Co jest jednym z podstawowych symboli świąt? Drzewko! Małe, duże, proste, krzywe – do wyboru do koloru. Szczególnie pięknie jest, kiedy już stoi na swoim miejscu i błyszczy milionem lampek. Wcześniej jednak trzeba je skądś wytrzasnąć. W naszej miejskiej dżungli choinki kupujemy przeważnie ze specjalnie na tę okazję stworzonych stoisk. A ktoś na tych stoiskach pracuje. – Słyszę: „Jaka niewdzięczna praca, jak ty możesz z tymi klientami rozmawiać, tu ten ci wymachuje, ten robi jeszcze coś innego”. Ja jestem już przyzwyczajony, człowiek nie zwraca na to uwagi – powiedział w rozmowie z nami mężczyzna, który od 12 lat sprzedaje nam świąteczne drzewka.
Początek szału
Do świąt jeszcze kilka dni. – Jeszcze dużo czasu – słyszę od jednego z warszawskich sprzedawców. – W tym roku to jest dopiero początek, ludzie owszem pytają i narzekają, że punkty z choinkami nie są jeszcze rozstawione. Takie miejsca, jak moje, korzystają na tym. Jakaś sprzedaż jest – słyszymy od młodego człowieka, który od małego pomagał rodzicom w sprzedaży choinek. Dzisiaj sam zajmuje się kilkoma punktami na terenie Warszawy.
– Sprzedaję choinki od 12 lat, a tato od 20 – mówi. Poza sezonem również pracuje w sprzedaży, ale w zupełnie innej branży. Jeszcze niedawno był zatrudniony w banku. Umie więc pracować z ludźmi, a w choinkowym biznesie jest to niezwykle ważne. Dużo się dzieje, ludzie w przedświątecznym amoku szaleją wśród iglastych gałązek i weź to człowieku ogarnij! – Dla mnie to jest rutyna, codzienność, już w to wpadłem. Trzeba to zrobić, a dla niektórych to jest coś bardzo ciężkiego – mówi.
Takie wydarzenia, dobre emocje ludzi i rzeczywiście świąteczny nastrój wydają się być światełkiem w tunelu. Bo niestety, trochę wyrzeczeń trzeba w związku z tą pracą ponieść. – Co roku w Wigilię mama się denerwuje, bo wracamy do domu o 21. Normalnie wszyscy są już po kolacji, a u nas… no niestety. Wiąże się to z tym, że trzeba wyczyścić miejsce, wszystko sprzątnąć, zgarnąć – opowiada. Praca trwa do samego 24-ego grudnia i nie ma przebacz. – Wtedy też jest duży ruch, bo niektórzy mają taką tradycję, że drzewko musi być ubrane w Wigilię – słyszymy..
Ile, kto, jak
A jakimi klientami jesteśmy? Da się z nami wytrzymać? Na razie podobno jeszcze tak, ale im bliżej świąt, tym stajemy się bardziej wybredni. Chociaż nie jest to żadną regułą. – Rok rokowi nierówny. W zeszłym roku klienci od początku do końca marudzili, strasznie się targowali. W tym roku już tak się nie targują, rozumieją ceny. Chociaż my też staramy się tymi cenami za bardzo nie manewrować – mówi nam sprzedawca, a obok nas zjawia się starsze małżeństwo. Kupują małą choinkę za 50 złotych. To właśnie mniej więcej od takiej kwoty możemy znaleźć drzewka. Najdroższe? Nawet około 300, ale te są już naprawdę ogromne.
Starsi państwo proszą o wyjęcie drzewka z doniczki i spiłowanie korzeni. – Mieszkamy na czwartym piętrze i nie ma windy. Jak mieliśmy po 20 lat to nie było problemu, ale to było pół wieku temu. Nie damy rady wnieść drzewka z dodatkowym pudełkiem na górę – mówi kobieta. Sprzedawca zabiera się więc do pracy i raz dwa podaje w pełni zapakowaną choinkę, a dla stałych klientów proponuje jemiołę w prezencie. – To jest ciężka fizyczna praca: piłowanie, stanie, noszenie, przy tym można zamarznąć – mówię i rzeczywiście dygocę z zimna. – Mamy kemping, który jest nagrzany. Poza tym, w ciągu dnia człowiek się rozgrzeje. A to była dosyć mała operacja. Jak jest duża choinka z grubym pniem to muszę się trochę naciosać – odpowiada.
Czego tylko dusza zapragnie
Zastanawiałam się też, czy nie przychodzą klienci z reklamacjami. Ponoć nie, chociaż coś na kształt reklamacji pojawiło się w karierze naszego rozmówcy. – Kiedyś przyszła do nas pani. Mąż gdzieś tam wyjechał i obrobiliśmy jej choinkę na oko do stojaka. Powiedziała, że wszystko jest dobrze. Poszła do mieszkania i przyszła z powrotem z pytaniem, czy mógłbym pomóc. Bez problemu poszedłem do jej domu i zamontowałem choinkę – słyszę i pytam, czy full service obowiązuje? – Oczywiście, że tak. Z dojazdem do domu – śmieje się sprzedawca i tłumaczy, że to była akurat wyjątkowa sytuacja, a blok klientki jest tuż obok.
Żoliborski punkt z choinkami jest czynny w zasadzie całą dobę. Mężczyzna śpi w przyczepie kempingowej, ale wyjaśnia, że sprzedają drzewka od 7 do 21. Byłam zdziwiona, że ktoś może przychodzić po choinkę tak rano, ale okazuje się, że tak. Niektórzy z nas przychodzą jeszcze przed pracą. Zdarza się też, że sprawdzamy rano tylko co i jak. – Wczoraj miałem kilka takich klientek, które mówiły: „Dobra, to ja idę do pracy, a wieczorem mąż przyjdzie” – jak słyszymy, przyszedł.
Kiedy jednak stajemy pośród tych wszystkich drzewek pojawia się w głowie jeden wielki znak zapytania: co wybrać?! Coraz częściej ludzie kupują jodły. Nie obsypują się one, tak jak świerki. Mogą postać nawet do połowy stycznia, bo jodła ma to do siebie, że igły usychają na gałęzi. Przeważnie różnica cenowa pomiędzy tymi drzewkami to około 50 złotych, jodła jest droższa. Jednak każdy ma swoje upodobania. – Osobiście moim ulubionym drzewkiem jest świerk srebrny. Lubię polskie drzewka, chociaż od kilku lat jodły też mamy polskie. Jednak świerk ładnie pachnie i dosyć długo stoi. Jodła nie pachnie – słyszymy od eksperta w tej kwestii.
Nie ma lekko
Nie jest to łatwy biznes. Przede wszystkim jest sezonowy. Z którym sprzedawcą nie rozmawiałam, ma on inną stałą pracę. Przed świętami zakłada jednak na siebie ciepłe ciuchy, rozstawia się z drzewkami i do 24-ego grudnia od rana do nocy, nieraz na mrozie, czasami w śniegu, sprzedaje nam nasze zielone symbole świąt. – W tym roku pogoda jest super. Bywały lata, że dzień zaczynał się od szuflowania śniegu – słyszę od kolejnego choinkowego sprzedawcy.
Napisz do autorki: katarzyna.milkowska@natemat.pl
Reklama.
Sprzedawca choinek
Warszawa
Od ostatnich choinek minął cały rok. Przychodzi moment kiedy zakładam codzienne ciuchy i czuję się jakby to było wczoraj. Człowiek przestawia tak sobie w głowie, że widzę ludzi i rozpoznaję znajome twarze. Mamy kilku stałych klientów. Od 12 lat przychodzi taka rodzina, gdzie dzieciaki tak już porosły! Sam byłem nie za duży kiedy tutaj przyjeżdżałem, miałem może 13 lat. Ale to były takie nie za duże maluchy. Teraz przychodzą już damy i wielkie chłopy. Zjawiają się całą familią, już chyba z 12 osób teraz, bo wcześniej przychodziło małżeństwo z 4 córkami. Teraz one już mają swoje dzieci, takie smyki małe. Przynoszą nam jakieś prezenty, jest naprawdę fajna atmosfera.