Partyjnej miotle w "Wiadomościach" nie umknęła też Beata Tadla. – Jeśli czytam, że “Wiadomości” były dyktowane przez KPRM, to jest to największa bzdura jaką kiedykolwiek widziałam – mówi zwolniona właśnie dziennikarka. I zapewnia, że kibicuje nowej ekipie "Wiadomości", choć nie jest pewna, czy ma ochotę nadal oglądać program.
Nie, zaskoczona nie jestem. Było wiadomo, co się wydarzy i tak się stało. Ostatnie dni to było tylko oczekiwanie na wyrok i to było najgorsze. Ale już jest po.
Wszystko odbyło się bardzo kulturalnie, grzecznie. Nie mam absolutnie żadnych zastrzeżeń, żadnego żalu. Powiedziano mi, że “Wiadomości” w TVP się zmieniają – zarówno programowo, jak i personalnie, a ja po prostu nie pasuję do tej koncepcji. Z tym akurat się zgadzam.
A usłyszała też pani, że “to nic osobistego”? Podobno większość zwalnianych dziennikarzy to słyszy...
Tak. I że “proszę nie brać tego do siebie”, “to nic personalnego”. Choć wiadomo, że to personalne. Ale co mieli powiedzieć?
Usłyszała pani jeszcze jakieś uzasadnienie, czy tylko tę “zmianę koncepcji”?
Nie. Dowiedziałam się, że dyrektorowi Pilisowi [szefowi Telewizyjnej Agencji Informacyjnej – przyp. naTemat] podobały się “Wiadomości” w moim wydaniu, padł nawet jakiś komplement.
Dla mnie jedyną oceną była ocena widzów, bo “Wiadomości” były robione dla widzów, a nie dla polityków. Więc cieszę się, że nigdy nie usłyszałam od żadnego polityka żadnego komplementu. Gdyby tak się stało, uznałabym, że to dla mnie policzek. A dzisiaj jestem w gronie ludzi, którzy nie podobają się władzy. To najpiękniejsze grono, najfajniejsza ekipa, którą można sobie wyobrazić. To zaszczyt.
PiS zapowiadało w kampanii odpolitycznienie mediów publicznych. Liczyła pani, że dotrzymają słowa i będą trzymać ręce z daleka?
Nie, nie miałam żadnych złudzeń. Tym bardziej, że w kuluarowych rozmowach można było usłyszeć, że to będzie jedna z pierwszych rzeczy do zrobienia. A jako, że trzeba było to zło spersonalizować, trzeba było użyć kilku nazwisk, żeby ten skok na media uzasadnić, to wykorzystano nas.
Podziękowano kilku osobom, które uznano za nieodpowiadające nowej koncepcji i jest czysto, nie ma już żadnych przeszkód. Jest mi przykro, że politycy dokonali na nas takiego publicznego linczu. Ale generalnie uznaję to za komplement, bo dziennikarz niewygodny dla władzy to dobry dziennikarz.
Pani nazwisko, twarz, praca zostały użyte przez polityków.
To niebywałe. Nigdzie tak się nie zdarza, żeby politycy wymieniali z nazwisk ludzi, którzy są do odstrzału, a później to się dokonywało. Ale cóż, tak się u nas dzieje. Ten lincz, który się na nas dokonał był czymś absolutnie niebywałym.
Nie chciała pani protestować przeciwko wykorzystywaniu pani w kampanii?
Protestowałam, ale mam do powiedzenia tyle, co dzisiejsza opozycja w Sejmie.
Domyśla się pani, jaka będzie ta koncepcja? Trochę chyba już widać ją po pierwszych programach.
Muszę jeszcze trochę pooglądać. Mam swoje przewidywania, ale na razie nie chcę się nimi dzielić. Ale życzę nowej ekipie powodzenia, absolutnie.
Mówiła pani, że najważniejsza ocena to ocena widzów. Nowa ekipa “Wiadomości” będzie w stanie utrzymać oglądalność?
Życzę nowej ekipie jak najlepiej. Wiem też, że takiej grupy, jaka została stworzona i przez ostatnie lata pracowała w “Wiadomościach”, już nigdy nie będzie. To najwspanialszy zespół. To było najważniejsze zawodowe wyzwanie, jakie miałam. Zawsze będę traktować te lata jako kapitał zawodowy, ale też jako kapitał wspomnień.
Będzie pani oglądała nowe “Wiadomości”?
Hmm, to trudne pytanie. Obejrzałam wczoraj i zastanowię się, czy dalej będę mieć ochotę to oglądać.
Zarzucano, że wasze “Wiadomości" były stronnicze.
Jeśli czytam, że “Wiadomości” były dyktowane przez KPRM, to jest to największa bzdura jaką kiedykolwiek widziałam. Nigdy nikt nie zmienił mi nawet przecinka w tym, co ja napisałam i co mówiłam na antenie. Nikt nigdy nie dyktował mi o co mam pytać, jak pointować materiały. Mieliśmy ogromną swobodę działania.
Wielokrotnie musiałam mierzyć się z tym, co ludzie pisali o naszej pracy, także pisali do mnie bezpośrednio. Zarzucali, że program był słaby, stronniczy, zły. Najwięcej takich komentarzy było po wywiadzie z Andrzejem Dudą.
Zadawałam sobie trud i pisałam do tych ludzi. Pytałam, czy oglądali program, czy tylko przeczytali opis na którymś z prawicowych portali. Najczęściej potwierdzali, że tylko czytali relację. Odpisywałam im wtedy, że w takim wypadku nie mamy o czym rozmawiać.
Te oceny zwykle nie były obiektywne, tylko zdeterminowane poglądami oceniających. Koronny przykład to chyba rozmowa Piotra Kraśki z Antonim Macierewiczem. Po jej zakończeniu jedni pisali “Macierewicz zaorał Kraśkę”, a drudzy, że “Kraśko zaorał Macierewicza”.
Jesteśmy podzieleni, podzielony jest naród, podzielona jest polityka, podzielone jest środowisko dziennikarskie. Mam nadzieję, że to się odwróci.
Wywiad z ówczesnym kandydatem na prezydenta przesądził o tym, że nie ma pani czego szukać w nowych mediach publicznych?
Nie wiem, jakie kryteria przesądziły o tym, że mi podziękowano. Zawodowo niczego mi nie zarzucono, nie powiedziano mi, dlaczego mnie zwalniają. Usłyszałam tylko, że nie pasuję do koncepcji. Ale tak, zadawanie niewygodnych pytań boli. Tym bardziej, że na żadne nie uzyskałam odpowiedzi. Są ludzie, którzy nie wybaczają.
Z dzisiejszej perspektywy zmieniłaby coś pani w tej rozmowie?
Nie, nie zmieniłabym ani jednego pytania.
To rozmowa, z której pani jest najbardziej dumna?
Telewizja Publiczna, to było moje największe wyzwanie. Nikt nigdy nie stawiał przede mną takich wyzwań. To zawsze będzie mój kapitał. Czy sobie z tym poradziłam, czy nie, to ocenią widzowie, nie politycy.
Trafiały się trudne momenty. Przede wszystkim wydarzenia w Kijowie. To poza katastrofą smoleńską, którą przeżyłam pracując w innej stacji, było najtrudniejsze dni w moim zawodowym życiu. Nie do mnie należy ocena, emocje zostawię dla siebie.
Jaki jest dla pani dzisiejszy dzień? Bardzo zły czy tylko zły?
Zabrano mi coś, co naprawdę kochałam. Myślę, że wszyscy o tym wiedzą. To tym bardziej upokarzające, że odbiera się nam coś, co było naszym życiem, naszą pasją. To była wspaniała ekipa, a jej już nie ma. Wspieraliśmy się, uzupełnialiśmy. Mieliśmy codzienne rytuały, codzienne dowcipy, ale przede wszystkim mnóstwo ciężkiej pracy. Ale tego już nie ma i nie będzie.
Ale to jednocześnie jeden z najpiękniejszych dni w moim życiu. W trakcie naszej rozmowy nie mogę się w pełni skupić, bo wyskakują mi powiadomienia o kolejnych mailach, wiadomościach i SMS-ach. Takiego wsparcia, jakie otrzymuje dzisiaj, nie otrzymałam nigdy. To przepiękne. Chciałabym to wszystko wydrukować, ale nie wiem, czy wystarczy mi ścian, żeby to przykleić.
Kiedy pracuję, patrzę w kamerę, nie wiem, kto siedzi po drugiej stronie, mogę się tylko domyślać. Ale kiedy mogłam sprawić, że dzięki mojej pracy, ktoś choć przez chwilę był bardziej zadowolony, to jest to moje największe szczęście na świecie.
Kiedy widziała pani demonstrację w obronie mediów, czuła się pani podbudowana? Czuła pani, że to także w pani obronie protestują?
Nie mogłam jej oglądać na bieżąco, ale obejrzałam później wszystkie relacje. Każde wsparcie jest ważne. Mam nadzieję, że to się nie rozejdzie po kościach. Obserwujmy to, co się dzieje, protestujmy gdzie się da, nie dajmy sobie wmówić nieprawdy i nie pozwalajmy się szkalować. Ciągle wierzę w mądrość ludzi i wierzę, że nie będzie źle.
Co dalej?
Na razie muszę odpocząć. Poza tym chcę się bardziej oddać mojej działalności naukowej: sama kończę studia podyplomowe, a do tego wykładam na dwóch uczelniach. Na tym się skupię. Nie wiem, co będzie dalej, ale wiem, że będzie dobrze.