Czy to w ogóle możliwe, aby w czasie firmowych wigilii panowała luźna atmosfera? Większość z nas już za moment usiądzie do wspólnego stołu z koleżanką, której nienawidzi, z menadżerem, który od miesięcy powtarza, że wyp*** nas na zbity pysk, a także z dziesiątkami innych pracowników, którym złożymy "serdeczne" życzenia, choć wcześniej nie mówiliśmy sobie nawet "cześć". Czy wigilia w pracy naprawdę nie może wyglądać normalnie?
Wersja oficjalna: Wigilia pracownicza to czas, kiedy wreszcie możemy zapomnieć o deadline'ach, raportach i ASAP-ach, a prezes przestaje być "panem prezesem" i staje się sympatycznym Zbyszkiem czy innym Andrzejem. W rzeczywistości jednak wigilie pracownicze bywają festiwalem obłudy, sztucznych uśmiechów i już na początku grudnia zaczynają wywoływać w nas gęsią skórkę. – Nie znam nikogo, kto by ją lubił – żalą się pracownicy na Twitterze.
Firmowa wigilia to wyścig, w którym część osób nie chce brać udziału. Ale nie ma tak łatwo – spróbuj się wykręcić, napisać że wyjeżdżasz do domu, a być może wigilia którą masz w poważaniu będzie twoją ostatnią. W końcu to też sprawdzian dla szczęśliwców, którzy muszą ją zorganizować – zaklepać jak najlepszą knajpę, wypruć sobie flaki w trosce o drobiazgi, których i tak nikt nie zauważy. I w końcu jest to moment, kiedy szef będzie starał się zmazać z twarzy błoto, którym pracownicy pokątnie obrzucali go przez ostatni rok. Jednym słowem – wszystkie ręce na pokład.
Vox populi:
– Lubię w tych chwilach obserwować zmęczone roczną harówą twarze pracowników, które zdają się krzyczeć „kpina!”, „gdzie moja obiecana podwyżka?”
– Firmowa wigilia to również szczyt hipokryzji, w której skąpane są przemówienia prezesów firm, mówiące o dobrym roku, wysokich słupkach i życzeniach radosnych, rodzinnych świąt.
– To totalny koszmar. Te fałszywe życzenia, łamanie się opłatkiem, podczas gdy niejeden, niejedna, by cię utopiła w łyżce wody... W mojej pracy jest szefowa, której nie znoszą praktycznie wszyscy, z wzajemnością, i która wymusza takie spotkania, chyba tylko po to, by z sadystyczną wręcz przyjemnością, obserwować, jak ludzie, wbrew sobie, życzą jej wszystkiego najlepszego. Czy to nie jest perfidne?
Czy nie mogłoby być normalnie?
Wyobraźmy sobie, że szef dużej, dobrze prosperującej firmy nie zorganizuje wigilii dla swoich pracowników. Poza odetchnięciem z ulgą, pracownicy zareagowaliby komentarzami: "Bo u nas to szef nawet wigilii nie zrobił". Jednym słowem, nie ma wyjścia. Z wigilią źle, a bez niej jeszcze gorzej. Co zrobić, aby wigilia była do przyjemny spotkaniem, a nie obowiązkiem? Jest kilka sposobów.
Jednym z głównych powodów poczucia wigilijnego zakłopotania, które na ogół niwelowane jest alkoholem, jest obecność szefostwa. – W mojej firmie wigilia zaczyna się właśnie wtedy, gdy szef pójdzie do domu – mówi mi pracownica warszawskiego Mordoru na Domaniewskiej. Nie chodzi o to, aby szefa w ogóle na wigilii nie było. Ale może warto przemyśleć, czy nie warto byłoby, by wezwały go obowiązki służbowe.
Tymczasem według Leszka Mellibrudy, problem w wielu przypadkach nie leży w samej wigilii, tylko właśnie w szefie i tym, jaki buduje wokół siebie klimat. – Wigilia jest zwierciadłem relacji i sposobów zachowania, które reprezentują menadżerowie i top-menadżerowie – mówi psycholog biznesu.
Uczulenie na wigilię
Zdaniem Leszka Mellibrudy nie jest prawdą, iż wszyscy nienawidzą korporacyjnych wigilii. – Są tacy, którzy na nie czekają i uważają, że to bardzo ważny rytuał – mówi naTemat. Stosunek pracowników do wigilii zależy w dużej mierze od stosunku menadżerów do reszty świata.
Jeżeli nie jesteśmy uczuleni na wigilię, tylko negatywnie nastawiamy się na określone aspekty - osoby, wypowiedzi, to powinniśmy się na nie odczulić. Jak? – Każdy musi znaleźć swój własny sposób na odczulanie się na klimaty, które się tam pojawiają. Wszyscy mają własne antidotum i trzeba je uruchomić w stosownym momencie. Czasem czegoś nie wiedzieć, czasem nie słyszeć, a czasami po prostu pogodzić się i przyjąć postawę "pastora", który wybacza wszystkim na wszelki wypadek – radzi psycholog biznesu.
Spotkania wigilijne są zawsze po czasie pracy w czasie wolnym. Nie chce mi się w nich uczestniczyć - zawsze ten sam katering lub musimy coś sami szykować, a szef tylko ślepakami patrzy... Masakra. Wolałbym w domku z rodziną posiedzieć w miłym gronie.
Leszek Mellibruda
Psycholog biznesu
Jeśli wigilia jest eventem, który ma pokazać wielkość organizacji i za wszystko płaci firma, jest zupełnie inaczej odbierana niż spotkanie, na które uczestnicy przynoszą choćby najdrobniejsze wyroby własne. To niuanse, które składają się na to, jak wigilia jest odbierana.