
Tylko ostatnio ofiarami islamskiego ekstremizmu padły Bruksela i Paryż. Wcześniej krwawe żniwo dżihadyści zbierali w Londynie, Madrycie i innych europejskich miastach. Wydaje się, że na zachód od Polski nie ma już bezpiecznego od islamistów miejsca... Warto jednak zwrócić uwagę na fakt, iż terroryzmowi niezwykle skutecznie opierają się Niemcy. Choć to one najchętniej przyjmują imigrację z Bliskiego Wschodu i teoretycznie łatwo islamistom wtopić się tam w tłum, ani Berlin, ani żadne inne niemieckie miasto nie padły ofiarami świętej wojny w imię Allaha.
Jeden z niewielu wyjątków to atak Kosowianina Arida Uki na grupę amerykańskich żołnierzy na lotnisku we Frankfurcie, do którego doszło w 2011 roku. 21-letni wówczas napastnik zastrzelił dwóch Amerykanów i ciężko ranił dwóch innych. Od kiedy mowa o "islamizacji Europy", to najpoważniejszy atak o islamistycznym podłożu, jakiego dokonano za Odrą.
– Ratuje nas "Ordnung" – twierdzi politolog Tarik Richter. – W Niemczech wciąż przywiązuje się dużą wagę do prawa i do porządku. Czasy się zmieniają, ale są pewne sprawy, w których to pozostaje niezmienne. I przede wszystkim chodzi tu o funkcjonowanie państwa – ocenia w rozmowie z naTemat.
Zwróć proszę uwagę, że najwięcej problemów z terrorystami ma Belgia, która od dekad chyli się ku rozpadowi i były okresy, gdy miesiącami nie można było stworzyć nowego rządu. Zajęci swoimi sporami Flamandowie i Walonowie odrzucili na margines spraw państwowych mniejszość muzułmańską. Nic więc dziwnego, że miejsce państwa belgijskiego w Brukseli zajęło to, co nazywamy Państwem Islamskim.
Na inny aspekt wskazuje też socjolog Nils Zurawski. – Nie wiem, czy Niemcy robią coś lepiej – stwierdza w wywiadzie udzielonym po ostatnich zamachach serwisowi "Jetzt".Natychmiast zwraca jednak uwagę, że Niemcy mają znacznie bardziej otwartą debatę na temat polityki migracyjnej i asymilacyjnej niż wiele innych państw. – Dyskusja jest niezwykle kontrowersyjna, ale zawsze otwarta – podkreśla Zurawski.
Napisz do autora: jakub.noch@natemat.pl
