Ustawa o podatku od sprzedaży detalicznej, która ma zniechęcać do handlu w niedzielę może uderzyć w sprzedawców paliwa. Jeśli rząd nie uwzględni specyfiki tej branży, stacje paliwowe będą zamknięte w weekendy. Można się tylko domyślać, jakie kłopoty będą wtedy mieli kierowcy podróżujący po Polsce.
Wprowadzenie rządowego projektu o podatku od sprzedaży detalicznej ma przynieść budżetowi 2 mld zł. Te pieniądze mają być dodatkowym źródłem dochodów, z których sfinansowany będzie program 500+. Podatek ma mieć trzy stawki. Pierwsza, w wysokości 0,7 proc. obciąży miesięczne przychody nieprzekraczające 300 mln zł. Druga stawka w wysokości 1,3 proc. będzie płacona od nadwyżki przychodu ponad 300 mln zł. Stawka 1,3 proc. oraz jeszcze wyższa - 1,9 proc. mają dotyczyć handlu w soboty, niedziele i święta.
Jak zauważa Polska Organizacja Przemysłu i Handlu Naftowego, proponowane przez ministra
finansów stawki nakładają na tę gałąź handlu nieproporcjonalnie duże obciążenia. Wprowadzenie tego podatku będzie dyskryminacją podmiotów, które korzystają z formuły franczyzy, ale będzie za to wsparciem podmiotów generujących małe obroty, które nie działają w sieciach sprzedaży.
"Skutkiem objęcia sieci franczyzowych podatkiem może być ich likwidacja. Szczególnie negatywnie uderzy w stacje
paliw i jej klientów, właśnie wtedy odbywających największą liczbę podróży, obciążenie sprzedaży w soboty, niedziele i inne ustawowo dni wolne od pracy specjalną, najwyższą stawką" – wyjaśnia POPiHN.
Według handlarzy paliwem, może to doprowadzić do sytuacji, w której ludzie będą kupowali paliwo na zapas i będą przewozili je w kanistrach, co stanowi poważne niebezpieczeństwo dla życia i dla zdrowia podróżujących po polskich drogach.