Reklama.
Prawo i Sprawiedliwość rządzi według przepisu Alfreda Hitchcocka: najpierw trzęsienie ziemi, później emocje rosną. Tak więc po wtorkowej awanturze w Sejmie środa zapowiada się równie gorąco. Zaczęło się od oświadczenia Beaty Szydło, później Sejm zajął się kontrowersyjnymi głosowaniami. Zdecydowano, że jeszcze podczas tego posiedzenia Sejm zajmie się nowelizacją ustawy o Trybunale Konstytucyjnym.
Prawo i Sprawiedliwość ustami Beaty Szydło apelowało do opozycji o wspólną pracę przy ustawie o podatku bankowym. Ale nie ma zamiaru przeprowadzić konsultacji społecznych. Dlaczego? – Konsultacjami społecznymi były wybory parlamentarne – stwierdziła w Sejmie posłanka Barbara Bubula z PiS.
To nowy wytrych, którym PiS może uzasadniać łamanie parlamentarnych zwyczajów i obchodzenie prawa także w przypadku innych ustaw.
We wtorek późnym wieczorem w Sejmie pojawił się projekt "ustawy naprawczej", którą w piątek zapowiedział Jarosław Kaczyński. Już w środę Sejm zdecydował, że posłowie zajmą się nią podczas trwającego właśnie posiedzenia. Wydłużono je o jeden dzień. Już w czwartek o godz. 11.30 odbędzie się pierwsze czytanie tego tekstu. Kluby będą miały po 5 minut na wyrażenie swojej opinii w sprawie proponowanych zmian.
– Pani premier, powszechnie wiadomo, że macie problemy kadrowe – powiedziała z mównicy sejmowej Krystyna Sibińska z PO. Przypominała niedoszłą wiceminister gospodarki morskiej czy zwolnionego po dwóch dniach prezesa PKP. – Zwalniacie nocą fachowców, macie problemy z zarządzaniem, dlatego wprowadzacie przepis, który pozwala zatrudniać ludzi bez doświadczenia, bez konkursów – mówiła.
Później wiceminister środowiska przekonywał, że to Platforma pozwalniała fachowców "z wilczymi biletami" i teraz trzeba ten stan naprawić. Zarzucił też, że "zmarnowano setki milionów złotych" na źle przygotowane mapy terenów zagrożonych powodzią.
Prawo i Sprawiedliwość narzuca posłom ostre tempo pracy. Jeszcze przed końcem roku Sejm zbierze się dwa razy: w dniach 21-22 grudnia oraz 29-30 grudnia. Później Sejm wróci do normalnego trybu pracy, czyli dwa trzydniowe posiedzenia w miesiącu. To na razie plan, wszystko może ulec zmianie w zależności od okoliczności, czyli potrzeb większości i woli Jarosława Kaczyńskiego. Czytaj więcej
Emocje w Sejmie budzi nie tylko Trybunał Konstytucyjny. PiS przegłosowało też nowelizację budżetu na 2015 rok. Politycy PiS przekonywali, że to konieczność urealnienia budżetu przygotowanego przez PO. Poseł z klubu Kukiz '15 pytał, czy to nie zwykłe przesuwanie deficytu z 2016 roku na 2015 rok, by PiS łatwiej było zrealizować swoją obietnicę.
Izabela Leszczyna, była wiceminister finansów pytała, dlaczego Minister Finansów straszy rynki złą sytuacją polskiego budżetu. Paweł Szałamacha nie odpowiedział na te pytania, a większość sejmowa przegłosowała nowelizację budżetu.
– Trzeba zakończyć ten spór, by Polacy nie byli przekonani, że jest kryzys państwa – mówił jeszcze przed rozpoczęciem obrad Sejmu Ryszard Terlecki, szef klubu parlamentarnego PiS. – Chodzi o pewność, że Trybunał dobrze się zastanowił nad wnioskiem – powiedział. Przekonywał też, że większość 2/3 nie jest niezgodna z konstytucją, która mówi, że Trybunał podejmuje decyzje "większością głosów".
Terlecki tłumaczył też, dlaczego PiS chce wyprowadzić Trybunał poza Warszawę. – Jednym z elementów uspokojenia sytuacji, która narosła i powoduje, że tak burzliwie się tym zajmujemy jest, żeby ulokować Trybunał w jakimś spokojnym mieście, by mógł sobie spokojnie funkcjonować w jakimś spokojnym mieście – przekonywał. Dopytywany przez dziennikarzy, w jakim mieście mógłby mieć swoją siedzibę, rzucił "na przykład Przemyśl".
W Dzienniku Ustaw pojawił się wyrok Trybunału Konstytucyjnego z 3 grudnia. To oznacza, że będzie on musiał zostać wykonany. Czytaj więcej
Sejm będzie pracował nad zmianami w ustawie o Trybunale Konstytucyjnym, zdecydowała większość. Projekt pojawił się w Sejmie dopiero we wtorek po godz. 22, więc na prezydium Sejmu protestowano przeciw skierowaniu go do procedowania, więc zgodę musiał na to wydać cała izba. Oczywiście większość PiS, mimo protestów PO, przegłosowała dodanie tego punktu do porządku obrad. PiS nie zgodziło się też na wydłużenie debaty o nowelizacji ustawy.
Po sejmowej bijatyce o Trybunał i inne projekty PiS na mównicę wszedł Krzysztof Mieszkowski z .Nowoczesnej. – Proszę o wyjaśnienie, czy zamierzacie państwo ocenzurować internet – powiedział polityk. Do tego nie doszło, a PiS chyba miał dość dyskusji, bo Marek Suski z PiS złożył wniosek, aby niezwłocznie przejść do procedowania. PiS przegłosował tę ustawę.
Platforma Obywatelska i PiS postawiły na zaognianie atmosfery od samego początku środowych obrad Sejmu. Kolejni posłowie PO wchodzili na mównicę zgłaszając wnioski formalne. Marszałek Marek Kuchciński krytykował ich za nadużywanie regulaminu i groził posłom odebraniem głosu. Jednemu z nich nawet wyłączył mikrofon.
Po nich na mównicę wszedł Grzegorz Tobiszowski z PiS, który poprosił o minutę ciszy w celu uczczenia pamięci o ofiarach wydarzeń w kopalni Wujek.
– Nie podpisywałem na pracę w cyrku – powiedział Paweł Kukiz po spotkaniu Konwentu Seniorów. – Jeśli chcecie się żreć między sobą, róbcie to gdzieś indziej. Pracujmy, uchwalmy ten budżet – wzywał Kukiz.
Prezes Kaczyński poproszony o wytłumaczenie się ze słów o "najgorszym sorcie Polaków" stwierdził, że "współpracownicy Gestapo i AK-owcy" to nie ten sam sort ludzi. – Takich słów nigdy w Sejmie nie było, Konwent Seniorów powinien się tym zająć – mówił Grzegorz Schetyna. – To są miliony Polaków, których pan obraził. – Żądam przeprosin od pana – dodał były szef MSZ.
W obronie prezesa wystąpił Joachim Brudziński. –Chciałbym na Konwencie Seniorów poprosić pana Neumanna, by poprosił kolegów walczących o przywództwo w PO, by się powstrzymali – mówił wicemarszałek Sejmu z PiS. – Nie protestował pan, kiedy mówiliście o brunatnych koszulach. Nie protestował pan, gdy na marszu mówiono o oszalałych, Nie protestował pan, gdy jego przyjaciel z boiska mówił o moherowych beretach – stwierdził.
Jego przemówienie ostro krytykowali posłowie zasiadający w ławach PO. – Do tej pory to była domena posła Niesiołowskiego, teraz widzę państwu się udzieliło – krytykował. – Bardzo proszę, żeby z tej mównicy, jako były minister spraw zagranicznych, nie kłamał – kontynuował Brudziński. – Wkładacie w usta lidera partii słowa, które nigdy nie padły – protestował.
Po nim głos próbował zabrać Tomasz Siemoniak. – O, wchodzi na mównicę kolejny kandydat, będą kolejne apele – żartował Brudziński. Ale marszałek Marek Kuchciński nie dopuścił go do głosu, zarządzając przerwę i zwołując Konwent Seniorów, a więc spotkanie z wicemarszałkami i szefami klubów.
Ryszard Petru odpowiada na wezwanie Beaty Szydło, by opozycja współpracowała z rządem nad realizacją ustawy 500 plus. – Z przyjemnością pomogę jej napisać tę ustawę 500 złotych na dziecko. Nie udało się przygotować tej ustawy, chociaż inne się udaje i Sejm jest w stanie przyjąć je w ciągu 24 godzin – mówił. – Jesteśmy gotowi do rozmowy o ustawach, które rzekomo Trybunał ma zablokować, ale one jeszcze nie pojawiły się w Sejmie – dodawał.
Petru krytykował też plan opodatkowania banków, wskazując, że te pieniądze powinny zostać przeznaczone nie na realizację obietnic wyborczych PiS, ale na Bankowy Fundusz Gwarancyjnych. – Mamy całą masę poprawek, jeśli zostaną przyjęte, poprzemy ustawę, jeśli nie, będziemy przeciw – dodał.
Czytaj więcej
– Wystąpienia pani premier nie przykryją tego, co PiS próbuje zrobić z Trybunałem – stwierdził były minister sprawiedliwości Borys Budka. Jego kolega Krzysztof Brejza dodawał: – To sparaliżowanie Trybunału, ograniczenie dostępności do tej instytucji, przepalenie tego ostatniego bezpiecznika.
– To ustawa skandaliczna obniżająca rangę Trybunału, bo ślubowanie przed Marszałkiem Sejmu, a nie prezydentem – tłumaczył. Dodawał, że nowelizacja "może naruszyć zasadę niedziałania prawa wstecz". – Tak jak w Polsce w roku 1933 podniesiono liczbę sędziów, tak teraz zmierza to do państwa totalitarnego – dodawał.
– Nie mówimy o sprawach abstrakcyjnych, mówimy o ostatnim bezpieczniku, który ma chronić obywateli – wskazywał Budka. – PiS z góry zakłada, że ich zmiany będą niekonstytucyjne – dodał.
Beata Szydło w środę rano wystąpiła z przemówieniem, które jej oświadczenie zapowiadało jako "bardzo ważne". Okazało się, że szefowa rządu po raz trzeci w ciągu kilkunastu godzin wystąpiła z tym samym przekazem. Najpierw oskarżyła opozycję o destabilizowanie sytuacji w kraju, a później zaproponowała jej współpracę.
Zrobiła to w formie szantażu moralnego. – Opozycja próbuje wywołać awanturę polityczną – zaczęła Szydło. – Dzisiaj najbardziej na szkodę polski działa ta awantura polityczna – stwierdziła. – Dzisiejszy dzień jest testem, bo będziemy rozmawiać nie tylko o Trybunale Konstytucyjnym, czy wreszcie wyjść z tego pata – dodawała.
– Jest w Sejmie ważna ustawa, która ma doprowadzić do tego, by można było zwiększyć dochody państwa i zrealizować program 500 plus – tłumaczyła Szydło. – To ustawa o podatku bankowym. To test, czy chce się awanturować, czy pracować – wskazywała. – To okazja do tego by sprawdzić, czy parlamentarzyści staną po stronie Polaków – dodała.
A więc z dużej chmury mały deszcz. Ciężko oczekiwać od opozycji współpracy przy projekcie, który opozycja uważa za szkodliwy. Nie pomoże tutaj nawet szantaż moralny.
Zapowiedziane tuż po telewizyjnym orędziu środowe oświadczenie Beaty Szydło łączone jest ze słabą komunikacją Kancelarii Premiera. Część komentatorów uważa, że Beata Szydło zdymisjonuje kogoś ze swojego najbliższego otoczenia. Wskazuje się na Elżbietę Witek, która jako rzecznik radzi sobie słabiej niż w kampanii wyborczej.