Praca w redakcji to wieczna gonitwa – za tematami, za rozmówcami, za terminami. Niezmiennie na wysokim poziomie, cały czas na wysokich obrotach. Tak wyglądało życie Zuzanny Ziomeckiej, kiedy w fotelu naczelnej zasiadła po raz pierwszy, tak też wyglądało kilka wysokich redaktorskich „stołków” później. Raz nabranego tempa nie zwalniała. Dlaczego? Z tego samego powodu, dla którego codziennie o tej samej porze wychodzi na kawę – bo tak się przyzwyczaiła. Destrukcyjną siłę „drugiej natury” uświadomiła sobie na kursie Uważności Mindfulness.
Moje wątpliwości co do tego, czy mindfulness rzeczywiście daje efekty, zniknęły po pierwszych sekundach rozmowy. W słuchawce zabrzmiał spokojny, ciepły głos, a ja przez cały wywiad nie mogłam pozbyć się wrażenia, że Zuzanna Ziomecka zamiast w zatłoczonej redakcji któregoś z warszawskich biurowców siedzi w pozycji kwiatu lotosu na egzotycznej, bezludnej plaży. Na wstępie przekonałam się więc, że efekty Treningu Redukcji Stresu Opartego na Uważności (Mind-Based Stress Reduction) słychać „gołym uchem”.
– Zaczynasz szybciej i precyzyjniej odbierać sygnały, które wysyła twoje ciało – słyszę w odpowiedzi na pytanie o to, jak działa mindfulness. – Zauważasz, że niektóre rzeczy robisz nie dlatego, że musisz czy potrzebujesz, ale dlatego, że na przykład o tej właśnie porze chodzisz na drugą kawkę. Ja na „drugą” chodzę zawsze o 16, chociaż często mam pełną świadomość, że mój organizm wcale tego nie potrzebuje. To ja potrzebuję rytuału, który kultywuję z przyczyn czy to towarzyskich, czy innych. Wcześniej jednak wydawało mi się, że ja bez tej kawki po prostu nie przetrwam wieczoru.
Chcesz przez to powiedzieć, że te nasze rytuały są złe? Że rutyna jest szkodliwa?
Bywa szkodliwa, kiedy powtarzamy pewne schematy tylko dlatego, że nam się utrwaliły. Nasz mózg działa tak, że rzeczy powtarzane wielokrotnie stają się automatyzmami, które w sprzyjających okolicznościach same się „odpalają”. Schemat pod tytułem „jazda samochodem” jest pomocny, bo zmieniając biegi, możemy równocześnie konwersować ze współpasażerem. Kiedy jednak za każdym razem w chwilach stresu rzucamy się na słodycze, reagujemy nienawiścią do siebie albo wrzeszczymy na dzieci, nie ma mowy o wspierających automatyzmach, lecz o krzywdzących nawykach, nad którymi mindfulness pozwala pracować.
Ale przecież ja wiem, że dwie zjedzone na smutno tabliczki czekolady nie są dla mnie dobre...
Pytanie, czy jesteś w stanie pohamować coś, co jest automatyczną reakcją. Większość z nas ma z tym problem, bo ten automatyzm zaczyna się odpalać, zanim świadomość dogoni ciało i umysł. Mindfulness pomaga wydrążyć taką szczelinę dystansu pomiędzy bodźcem, a reakcją i daje czas na podjęcie decyzji, co chcielibyśmy zrobić. Możemy zareagować jak zwykle, ale możemy też usunąć się ze środowiska, które wyprowadziło nas z równowagi, dać sobie czas na uspokojenie, zanim podejmiemy działanie.
Usunąć dosłownie czy mentalnie?
Dosłownie – po prostu wychodzimy. Możemy też nie dołączyć do rozmowy, nie odpowiedzieć na pytanie, nie odpisać na maila... Kłócąc się ze swoim facetem miałam zwykle tak, że nawet kiedy on już wyszedł z mieszkania, żeby ten spór zakończyć, ja nadal ścigałam go wściekłymi SMS-ami. Nie byłam w stanie się pohamować, czego potem żałowałam. To jedna z pierwszych rzeczy, które przestałam robić dzięki mindfulness.
Oduczyłaś się kłócić z partnerem?
Nie, przestałam impulsywnie reagować, kierować swoimi reakcjami z poziomu złości.
Jak to się robi? Złośliwi twierdzą, że mindfulness to po prostu medytacja ubrana w obcobrzmiące piórka...
W tej krytyce jest oczywiście ziarno prawdy. Mindfulness faktycznie jest medytacją, której korzenie sięgają bardzo głęboko do buddyzmu. Zasadnicza różnica polega na tym, że twórca świeckiej medytacji mindfulness – amerykański neurobiolog Jon Kabat Zinn, wydostał ją z kontekstu religijnego i przeniósł w kontekst naukowy. Założenia programu mindfulness oparte są o eksperymenty i badania naukowe, które pokazują, w jaki sposób metoda ta wpływa na mózg i na ciało. Nie mamy tu rytuałów, mistycyzmu. Jest to niezwykle precyzyjnie skonstruowany program pomagający osiągnąć określone efekty.
Kurs MBSR, którego jestem certyfikowaną nauczycielką, trwa osiem tygodni. Dlaczego tyle? Ponieważ neurolodzy odkryli, że wyrobienie w sobie nawyku, wydeptanie nowej ścieżki neurologicznej w mózgu, wymaga powtarzania danej czynności codziennie przez sześć do ośmiu tygodni. W trakcie kursu uczymy się więc obserwować i definiować nawyki, a potem wybierać, jakie nowe chcemy nadrukować na ich miejsce. Odzwyczajamy umysł od dotychczasowych reakcji na stres.
Skąd mam jednak wiedzieć, jakich nawyków muszę się oduczyć? Podczas treningu nie wprowadzę się przecież świadomie w sytuację stresową.
Definicja stresu w tym programie jest bardzo szeroka. Fizjologicznych reakcji stresowych każdy z nas doświadcza kilka razy w ciągu dnia. Kulturowo stres jest rozumiany jako uczucie towarzyszące tragicznym, wywracającym nasze życie do góry nogami zdarzeniom. Tymczasem reakcja stresowa jest fundamentalną odpowiedzią naszego ciała na wszystko, co dzieje się nie po naszej myśli. Powiedzmy, że twój szef się do ciebie nie oduśmiechnął na korytarzu. Zaczynasz się zastanawiać: „Co zrobiłam nie tak? Nie lubi mnie? Nie przeczytał mojego maila?”. Ta reakcja umysłu i ciała na zdarzenia zewnętrzne, nawet te niebędące utratą pracy czy kogoś bliskiego, jest stresem, nad którym pracujemy podczas kursu. Zaczynając od rzeczy błahych, wyrabiamy w sobie nawyki, które potem pomagają nam radzić sobie lepiej ze zdarzeniami trudniejszymi.
Możesz opisać ćwiczenia wykorzystywane w treningu uważności?
Bazujemy na technikach medytacyjnych. Są trzy formalne medytacje. Pierwsza z nich to Body Scan – trening uwagi. Nasza uwaga jest bardzo rozproszona przez wielość bodźców technologicznych, tempo życia, okoliczności kulturowe, w których żyjemy. Body Scan służy temu, żeby wzmocnić kontrolę uczestnika nad tym, gdzie skoncentrowana jest jego uwaga. To jest jest element kluczowy – odzyskujemy zdolność koncentrowania się. Następnie mamy ćwiczenia ruchowe – medytację opartą na jodze. Uczymy się obserwować, jak reagują nasze ciało i umysł, osiągając granice możliwości, opuszczając strefę komfortu. Wymaga to kontroli nad uwagą i jednocześnie skierowania jej na siebie. Trzecim ćwiczeniem jest medytacja siedząca. Tutaj już kierujemy uwagą nie tylko na ciało, ale również na myśli, emocje i dźwięki. Zwracamy uwagę na siebie w konkretnym momencie i na swoje otoczenie.
Wielu osobom wydaje się, że stres jest czynnikiem mobilizującym do działania, wzmagającym kreatywność. Nie bałaś się, że uważność odbierze ci ten stresowy „doping”?
Nie, bo kiedy trafiasz na kurs, bardzo szybko się przekonujesz, że mindfulness do niczego cię nie zmusza. Jest to zdolność kierowania uwagi na siebie i na swoje otoczenie po to, żebyś odkryła, co ci służy, a co ci odejmuje moc, co cię osłabia. Jeśli podczas nauki odkryjesz, że działanie pod presją czasu wyzwala w tobie największą kreatywność, to sama będziesz mogła wybrać, czy chcesz działać w ten sposób, czy nie. Mindfulness pozwoli ci świadomie oszacować zdrowotne czy energetyczne koszty takiej decyzji.
Czyli celem treningu jest oswojenie swoich reakcji?
Mindfulness daje wiedzę na temat ciebie samej i możliwość wyboru, co z tą wiedzą zrobisz. Na swój własny temat mamy wiele przeświadczeń, które są dawno nieaktualne albo nawet nigdy nie były prawdą.
Na przykład?
Wydaje mi się, że większość z nas tworzy obraz siebie w okresie wczesnej dorosłości lub późnej młodości. Wtedy najbardziej skupiamy się na naszej tożsamości – wybieramy muzykę, która do nas przemawia, szukamy stylu ubierania się, dołączamy do klik, identyfikujemy się przez popkultury, religie i tak dalej. Potem, gdy porywają nas obowiązki, rzadko zaglądamy do tych podstawowych „plików” i jedziemy na przekonaniu, że jesteśmy tacy, jakich sobie wtedy wymyśliliśmy. Jeśli nie zadajesz sobie pytań, nie zatrzymujesz się, żeby się sobie poprzyglądać, możesz nie odkryć że kariera, którą sobie wymyśliłaś na studiach i której od dziesięciu lat się poświęcasz, nie daje ci tej satysfakcji, na którą liczyłaś. Możesz też nie odkryć, że elementy stylu życia, które są w nim od zawsze, już ci nie służą tak jak kiedyś.
Konkretny przykład: przez wiele lat byłam królową warszawskich balang. Było to związane z moją tożsamością zawodową. Jako naczelna „Activista” musiałam być zorientowana, gdzie odbywają się najlepsze imprezy. Weszło mi to w krew do tego stopnia, że zaczęłam wierzyć, że jestem osobą, która po prostu musi kilka razy w tygodniu wychodzić na miasto. I mimo że rodziły mi się dzieci i podejmowałam coraz ambitniejsze zadania zawodowe, niemające już nic wspólnego z popkulturą, cały czas jechałam na przekonaniu, że „ja tak mam”.
Po kursie mindfulness odkryłam, że służy mi codzienna medytacja, ale jedyne miejsce, gdzie mogłam ją wcisnąć, to poranek, zanim moja rodzina wstanie. To spowodowało, że musiałam przestać wychodzić na miasto i wcześniej chodzić spać. I wiesz, co się okazało? Że z tych nieprzespanych nocy i skutków picia alkoholu w tygodniu zrezygnowałam z ulgą. Odkryłam, że kompletnie tego do szczęścia nie potrzebuję. Wcześniej nawet nie zadałam sobie trudu, żeby się temu przyjrzeć. Takich przykładów każdy z nas w swoim życiu znajdzie sporo.
Czyli wychodzi na to, że przyzwyczajenie wcale nie jest drugą naturą człowieka?
Jest. Co nie znaczy, że zawsze nam służy. Świadomość tego, co kształtuje nasze nawyki jest wyzwalająca. Kiedy już zdecydujesz, które z nich chcesz do swojego życia włączyć, to wystarczy sumiennie ćwiczyć przez te sześć, osiem tygodni, aby ten nawyk wszedł ci w krew. Mamy nad nim kontrolę – to jest najważniejsze, czego uczy mindfulness.