Teraz wszystko zależy od Beaty Szydło. To podległe jej Rządowe Centrum Legislacji powinno teraz opublikować w Dzienniku Ustaw orzeczenie Trybunału. Jeśli Szydło zdobyłaby się na odwagę i przeciwstawiła Prezesowi, stałaby się bohaterką. Ale trudno uwierzyć w to, że mogłaby postawić się Jarosławowi Kaczyńskiemu. Jej rzecznik już zapowiedział, że rząd wyroku nie opublikuje.
Trybunał Konstytucyjny zakwestionował sens prowadzonej od kilku miesięcy wojny prowadzonej przez PiS. Za niezgodną z konstytucją uznano ustawę z grudnia, która sparaliżowała działanie tej instytucji i dawała PiS możliwość unikania kontroli konstytucyjności. Ale co dalej?
Opublikują czy nie?
Już we wtorek Beata Szydło zapowiedziała, że nie opublikuje wyroku Trybunału. A tym samym złamie prawo, bo rząd musi opublikować decyzję sędziów. Już raz istniała taka groźba, kiedy przez kilkanaście dni szefowa Kancelarii Premiera Beata Kempa próbowała debatować z prezesem Trybunału Andrzejem Rzeplińskim ws. jednego z grudniowych orzeczeń.
Wtedy ostatecznie obóz władzy się złamał i wyrok opublikował. To doprowadziło do umorzenia postępowania prokuratorskiego. Jednak w komunikacie prokuratura oceniła, że rząd umyślnie opóźniał publikację i nie stały za tym żadne względy techniczne.
Szydło-wybawca?
Teraz jednak Szydło i inni przedstawiciele PiS są znacznie bardziej zdecydowani. Minister sprawiedliwości (i od kilku dni prokurator generalny) Zbigniew Ziobro uznał, że to nie posiedzenie zdolne do wydania ważnego orzeczenia, ale zwykłe spotkanie. Jego zastępca Patryk Jaki stwierdził wręcz, że to po prostu towarzyskie spotkanie przy kawie.
Ale tutaj ministrowie czy posłowie nie mają nic do powiedzenia. Dalszy rozwój wypadków zależy wyłącznie od Beaty Szydło. Szefowa rządu może więc zdobyć się na nieoczekiwany ruch i wystąpić przeciw swojemu obozowi politycznemu. O takim scenariuszu jako pierwszy napisał politolog z UW dr Olgierd Annusewicz, przypominając o silnym umocowaniu premiera w konstytucji.
Nieusuwalna
Oczywiście to oznaczałoby pójście na otwartą wojnę z Jarosławem Kaczyńskim i z przygniatającą częścią obozu władzy. Ale nie całą. A to całe PiS jest potrzebne do zdymisjonowania premiera i rządu. Bo można to zrobić tylko "większością ustawowej liczby posłów".
Więc jeśli Szydło zdołałaby przeciągnąć na swoją stronę chociaż kilka osób, Prezes straciłby możliwość odwołania jej. Bo raczej nie może liczyć na poparcie klubu Kukiz '15 – jego przedstawiciele już stwierdzili, że orzeczenie Trybunału ma moc obowiązującą.
Zabrakło odwagi
W dodatku Szydło ma doskonałe relacje z Andrzejem Dudą, a mniejszościowy rząd ze wsparciem prezydenta mógłby funkcjonować nawet do końca kadencji. Dokładnie tak, jak rząd Marka Belki po rezygnacji Leszka Millera.
Ale tak się nie stanie, bo wszystko wskazuje na to, że Beacie Szydło zabrakło odwagi. Jej rzecznik Rafał Bochenek już ogłosił, że rząd nie opublikuje "komunikatu Trybunału". Kilkadziesiąt minut wcześniej Zbigniew Ziobro orzekł, że gdyby Kancelaria Premiera opublikowała orzeczenie sędziów, Szydło naraziłaby się na Trybunał Stanu. Jak widać woli z tym poczekać na przegraną PiS w wyborach, bo nowa władza na pewno będzie chciała postawić przed Trybunałem Stanu czołówkę polityków PiS.