
Wizyty w najmodniejszych restauracjach, ciuchy od Armaniego, najdroższe samochody i najnowsze smartfony. A to wszystko dzięki wyniesionej na piedestał karierze, bywa, że budowanej bezwzględnie. Na całe szczęście nie brakuje również ludzi, którzy mówią egoizmowi stanowcze „nie”. Zamiast płynąć z prądem, szczęście i równowagę znajdują, gdy pomagają innym osobom w rozwoju.
Ekonomia społeczna obok generowania zysków koncentruje się także na ograniczaniu marnotrawstwa. To prawdziwa sharing economy, ekonomia współdzielenia. Dzięki działaniom polegającym na wspólnym używaniu narzędzi, samochodów czy lokali nie ponosimy niepotrzebnych wydatków, dzielimy się zasobami. Mam wiertarkę, ale używam jej raz na miesiąc. Sąsiad ma z kolei szlifierkę, której używa średnio przez tydzień w roku. Dzięki temu, że uzgodnimy, na jakich zasadach się nimi podzielimy, drugi komplet narzędzi nie jest już nam potrzebny. Tak oszczędzamy w praktyce. Tak samo postąpić możemy z samochodem czy mieszkaniem w okresie wakacyjnym. Aktywności takie jak couchsurfing czy carpooling opierają się na tym właśnie założeniu. Wiążą się zarazem z ideą slow life, czyli przekonaniem, że tak naprawdę nie potrzebujemy aż tyle konsumować.
Gdy zaczynałem robić to, co robię, moje główne cele obracały się wokół tego, co mogę zrobić dla siebie. Chciałem zbudować coś swojego, zacząć zarabiać pieniądze na życie, poszerzyć swoją wiedzę i umiejętności. Świetnie się złożyło, że mogłem przy tym pomagać innym ludziom. W miarę rozwijania własnej działalności, zwiększania swoich zarobków i rozwijania własnych kompetencji mój punkt skupienia powoli się zmieniał. Umiejętności, które zdobyłem, pozwoliły mi na pozbycie się większości najbardziej uciążliwych problemów z mojego życia. To sprawiło, że zacząłem odczuwać znacznie silniejszą potrzebę służenia innym.
Napisz do autora: dawid.wojtowicz@innpoland.pl
Artykuł jest częścią magazynu Hardcover na:Temat 5/2016, którego patronem jest Deutsche Bank Polska.
