Wbrew nadziejom wielu sympatyków PiS i zapowiedziom polityków nowej władzy, w poniedziałek TVP2 wyemitowała kolejny odcinek programu "Tomasz Lis na żywo". Spora część audycji właśnie szykowanym zmianom w mediach publicznych została poświęcona, a gośćmi Tomasza Lisa byli publicyści Janina Paradowska, Michał Broniatowski i Sławomir Sierakowski, a także ustępujący szef radiowej Jedynki Kamil Dąbrowa.
Publiczność zgromadzona w studiu programu "Tomasz Lis na żywo" szczególnie emocjonalnie przywitała właśnie tego ostatniego. To efekt specyficznego protestu, który Kamil Dąbrowa i jego ludzie prowadzą na antenie Polskiego Radia, gdzie co godzina na przemian grane są hymny Polski i Unii Europejskiej.
Przed sąd za "hymn okupanta"
- Spotykam się z bardzo dobrymi reakcjami, reakcjami poparcia - mówił Kamil Dąbrowa. Ujawnił jednak, iż w małym odsetku wiadomości od sympatyków Prawa i Sprawiedliwości otrzymuje on m.in. takie e-maile, w których ich autorzy nazywają puszczaną w eter "Odę do radości" "hymnem okupanta". Zapowiadają oni, że Dąbrowa odpowie za to przed nowymi sądami stworzonym przez partię rządzącą.
- To teatr absurdu. To nie jest sytuacja psychiatryczna, ale jest tu jakaś choroba, niedługo przekonamy się jaka - mówił szef radiowej Jedynki o sytuacji w kraju. - Ten, kto bierze media publiczne, ten przegrywa wybory. Jednemu człowiekowi, który nie wziął mediów, udało się jeszcze jedne wybory wygrać - przypominał ludziom obecnej władzy.
Podobnie atak PiS na media publiczne i inne elementy rewolucji dokonywanej przez Jarosława Kaczyńskiego komentowali także pozostali gości Tomasza Lisa. - Nawet Lech Kaczyński nie jest autorytetem dla Jarosława Kaczyńskiego. Ten człowiek jest niebezpieczny, bo świętością nie jest dla niego nawet rodzina - stwierdził Sławomir Sierakowski z "Krytyki Politycznej".
- Widzimy już tylko scenariusze złe. Mamy do czynienia z partią, która działa w amoku - wtórowała mu Janina Paradowska z "Polityki". - Wiemy, że PiS potrafi destruować, ale czy PiS potrafi rządzić - pytała.
Jak w 1988 roku...?
Nieco bardziej optymistyczną ocenę prezentował w "Tomasz Lis na żywo" jedynie Michał Broniatowski, redaktor naczelny magazynu "Forbes" i wieloletni obserwator zmian społeczno-politycznych m.in. na Ukrainie. - Kiedy słyszę pesymistów, chcę przypomnieć, co się działo w 1988 roku przed Okrągłym Stołem i wszystkimi zmianami - mówił. I przypominał, iż wówczas nikt tak naprawdę nie wierzył, że w Polsce już za rok może wydarzyć się coś dobrego dla kraju. - Znowu jesteśmy w tej sytuacji. Nie należy tracić nadziei - stwierdził.
Broniatowski rozwiewał też nadzieje partii rządzącej na to, iż obsadzając media publiczne ludźmi z partyjnego nadania łatwo wpłynie na to, co myślą Polacy. - Jak ktoś położy łapę na "Wiadomościach", to ludzie po prostu nie będę tego chłamu oglądać - tłumaczył.
Tomasz Lis na końcu programu zwrócił się do widzów słowami: – Zgodnie z planem ostatni odcinek programu ma być nadany za trzy tygodnie. Oby tak było, ale ponieważ może być inaczej, pewne rzeczy chcę powiedzieć już dziś. Po pierwsze - za te osiem lat chcę podziękować Państwu - stwierdził dziennikarz, dziękując swoim współpracownikom. O swoim pożegnaniu z programem w Telewizji Polskiej, Tomasz Lis pisał również na swoim blogu w naTemat.