Niemal tydzień od koncertu upamiętniającego Jacka Kaczmarskiego wybuchł skandal. Oto po sieci zaczął się rozchodzić wpis, w którym Kazik Staszewski z Kultu krytykuje prezesa TVP Jacka Kurskiego za to, że zrobił z imprezy wiec polityczny. Problem w tym, że to nie wpis autorstwa Kazika. Ale postawę byłego polityka PiS krytykują córka Kaczmarskiego i jego dawny współpracownik. To on napisał list, który zwrócił uwagę internautów.
Jak co roku stowarzyszenie Młodzi dla Polski zorganizowało koncert upamiętniający Jacka Kaczmarskiego. Zainteresowanie było spore, zabrakło nawet wejściówek, ale trudno powiedzieć, że przyciągnęło uwagę masowej publiczności
Dopiero po niemal tygodniu od koncertu, który odbył się 13 kwietnia w warszawskim Palladium o imprezie zrobiło się głośno. Wszystko za sprawą listu, który zaczął krążyć po sieci. Jego autorstwo przypisywano Kazikowi Staszewskiemu, który był jednym z artystów występujących na koncercie.
W istocie niejaki Leszek Tomczuk skopiował wpis z Facebooka, dodał tytuł "Kazik pojechał Jacusiowi" i dołączył do niego zdjęcie lidera Kultu. Co mniej uważni (jak widać spora grupa) uznali, że autorem słów jest Staszewski. Po kilkunastu godzinach usunął wpis i opublikował przeprosiny. Ale wiadomość żyje już własnym życiem.
W istocie napisał je Tomasz Kopeć, producent muzyczny, który współpracował z Jackiem Kaczmarskim w latach 90. Ostro krytykuje on Jacka Kurskiego za to, że koncert ku czci muzyka wykorzystał do lansu i zrobił z niego wiec polityczny, śpiewając piosenki o wyraźnie politycznym podtekście. Krytykuje też Annę Popek, która miała przez 5 minut zapowiadać swojego szefa.
Kiedy post zaczął żyć własnym życiem Kopeć zaczął tłumaczyć, że nie miał żadnego udziału w przypisaniu Kazikowi jego słów. Przeprasza też lidera Kultu i zapewnia, że już się z nim kontaktował. Ale przy okazji przypomina wpis córki Kaczmarskiego, Patrycji, która równie ostro oceniła występ prezesa TVP. Dziękuje też Kazikowi "za ewidentne odcięcie się od przekazu, który najwyraźniej miał mieć ten koncert".
Niestety organizatorzy nie udostępnili nagrania z koncertu, choć jak mówi w rozmowie z naTemat ich rzecznik, całość była nagrywana. Być może sami zauważyli, że przesadzili z polityką. Ale to nie powinno dziwić, bo Młodzi dla Polski od dawna sympatyzują z PiS. Część założycieli stowarzyszenia pracuje dzisiaj w administracji (jak choćby Sebastian Kaleta, który jest rzecznikiem Zbigniewa Ziobry).
Nie dziwi, że politycy spróbowali ogrzać się w świetle wielkiego barda. Nie dziwi też, że pozwolili na to organizatorzy, którzy mają wyraźne sympatie partyjne. Oby tylko wyciągnęli wnioski z krytyki i za rok zachowali się przyzwoicie. Bo tu chodzi o pamięć o wybitnym muzyku, a nie polityczny lans.