W nadchodzący weekend premierę będzie miał film "Zjawa" docenionego podczas zeszłorocznych Oscarów reżysera Alejandro González Iñárritu. Więcej niż o przedstawionej historii dyskutuje się, czy tym razem Leonardo DiCaprio otrzyma długo wyczekiwaną statuetkę. A historia Hugh Glassa, w którego się wciela, jest prawdziwa i niesamowita.
Myśliwi odkrywcy
Legendarny Glass jest nazywany najbardziej wściekłym mężczyzną w historii USA, a film „Zjawa” opowiada jego historię wiernie, choć z pewnymi znaczącymi różnicami. Dlatego kto jeszcze nie widział filmu Iñárritu - czyta to na własne ryzyko. Spoiler alert poziom tysiąc.
Glass odgrywał kluczową rolę w ekspansji handlu futrami w zachodniej części Stanów Zjednoczonych. Lukratywny handel tym "produktem" był siłą napędową eksploracji. Wiele amerykańskich terenów było jeszcze na przełomie XVIII i XIX wieku nieodkrytych, dlatego traperzy polując na zwierzynę przecierali szlaki. Ich funkcją było również zbudowanie relacji handlowych z Indianami - mieli dowiedzieć się, za co zgodzą się sprzedawać skóry i futra, które wyprawiali.
Na początku XIX wieku traperzy odkryli Rocky Mountains, co rozpoczęło nowy rozdział w handlu skórami. Pojawili się wolni myśliwi, którzy byli nazywani "ludźmi z gór". Byli to najlepsi traperzy, którzy za nic mieli sobie kontrakty zawierane z firmami, które za dostawę zdobyczy dawały wypłatę. Woleli działać na własną rękę. Mieli swój sprzęt, konie i sprzedawali za najwyższą cenę. Chodzili własnymi ścieżkami dosłownie i w przenośni, handlowali z "bezwstydnie odzianymi" Indianami, często mieli indiańskie żony i dzieci.
Historia granego przez Leonardo Hugh Glassa zaczyna się w 1820 roku, kiedy to jeden z największych handlarzy futrami z Nowego Jorku John Jacob Astor chciał wejść w układ handlowy z traperami. Wolny "człowiek gór" Glass przekonał emisariusza Astora - Kennetha McKenziego do tego, że jest to żyła złota. Jednak udało się to zrealizować dopiero dziewięć lat później. W międzyczasie Glass przeżył ciężkie chwile, które zapewniły mu status legendy. Jego historia była opisywana wiele razy, a "Zjawa" Alejandro González Iñárritu opiera się na opowiadaniu Michaela Punke.
Mordercze misie
Górscy traperzy byli zmuszeni stawiać czoła bezprawiu świata wypełnionego przemocą. Dlatego niczego się nie bali - oprócz niedźwiedzi grizzli - bardziej wojowniczych niż Indianie. W XIX wieku tego typu łowiectwo było zajęciem dochodowym, a mężczyźni, którzy się tym zajmowali, byli w większości pasjonatami. Jednak jak pokazuje "Zjawa", w warunkach ekstremalnych nikomu nie można ufać, nawet współtowarzyszom.
Chociaż wydaje się, że to niemożliwe i człowiek nie jest w stanie znieść tak dużo, historia Hugh wydarzyła się naprawdę. W okolicach sierpnia 1823 roku mężczyzna wyruszył na wyprawę, która przerodziła się w misję, której głównym celem była zemsta. To chęć pomszczenia samego siebie i ukarania ludzkiej bezwzględności kierowała myśliwym, kiedy ledwo odzyskawszy siły wyruszył w morderczą podróż.
Pechowa wyprawa była dowodzona przez założyciela firmy Rocky Mountain Fur Company Andrewa Henry'ego. Oprócz Glassa brali w niej udział jeszcze John Fitzgerald i Jim Bridger. Kiedy myśliwi dotarli do rzeki Grand w Południowej Dakocie, Glass został zaatakowany przez samicę grizli. Zanim Bridge i Fitzgerald przybyli mu z pomocą i zastrzelili niedźwiedzia, Glass był już mocno sponiewierany, konał. Źródła historyczne podają, że zwierzę złamało traperowi nogę, zdarło mu mięso z pleców odsłaniając żebra.
Sytuacja była co najmniej skomplikowana, bo Glass nie umierał, więc traperzy nie mogli pozwolić sobie na zabranie rannego w dalszą podróż, a wyprawa musiała być kontynuowana. Dlatego dowódca zadecydował, że były drwal Fitzgerald i 19-letni Bridger, w zamian za nagrodę, pozostaną przy nim, a kiedy umrze - pochowają go godnie.
Jednak mężczyznom nie starczyło cierpliwości, bo Glass wciąż żył. Po pięciu dniach agonii ogołocili go z broni palnej i z białej, położyli w odkrytym grobie, który wcześniej wykopali i ruszyli w drogę, skazując go na pewną, samotną śmierć. Dowódcy zeznali, że Hugh Glass zmarł i został pochowany.
Życiodajna nienawiść
Jednak Glass przeżył. Kiedy odzyskał przytomność, wyszedł z grobu i zaczął czołgać się przez las. Nie umarł z głodu, żywił się korzonkami i jagodami, poił wodą źródlaną. Po 10 dniach napotkał na swojej drodze wilki, które jadły zabitego bizona. I choć może to wydać się mało prawdopodobne, wystraszył watahę i sam dokończył konsumpcję mięsa.
Należy pamiętać, że był ciężko ranny, nie miał przy sobie leków, więc w jego rany wdała się infekcja. Mężczyzna wiedział, jak poradzić sobie z tym problemem. Obawiał się gangreny, która prawdopodobnie by go zabiła, więc układał na ranach robaki, które wyjadały mu martwe tkanki.
Kiedy Hugh Glass dotarł do rzeki Cheyenne znalazł w sobie siłę, aby zbudować tratwę. Zanim wdał się w walkę z niedźwiedzicą został ranny w bitwie z Indianami, jednak kiedy podczas spływu napotkał inne plemię - nakarmili go i mu pomogli. Kiedy czuł się już lepiej wyruszył w dalszą drogę. W sumie przebył około 600 kilometrów od punktu, z którego wyruszył z towarzyszami.
Nie miał zamiaru porzucać traperstwa. Za bardzo kochał to życie, które polegało na wielu tygodniach wędrówki i polowań, by wiosną zarobione na sprzedaży skór pieniądze wydać na jedzenie i picie bez umiaru. Oraz na gromadzenie zapasów na kolejną wyprawę. To było jednym z powodów, dla których nie zabił Fitzgeralda i Bridgera, choć przecież myśl o zemście dawała mu siłę.
Kiedy ich spotkał, postanowił, że daruje im życie. Zabicie Fitzgeralda wiązało się z ogromnym ryzykiem. Po powrocie z wyprawy mężczyzna zaciągnął się do wojska, a zabicie żołnierza karane było śmiercią. Hugh Glass rozmówił się jedynie z jego dowódcą, odzyskał swoją broń i odpuścił. Niezniszczalny łowca żył jeszcze 10 lat, po czym został zabity przez Indian.