MSZ chce, aby Komisja Wenecka zajęła się badaniem sprawy Trybunału Konstytucyjnego nie w marcu, ale dopiero w czerwcu. To nic innego jak próba opóźnienia wyroku, bo już wiadomo, że raport będzie mocno krytykował posunięcia władzy.
Ministerstwo Spraw Zagranicznych na różne sposoby próbuje się ratować przed miażdżącą opinią Komisji Weneckiej. Zaczęło się od kwestionowania bezstronności i wiarygodności tego gremium (choć przecież jego przedstawiciele zbierali informacje rozmawiając m.in. z Andrzejem Dudą, Zbigniewem Ziobrą czy Markiem Kuchcińskim). Później twierdzili, że przecież to tylko opinia i nie trzeba się do niej stosować.
Ale nie da się jej też zignorować. Wyciek wersji roboczej raportu już dał paliwo do kolejnej rundy dyskusji o Trybunale Konstytucyjnym i przypomnienia skoku dokonanego przez PiS. Prezes nie jest zadowolony, otwarcie przyznał, że o opinię poproszono za wcześnie. Efektem są kolejne artykuły o tym, że minister Witold Waszczykowski może stracić stanowisko.
Dlatego szef MSZ próbuje opóźnić wyrok i prosi Komisję Wenecką o opóźnienie wydania opinii. Miałoby się to stać dopiero na kolejnym posiedzeniu gremium, czyli w czerwcu. Tylko skoro to jedynie opinia, do której nie trzeba przywiązywać wagi, po co te podchody i próby opóźnienia wydania opinii? Wygląda to na postępującą schizofrenię. Tym bardziej, że gdyby Komisja prośby posłuchała, raport pojawiłby się tuż przed szczytem NATO w Warszawie.
Waszczykowski napisał też list do Komisji Europejskiej, która także bada sprawę Trybunału Konstytucyjnego. Szef MSZ sugeruje w nim, by komisarze spytali prezesa TK dlaczego ten nie dopuszcza do orzekania trzech wybranych przez nowy Sejm sędziów.