Chińska firma COVEC, która w czerwcu ubiegłego roku wycofała się z budowy autostrady A2 wraca do Polski, by walczyć o kolejny kontrakt. Pytanie, czy powinniśmy jej na to pozwolić skoro jedną robotę już u nas spartaczyła.
Jak informuje dziś "Dziennik Gazeta Prawna", COVEC chce zbudować węglowy blok energetyczny w należącej do Enei Elektrowni Kozienice. Firma w grudniu złożyła finalną ofertę i przedstawiła bankowe gwarancje wystawione m.in przez Bank of China.
Co ciekawe, ten sam bank poręczał za COVEC przy okazji walki o kontrakt na A2 (Łódź-Warszawa). Jak to się skończyło wszyscy pamiętamy. Chińska firma wycofała się z budowy powodując duże opóźnienia, a Bank of China odmówił wypłaty odszkodowania za zerwany z winy Chińczyków kontrakt.
Można więc wyobrazić sobie analogiczną sytuację, w której COVEC znowu oferuje najniższą cenę i w cuglach wygrywa przetarg na wielomilionową inwestycję. A to by oznaczało, że nie uczymy się na błędach i po raz kolejny ryzykujemy powodzenie budowy w zamian za obietnicę wykonania "po kosztach".
- Jeśli do niego dojdzie, realizacja kontraktu będzie musiała zostać objęta monitoringiem. Jeśli COVEC nie dotrzyma warunków, będzie musiał płacić kary umowne jak każda inna firma - mówi cytowany przez "DGP" Andrzej Czerwiński, przewodniczący parlamentarnego zespołu ds. energetyki.
Będzie musiał? Niekoniecznie. Polski rząd wciąż nie może doprosić się od Chińczyków ponad 100 mln zł kar umownych za wycofanie się z budowy A2.
Przed budowaniem "chińskiego muru" uniemożliwiającego COVEC inwestowanie w Polsce przestrzega Adrian Furgalski, ekspert z Zespołu Doradców Gospodarczych TOR. - Nie możemy z założenia zamknąć granic przed wszystkim Made in China. Trzeba się tylko zabezpieczyć, by w przypadku zerwania kontraktu i sankcji nie było tłumaczenia, że Chińczycy usiedli z bankiem i postanowili, że nie będą płącić - mówi Furgalski.