Panele dyskusyjne podczas Światowego Forum Ekonomicznego (WEF) w Davos trwają z reguły godzinę. Jednak nad tym, żeby do nich doszło oraz żeby w pełni wykorzystać szanse networkingowe, jakie daje Davos, pracuje się miesiącami. Sztaby ludzi, choć nie widać ich w dyskusjach panelowych, pracują nad tym, by ważni goście mogli przebić się w tłumie innych VIP-ów.
Jednym z tych sztabowców jest Graham Ackerman, associate director w APCO Worldwide, globalnej agencji PR z siedzibą w Waszyngtonie. Choć w teorii pracuje w londyńskim biurze APCO, większość czasu spędza na lotniskach lub najważniejszych światowych konferencjach: od Davos po doroczne szczyty Międzynarodowego Funduszu Walutowego (MFW). W specjalnej rozmowie z naTemat.pl Ackerman opowiada o przygotowaniach poprzedzających forum w Davos, jak forum wygląda od kuchni oraz czym różni się od setek podobnych konferencji, na których dyskutuje się o gospodarce i ekonomii.
Typowy obrazek z Davos: kilku prezesów siedzi i na tle niebieskiej ściany [niebieski to kolor WEF, organizatora forum – przyp. red.] rozprawia o ekonomii czy polityce...
Graham Ackerman: ...i wygląda to na panel jak każdy inny. Ale nim nie jest, bo udział prezesów w panelach poprzedzają dziesiątki maili i telefonów.
Dlaczego?
Bo musimy mieć pewność, że nasz klient trafi do takiego panelu, w którym będzie mógł w pełni zaprezentować przesłanie, z którym do Davos przyjechał.
Zakładam, że podobnie jest w przypadku innych konferencji.
Nie. Dlatego że jedynie tu masz kilka tysięcy szefów firm i ministrów zgromadzonych w jednym miejscu. To znaczy, że ludzie, których powaga urzędu z reguły sprawia, że nie giną w tłumie, mogą z łatwością w takim tłumie zginąć w Davos.
Podam przykład: mamy pewnego klienta rządowego. Nie mogę niestety ujawnić z jakiego kraju. W zeszłym roku nasz klient przyjechał z przełomową dla swojego rządu informacją. Chciał ją zaprezentować na Forum w Davos. Ale jak to zrobić, gdy dziesiątki innych też przyjechało w tym celu.
I jak to zrobić?
Wybrać taki czas i miejsce, by nie kolidowały z innymi wydarzeniami. Odpowiedź jest prosta. Dużo trudniej z wykonaniem, biorąc pod uwagę, ile dzieje się podczas Davos. To właśnie na tym skupiamy dużą część naszego planowania i obmyślania strategii.
Przygotowujecie się miesiącami, lądujecie w Davos i co dzieje się dalej?
I dokładnie w momencie, w którym lądujesz w Szwajcarii, wszystko się zmienia. Choć starasz się przygotować na każdą ewentualność, potem nagle okazuje się, że niezapowiedzianie John Kerry [sekretarz stanu USA – przyp. red.] postanawia zwołać konferencję prasową. I nagle spotkania, które miałeś umówione z nim lub osobami z jego otoczenia przesuwają się i zmieniają cały rozkład dnia, który mieliśmy od dawna zaplanowany. Przez jedno w sumie niewielkie wydarzenie dzieje się chaos, który trzeba jakoś opanować.
Tego chaosu nie widać na typowych obrazkach z Davos, od których zaczęliśmy rozmowę.
A na tym chaos się nie kończy. Biorąc pod uwagę nagromadzenie prezesów i przedstawicieli rządów na metr kwadratowy w Davos, ochrony i rozmaitych zastrzeżonych miejsc jest więcej niż na jakiejkolwiek innej konferencji. No może z wyjątkiem dorocznych sesji Zgromadzenia Ogólnego w Nowym Jorku. Jedynie VIP-y mają białe identyfikatory, które dają im pełen dostęp do wszystkich miejsc na Forum. Obsługa takich identyfikatorów nie ma. I często musi ostro walczyć, by móc towarzyszyć swoim klientom podczas spotkań. Coś, co na innych konferencjach jest zwykłą formalnością.
Czym jeszcze różni się Davos od innych konferencji?
Tym, że tylko tu może dochodzić do takich sytuacji, jaka przydarzyła się nam w zeszłym roku. Szukaliśmy miejsca na telekonferencję prasową. Teren Forum był obłożony, więc postanowiliśmy zorganizować ją w okolicznych restauracjach. Długo szukaliśmy takiej, w której nie byłoby tłumów. W końcu udało się, znaleźliśmy restaurację, gdzie na wejściu powiedziano nam, że zajęty jest w niej tylko jeden stolik. Wchodzimy i faktycznie. Jeden stolik jest zajęty. Tyle, że nikt nie uprzedził nas, że będzie siedział przy nim will.I.am.
No właśnie, Davos to nie tylko panele dyskusyjne, ale też celebryci i przyjęcia.
I te przyjęcia właśnie są nie mniej ważne niż same dyskusje. To na nich często dochodzi do wysokiej rangi spotkań, nad którymi długo pracujemy. Koszty samych przyjęć często idą w setki tysięcy dolarów.
Kosztowne przyjęcia w szwajcarskim kurorcie dla prezesów zarabiających miliony. A wszystko to, żeby dyskutować o przyszłości społeczeństwa i ekonomii, w tym m.in. o poprawie losu najuboższych czy o wychodzeniu z kryzysu ekonomicznego. Czy to się nie kłóci?
Davos ma wiele twarzy oraz osoby przyjeżdżające na konferencję w różnych celach. Na Forum na przykład masowo ściągają przedstawiciele funduszy hedgingowych. Oni przyjeżdżają tu, żeby robić interesy z innymi milionerami, a nie żeby zajmować się tematyką pokoju czy rozwoju ekonomicznego.
Albo równouprawnienia, które w Davos pokazuje dobitnie: najważniejsze role w firmach wciąż pełnią głównie mężczyźni. Kobiety są w dyskusjach panelowych w mniejszości.
To prawda. Organizatorzy starają się, by to nie były wyłącznie spotkania białych mężczyzn w średnim wieku. Na przykład w tym roku niektóre firmy otrzymały wejściówki VIP-owskie dla kobiet zupełnie za darmo. Jednak mimo to procent udziału kobiet w forum w stosunku do ubiegłego roku wzrósł jedynie z 17% do 18%.
To jest problem, którym należałoby się zająć. Podobnie jak wspomniany rozdźwięk między poruszanymi tematami a obrazem milionerów w kurorcie. To może razić, szczególnie od czasów kryzysu finansowego. Forum po raz pierwszy zebrało się w 1971 r., wtedy było to kilkuset prezesów, dziś są tysiące. Zmieniła się ranga wydarzenia, zmieniają się czasy, więc obecną formułę Davos można podawać w wątpliwość. Jednego natomiast nikt nie podaje w wątpliwość: Davos jest i będzie miejscem, gdzie dochodzi do spotkań na najwyższym szczeblu i robi się biznes.
Graham Ackerman – od 2008 roku związany z APCO Worldwide, od 2014 na stanowisku associate director. Wcześniej w agencji Cohn & Wolfe. Ukończył London School of Economics oraz Uniwersytet Kalifornijski w Berkeley.