
Przywykliśmy myśleć, że ambasadorowie to ludzie o zimnej krwi, pełni powagi i dystansu, którzy publicznie nie rzucają niepotrzebnych słów, a ostrą polityczną grę prowadzą w kuluarach i gabinetach. Świetnie wpisał się w ten schemat ambasador Niemiec w Polsce Rolf Nikel. Kilka dni temu został wezwany przez ministra spraw zagranicznych Witolda Waszczykowskiego "na dywanik", by wysłuchać utyskiwania polityka Prawa i Sprawiedliwości na krytykę działań nowych polskich władz, której ostatnio pełno za Odrą. - Stosunki polsko-niemieckie są skarbem, którego należy strzec - to był właściwie cały komentarz Nikela po wyjściu z gmachu przy al. Szucha.
Dla lewicowego luksemburskiego rządu przyjęcie nowej konstytucji jest sztandarowym projektem programowym, więc oficjalnie zgłoszony zamiar likwidacji tak istotnego elementu państwa prawa jak Trybunał Konstytucyjny powinien być dokładnie przeanalizowany przez Komisję Europejską pod przewodnictwem innego Luksemburczyka – Jeana-Claude'a Junckera. Ciekawe, dlaczego do tej pory Komisja nie zgłosiła żadnych zastrzeżeń? Czy w ogóle to uczyni? No, chyba że w Komisji nikt niczego nie zauważył, bo wiadomo – najciemniej jest pod latarnią. Co do zarządzania publicznymi środkami masowego przekazu, to w Luksemburgu o żadnych konkursach na menedżerskie stanowiska nie ma mowy. W Wielkim Księstwie istnieje tylko jedna publiczna rozgłośnia – Radio 100,7 – i na mocy rozporządzenia Wielkiego Księcia z 19 czerwca 1992 r. cały jej dziewięcioosobowy zarząd jest mianowany przez rząd. Czytaj więcej
Problem jednak przede wszystkim w tym, że Polska właśnie dokonała czegoś, co w polityce międzynarodowej dotąd było znane tylko dzięki Rosjanom. To ich ambasadorowie w różnych krajach od czasu do czasu ostro uderzają w państwa, w których są akredytowani. Tak było ostatnio w Polsce, gdy ambasador Siergiej Andriejew pojawił się na antenie TVN24, by oznajmić, że Polska była współwinna za II wojnę światową, a dziś Polacy zachowują się wobec Rosjan w sposób niecywilizowany.
Nie krytykuje tego państwa, ani nie poucza. Nie jest też od tego, by pisać artykuły politycznie. To jest nieprofesjonalne i skandaliczne. Za moich rządów w MSZ zdarzało się, że raz na jakiś czas któryś z ambasadorów pisał teksty do prasy, ale były one poświęcone co najwyżej rozwojowi stosunków dwustronnych. I zawsze musieli oni wystąpić o zgodę i ją uzyskać. Ambasador jest przedstawicielem Rzeczpospolitej i nie ma czegoś takiego, że występuje publicznie jako osoba prywatna...
Odpowiedź na to pytanie ma być może dr Sibora, według którego dla polskich dyplomatów nadszedł po prostu czas, w którym mają być ludźmi zdolnymi do udowodnienia, że wpisują się w politykę PiS. - Jest już więcej tego symptomów. Niedawno wysłuchałem audycji w Radiu Maryja, w której była szefowa polskiej dyplomacji w czasach pierwszych rządów PiS Anna Fotyga mówiła wprost o nazwiskach urzędujących dyplomatów, którzy powinni zostać odwołani - mówi ekspert.
A może "podniesienie Polski z kolan", które zapowiadali Andrzej Duda, Beata Szydło i ich szef Jarosław Kaczyński wymaga jednak, by porzucić skostniałe reguły niezmienne w polityce zagranicznej od setek lat i zastosować nowoczesną dyplomację? - Ależ to nie jest żadna nowoczesność. Naprawdę nie w tym kierunku idzie świat. Nadal wymaga się zwyczajnego profesjonalizmu. A jeśli chcemy uczyć się nowoczesnej dyplomacji, to proszę spojrzeć na ministerstwa kierowane przez Laurenta Fabiusa i Franka-Waltera Steinmeiera. Oni potrafią nawiązać normalny dialog w najtrudniejszych sprawach i popatrzmy, jakie przynosi to Francji i Niemcom efekty.
Napisz do autora: jakub.noch@natemat.pl