Rebellook to nieszablonowa gwiazda wśród blogerek modowych. Jest zaprzeczeniem stereotypu, nie zależy jej na darmowych ciuchach i zagranicznych wycieczkach. Jest fotografem, stylistką, dziennikarką, autorką nieistniejącego już portalu "Trend Hunt". Jej stylizacje cechuje minimalizm i elegancja, wykorzystuje w nich ubrania ponadczasowe, miesza je z trendami. Z Magdą Samborską rozmawiamy o tym, że to człowiek definiuje ubranie, a nie odwrotnie. To my decydujemy, co to styl.
Zaczynasz mieć łatkę popularnej blogerki, która jest przeciwieństwem tego, co do tej pory było popularne w Polsce. Na przykład Maffashion, która czasami ociera się o kicz.
Ona i inne popularne blogerki mają bardzo młodzieżowy styl i to nie jest wcale złe. Przede wszystkim one są młodsze, nie mają dzieci, funkcjonują w zupełnie innych realiach niż ja. Jak zakładałam Rebellook, to blogowanie jeszcze nie było popularne. Prawie nic się o tym w mediach nie mówiło. Miałam już za sobą doświadczenie zawodowe w dziennikarstwie i w PR-rze mody, założyłam bloga, bo pomyślałam, że jestem w takim momencie życia, że to fantastyczny pomysł. Robię zdjęcia i uwielbiam stylizację i chcę zrobić to inaczej, lepiej, po swojemu.
Po pół roku okazało się, że wkładają mnie w zakładkę „blogereczka” bo blogi zakładano masowo. I nie mówię tu o dziewczynach takich jak Maffashion. To co one robią wymaga ogromnego poświęcenia, umiejętności, wytrwałości i nie każdy odnosi taki sukces. Ja mówię o takim ogólnym zakładaniu blogów przez dziewczynki, takich stron w sieci była masa. Zauważyłam, że nawet moi znajomi zaczęli mnie tak traktować, jak taką dziewczyneczkę. „Co ty, bloga prowadzisz, chcesz dostawać te wszystkie buty za darmo? No to super, powodzenia”.
Ta etykietka mi na początku zaszkodziła, ale być może teraz jest inaczej, bo nie czuję się taką osobą. Zakładałam tego bloga z pomysłem, z wiedzą, że chcę pokazywać to, co umiem robić, i to się udaje.
Jesteś przedstawicielką mody alternatywnej? Nazwa bloga na to właśnie wskazuje?
Kiedy 4 lata temu go zakładałam, to należałam do subkultury punkowej i sercem i ciałem byłam z nią związana. Nazwa bloga była dla mnie naturalna. Teraz ciężko jest u mnie odnaleźć takie typowo punkowe korzenie, choć nadal słucham tej muzy, to mam już dwójkę dzieci, poważne kontrakty, firmę i ten blog też się przeobraził. Myślę, że ta nazwa jest wciąż aktualna, staram się nie brać z wieszaków tego, co jest oczywiste, tylko pokazywać swój styl. Staram się robić tylko to, co mi się podoba.
Czy styl może być uniwersalny?
Jeśli ktoś mówi, że chce wyglądać modnie i stylowo, to staram się zawsze zacząć od tego, czym właściwie jest ten styl. Ilekroć ktoś zadaje mi to pytanie, to zawsze przytaczam swoje inspiracje. Te dwie rzeczy są nieodłączne. Na styl składa się na mnóstwo elementów cząstkowych, nie zawsze związanych z modą. Ja zawsze opowiadałam o filmach, o muzyce. O czymś nie do końca wizualnym albo w ogóle niewizualnym tak jak muzyka, (no, chyba że mówimy o teledyskach). Mówię także o ludziach, których widuję na ulicy – czasem bardzo niepozornych. To są momenty, migawki.
Jeżeli ktoś jest stylowy, to niekoniecznie musi być ubrany w supermodne rzeczy. Czasami może to być t-shirt i wytarte jeansy, ale zawsze sednem stylizacji jest sam człowiek. Jeżeli dobrze się czuje w tych ciuchach, ma ciekawy charakter i jest interesującą osobą, to ten styl zawsze będzie z niego emanował. I nieważne, czy założy pstrokaty sweter czy wytarte jeansy, od razu widać, czy te rzeczy są zgrane z jego charakterem. Jeżeli podoba mu się ten sweter, to będzie to dla niego rzeczą uniwersalną. Będzie go nosił przez wiele sezonów, zagości w jego szafie na stałe. Styl jako taki sam w sobie nie może być uniwersalny, bo wszyscy nosilibyśmy mundurki, a chyba nie o to chodzi w tej całej zabawie.
Prowadziłam ostatnio warsztaty ze stylizacji i właśnie od tego zaczęłam. To przede wszystkim musimy być my. Musimy dobrze czuć się ze sobą. Potem jest klasyka, świadomość sylwetki i na końcu przydaje się znajomość trendów. Ta ostatnia rzecz jest tak naprawdę opcjonalna i zależy od tego, czy powiemy sobie, że interesujemy się modą.
Powinniśmy podkreślać swój temperament ubiorem? Ekscentryk powinien być ubrany odważnie?
Ilu ludzi – tyle charakterów. Jestem jak najdalej od tego, żeby mówić ekscentrykom, w jaki sposób mają się ubierać. Ekscentryk ekscentrykowi nierówny, więc jeden będzie fantastycznie wyglądał w czarnym golfie i w czarnych spodniach, a drugi w tęczowych. Nie ma zasady. Jest pewna wada takiej swobody – ostatnio zasłyszałam rozmowę, nie pamiętam nawet gdzie dokładnie, ale jej sens był taki, że w szkole uwielbialiśmy bawić się modą, a w tym momencie, jak patrzymy na stare zdjęcia, to tylko i wyłącznie ci, którzy non stop ubierali się wtedy na czarno, nie wstydzą się swoich stylizacji.
Eksperymenty z modą i wyrażanie tego stylu w mocno pstrokaty sposób później mogą być powodem, dla którego nie chcemy tych fotografii oglądać. Ale z drugiej strony nie można tego nikomu odradzać – bowiem eksperymentowanie to praktycznie jedyna droga do wypracowania własnego stylu. Odpowiadając na pierwsze pytanie – jak najbardziej, z tym, ze powinno to wypływać z nas samych. Nośmy to, co czujemy, że jest dla nas stworzone.
Czy ciuchy basic można łączyć z rzeczami pstrokatymi?
Jesteśmy ludźmi i musimy nosić ubrania. Najlepiej więc dla nas, jeśli mamy swoje ulubione, codzienne ciuchy, które nam pasują i w których dobrze się czujemy. Ubrania basic są podstawą w szafie, przynajmniej w mojej. Do tego staram się dobierać dodatki. Bez przesady, nie możemy co sezon wymieniać garderoby i kupować tylko tego, co jest modne. Musimy zainwestować w bazę i na tej podstawie tworzyć. Ta baza musi być dopasowana do nas, tak jak ulubione spodnie. Ja chodzę w jednych czarnych Levis’ach non stop, nawet w tym momencie wychodzę w nich na spotkanie. Założę do nich golf z cekinami, który jest akcentem mocno osadzonym w trendach. Cekiny są teraz fajnym dodatkiem.
Warto pamiętać, że moda musi przede wszystkim być użytkowa. Wielkie wyjścia, kiedy musimy się poświęcić, są od czasu do czasu, na co dzień stylizacja musi być wygodna i dopasowana do naszego trybu życia.
A kiedy czytelniczki zgłaszają się do ciebie z pytaniami typu, „co mam założyć, jak mam szerokie biodra”, co im odpowiadasz?
To ważne, by mieć świadomość ograniczeń swojej sylwetki. Jeżeli chodzi o moje czytelniczki, zadają konkretne pytania typu – „czy mam założyć to i to?”. Mało jest takich ogólnych pytań typu "co mam dobrać do sylwetki?". Być może dlatego, że przez internet trudno jest na takie pytanie odpowiedzieć. To są raczej dylematy w stylu: "mam duży biust i czy będzie mi pasować ta bluzka?”. Ja wtedy odpowiadam, czy tak, czy nie.
Zawsze zwracam uwagę na kobiecą sylwetkę, żeby wydobyć z niej to, co jest naprawdę piękne, a ewentualnie ubraniami przykryć mankamenty – do tego między służą ciuchy. Możemy się złą stylizacją bardzo skrzywdzić, jednak ubranie służy nam wdzięcznie do tego, żeby podkreślać nasze walory.
Rebellok jest bardzo konsekwentny, twoje stylizacje są dopracowane. Popełniasz jakieś błędy?
Uwielbiam ołówkowe spódnice i botki. Taka sylwetka jest teraz mocno pożądana i bardzo mi się podoba. Natomiast jestem świadoma tego, że moje dość okrągłe łydki, które wystają pomiędzy tą spódnicą a tymi botkami, nie są takie, jak zakłada moja idealna wizja. Jednak ta spódnica, która jest taka piękna i te botki, które tak fantastycznie z nią współgrają – kuszą i zakładam je mimo wszystko przymykając oko. Nie jest to też bardzo rażące, mój facet mówi, że tego nie widzi. To są takie małe błędy. Rażących błędów staram się nie powtarzać.
Kiedy wychodzę na imprezy i fotografują mnie na ściankach, to potem widzę dużo niedociągnięć w swoim stylu. Non stop staram się nad tym pracować. Jak staję przed lustrem, to wydaje mi się, że wszystko jest ok. Potem oglądam zdjęcia ze ścianki i widzę rzeczy, których normalnie nie dostrzegam.
To jest jeden z mocnych trendów w Polsce, widać to na przykład po imprezach modowych takich jak Hush. Podobnie jak z boomem na szafiarki, był również boom na polskich projektantów i to hasło też w pewnym momencie nabrało pejoratywnego wydźwięku. Teraz zostali najbardziej wytrwali i najlepsi, którzy dbają o to, żeby materiał był odpowiedni, by kroje były przemyślane, by wyróżniać się zarówno jakością, jak i pomysłem. To ludzie, którzy dbają o swój produkt.
Na przykład Natalia Siebuła, która jest fantastyczną niszową projektantką mody z gigantycznym portfolio. Jest młodsza ode mnie chyba 10 lat i wypuściła już ileś tam mikro kolekcji, jest niesamowita. Jest też polska marka Dream Nation, która też bardzo dba, żeby te materiały były inne. Luzia inwestuje w kolor, czego nie robią inni projektanci. To ich wyróżnia, chociaż w Polsce nikt nie kupuje kolorowych ubrań, ale oni wychodzą na zagraniczne rynki. Jest to sprzedaż antymasówkowa, a produkt bardziej luksusowy, taki trochę snobizm, ale w pozytywnym znaczeniu.
Polacy nie kupują kolorów, ale na twoim blogu też barwy pojawiają się rzadko.
Wychodzę z założenia, że mam tę swoją bazę, która będzie mi do wszystkiego pasowała. Lepiej jest dać mniej, coś odjąć. To jest podstawa w moim ubieraniu się. Ja się po prostu dobrze czuję w tych stonowanych kolorach. Pamiętam, że jak byłam mała, to zainspirowałam się Justyną Steczkowską z czasów „Dziewczyny Szamana”. W podstawówce jako 'outsider' byłam jej totalną fanką. Kiedyś w jakiejś gazetce dla dziewczyn zobaczyłam czarno-białą stylizację Justyny, w przypływie impulsu wywaliłam z szafy wszystkie kolorowe rzeczy, i ułożyłam tam tylko białe i czarne. Moja mama była na mnie wściekła, ale nie dałam się, powiedziałam, że nic innego nosić nie będę. Chyba już mi tak zostało, a mama to zaakceptowała. Zawsze podstawa to będzie czerń.
I dużo szarości.
Tak, dlatego fajnie jest później wyeksponować coś kolorowego. W mojej ostatniej stylizacji główną rolę odegrała czerwień. To jest kolor mocno nacechowany kulturowymi aspektami, zazwyczaj jest seksowny. Nie zawsze chcę wyglądać jak seksbomba czy jak jakaś drapieżna kotka. Kolor bardzo cechuje nasze ubranie. Tak jak mówiłam na samym początku, w stylizacji chciałabym wyrazić swój charakter. Żeby te ciuchy były przedłużeniem mojej osoby, a nie, żeby to one mnie określały z góry – to jest chyba najważniejsze.