Z okładki tej książki spogląda na nas skromnie ubrany człowiek. Wygląda zupełnie jak rolnik, który odpoczywa po dniu ciężkiej pracy, a jego radosny uśmiech do obiektywu aparatu związany jest z rzadką dla niego atrakcją pozowania. Pod maską radosnego i przyjaznego prostaka kryje się jeden z największych zbrodniarzy XX wieku, Saloth Sar znany jako Pol Pot.
Jak to się stało, że urodzony w rodzinie bogatych chłopów przechodzi na drogę rewolucji? Czy początek zaczyna się w momencie zdobycia pobieżnego wykształcenia? A może wczesnej inicjacji seksualnej i uświadomienia sobie talentu do sterowania ludźmi? Czy może przyczyna tkwi w wielowiekowej khmerskiej tradycji pochwały oszustwa, która pozostawiła po sobie ślad w kambodżańskich bajkach? A może wszystko to naraz, doprawione rodzącymi się aspiracjami niepodległościowymi?
Ludzkim życiem rządzi przypadek. Splot zbiegów okoliczności jest tym, co nazywamy losem. Gdyby starszy brat Pol Pota nie otrzymał niskiego stanowiska na dworze królewskim, ten nie rozpocząłby edukacji, nie wyjechałby na studia do Paryża i nie zafascynowałby się marksizmem i maoizmem. Gdyby dorosły Sar otrzymał upragnione stanowisko w administracji państwowej nie poświęciłby się rewolucji. Jednak stało się inaczej i do dnia dzisiejszego osoba Pol Pota jest dla nas zagadką, a książka Philipa Shorta wyjaśnia nam jego fenomen tylko w niewielkim stopniu.
Sama osobowość Pol Pota będzie dla nas zagadką. Miły i ujmujący, a jednocześnie chytry i twardy. Mierny student, za to świetny nauczyciel literatury francuskiej. Playboy ceniący sobie luksus potrafiący się szybko przekształcić w ascetę, któremu do szczęścia potrzebna jest mata do spania i sterta książek. Pol Pot nawet nie starał się pozować na intelektualnego przywódcę ruchu komunistycznego. Nie pozostawił po sobie żadnego ideologicznego opracowania, z którego mógłby wynikać cel rewolucji. Nic dziwnego, zbrodniarz sam przyznał, ze opracowania o rewolucji francuskiej były dla niego niezrozumiałe, zdołał z nich, podobnie jak z dzieł Stalina pojąć potencjał terroru.
Szacuje się, że Pol Pot jest winny śmierci 10-40% populacji Kambodży. To ofiary wojny rewolucyjnej, późniejszego konfliktu z Wietnamem, czystek w łonie partii, powszechnej reedukacji narodowej i głodu. To z nazwiskiem Pol Pota wiązane jest pojęcie pól śmierci, znane nam z filmu Rolanda Joffe, filmu, który wstrząsa widzem, nie zmusza go jednak do refleksji o bezsensowności kambodżańskiego terroru. Istota polpotowskiej rewolucji nie zakładała poprawy losu najbiedniejszych, a rewolucjoniści nawet nie starali się udawać, że jest inaczej. Reżim równał wszystkich w dół, normą stał się człowiek najbiedniejszy, a każdy, kto starał się polepszać swój los, znał języki obce lub nosił okulary był podejrzany. Terror więc nie mógł być usprawiedliwiany żadnym wyższym celem, a to z kolei czyniło zło o wiele bardziej zbrodniczym.
Myśląc o Pol Pocie najprościej jest zwalić całą winę na ideologię komunistyczną. Zbitek słów „komunizm w czystej postaci” zdaje się być słowem-kluczem wyjaśniającym wszystko. Jednak gdybyśmy dziś wskrzesili Karola Marksa i zapoznali go z realiami Kambodży lat siedemdziesiątych, ten złapał by się za głowy, nie wierząc, że wszystko to uczynili ludzie, którzy naprawdę przeczytali i naprawdę zrozumieli Kapitał.