Anna Maria Anders to niewątpliwie świetnie wykształcona, dystyngowana dama. Niewątpliwie może zrobić sporo dobrego dla kultywowania pamięci o bohaterach II wojny światowej. Niewątpliwie to cenny element kancelarii Beaty Szydło. Niewątpliwie nie nadaje się na senatora, którego wybiorą w niedzielę mieszkańcy Podlasia.
Polityk PiS Bohdan Paszkowski wygrał jesienią wybory do Senatu. Ale w tej kadencji za długo w izbie wyższej nie popracował, bo w niespełna miesiąc po inauguracji kadencji Beata Szydło powołała go na wojewodę podlaskiego. Zostawiając już na boku to, że to kompletnie nieodpowiedzialne kpienie z wyborców, musiało dojść do wyborów uzupełniających.
Plebiscyt Kaczyńskiego
Prawo i Sprawiedliwość, które po 100 dniach jest krytykowane w kraju i zagranicą, postanowiło zrobić z tego plebiscyt poparcia dla "Dobrej zmiany". To oczywiście manipulacja, bo niby dlaczego wyborcy jednego ze stu senackich okręgów mają mówić za wszystkich? Takie głosowanie to wcale nie "taki większy sondaż", bo w sondażach dba się o odwzorowanie przekroju społecznego, a głosować idzie kto chce.
Jednak PiS będzie nam próbowało wmówić, że wygrana to afirmacja rządów partii. Kaczyński mówi wręcz, że ci, którzy będą na nią głosować, będą głosować za wolną Polską. Dlatego na Podlasie rzucono wszystkie siły, łącznie z Prezesem. Posłowie, marszałkowie Sejmu i Senatu, a także ministrowie wspierają kandydatkę partii Annę Marię Costa (w Polsce występuje pod nazwiskiem ojca, choć w innych dokumentach z niego zrezygnowała).
Wielkie nazwisko
To córka generała Władysława Andersa, dowódcy Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie. Urodziła się w Londynie, choć jej rodzice starali się jej stworzyć w stolicy Wielkiej Brytanii namiastkę Polski. Dlatego dzisiaj całkiem dobrze, choć z wyraźnym angielskim akcentem, mówi po polsku. Większość życia spędziła w Bostonie, gdzie razem z mężem Robertem Costa, amerykańskim pilotem, wychowała syna Roberta Władysława.
Ale o ile rodzice kandydatki PiS zadbali o przekazanie jej wiedzy o Polsce, a przede wszystkim nauczyli ją języka, jej jedyny syn po polsku nie mówi. – To prawda. Nigdy nie był w Polsce, choć trzeba przyznać, że interesował się historią dziadka – mówi Ligia Krajewska, była posłanka PO i przyjaciółka Anny Marii Anders. Chyba także "była".
Transfer z obozu PO
Bo przez lata córka generała była bardziej kojarzona z PO. W 2010 i 2015 roku była w komitecie poparcia Bronisława Komorowskiego. Jak mówi Krajewska, chciała także kandydować z list partii w ostatnich wyborach parlamentarnych. Ostatecznie przygarnął ją PiS (łącznikiem był – także urodzony w Londynie – Ryszard Czarnecki.
Ostatecznie przegrała w Warszawie z Barbarą Borys-Damięcką, choć zdobyła aż 154 tysiące głosów. Głosowała na nią duża część Polonii, choć w Bostonie gdzie mieszka przegrała. Jednak już w wielkomiejskiej Warszawie, skupiającej także głosy Polaków z zagranicy, nie miała wiele do powiedzenia. Pytana w TOK FM o szczegółowe zagadnienia przyznawała się do niewiedzy.
Kandydatka z obstawą
Po przegranej, choć z dobrym wynikiem, Beata Szydło powołała ją na przewodniczącą Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa oraz pełnomocnika premiera do spraw dialogu międzynarodowego. Dlatego teraz partia Jarosława Kaczyńskiego chce wykorzystać ten potencjał, a przede wszystkim to nazwisko, do swoich celów politycznych.
Jednak tak, jak Anna Maria Anders nie radziła sobie z tematami ogólnopolitycznymi, tak nie radzi sobie z kwestiami Podlasia. Zapewne dlatego nie pojawiła się na debacie przedwyborczej wszystkich kandydatów. Razem z kandydatką jeżdżą więc lokalni politycy PiS, którzy obiecują regionowi złote góry. Sama kandydatka mówi, że w regionie powstanie baza NATO, która ma zapewnić mieszkańcom miejsca pracy.
Głos wyborców
Kiedy w piątek, tuż przed ciszą kandydatka, razem z ministrem i wiceministrem spraw wewnętrznych otwierała wystawę o swoim ojcu w Archiwum Państwowym w Suwałkach, doszło do awantury. Na sali pojawili się przeciwnicy PiS z plakietkami KOD i protestowali przeciw wykorzystywaniu wystawy do celów politycznych.
To pokazuje, że przynajmniej część mieszkańców czuje się obrażona wystawieniem "spadochroniarki". Anna Maria Anders przestaje być traktowana jako kontynuatorka misji bohatera II wojny światowej, a zaczyna być traktowana jako polityk. – Chciała startować od nas, ale jej odradzałam – mówi Ligia Krajewska.
Wielkie ambicje
– Uważałam, że ona się nie nadaje do polityki, że tego nazwiska nie można używać do polityki. Tłumaczyłam, że jeśli będzie się zajmowała fundacją, to będzie miała szacunek ze strony wszystkich partii, ale uznała, że po wygranej PiS w wyborach prezydenckich jest dobry moment na start – relacjonuje była posłanka PO. Przyznaje, że ma do Anders żal za to, że do chwili ogłoszenia startu nie powiedziała jej o swoich planach.
Stąd pewnie ostra krytyka z jej strony. – Ona ma ogromne parcie na bycie gwiazdą, uwielbia jak ją podziwiają. Jest narcyzką. Mówiła, że skoro Hillary Clinton może być prezydentem, to ona też. Także PiS jeszcze nie wie kogo sobie hoduje. Wygrać nie wygra, ale może wystartować za cztery lata – dodaje. Na razie jednak musi się mierzyć z ostrą krytyką. Nie tylko byłej przyjaciółki.
Anna Maria Anders zapewne wygra wybory na Podlasiu i zostanie senatorem. Wkrótce jednak do drzwi jej biura zaczną pukać zawiedzeni wyborcy. Bo samo nazwisko może i wystarczy do wygrania wyborów, ale już nie do utrzymania poparcia. A nie widać, by Anna Maria Anders miała wiedzę i doświadczenie, które pozwoli jej zrealizować obietnice złożone mieszkańcom Podlasia.