jakim na tle całej Europy jest właśnie nasza Puszcza Białowieska – twierdzi.
Zdaniem niektórych środowisk stojących na straży przyrody, projekt nowego urządzenia lasu to nic innego jak przykrywka dla poważnej ingerencji w zagospodarowanie Puszczy, a rozprzestrzenianie się kornika drukarza stanowi dla nowego ministra i Lasów Państwowych doskonały pretekst do bezkarnego zwiększania wycinki drzew w tym unikalnym miejscu na mapie Polski. Od kiedy minister Szyszko znowu rozgościł się w fotelu szefa resortu środowiska, prace nad projektem wyraźnie przyspieszyły, co może oznaczać, że nowej władzy bardzo zależy na szybkim uporaniu się z kwestią "zaniżania" wycinki drzew w Puszczy Białowieskiej.
Sprawa Puszczy Białowieskiej na pewno powinna być bacznie monitorowana. Może nie jest to jeszcze, jak twierdzą aktywiści Partii Zielonych, "zamach", ale najwyraźniej coś jest na rzeczy, a nowy minister środowiska do spółki z Lasami Państwowymi ma zakusy, żeby zaprowadzić tam nowe porządki. I najprawdopodobniej w najbliższym czasie czeka nas mała ekologiczna wojna o Puszczę.
Został opracowany operat urządzeniowy lasu m.in. dla nadleśnictwa Białowieża. Zgodnie z wyliczeniami powinno się tam pozyskiwać ponad 200 tys. m sześc. drewna w skali roku, a minister zaniżył tę wartość do 40 tys. Czytaj więcej