
Nadmorskie miejscowości w Polsce nie muszą straszyć. Wielu Polaków ucieka za granicę, bo nie mogą patrzeć na paździerz, taniochę i budowlane eksperymenty, które stały się koszmarem polskich, przed laty pięknych - kurortów. Okazuje się, że jest miasto w Polsce, którego władze wypowiedziały walkę temu zjawisku. Buduje się albo ładnie, albo wcale.
Władze wielu nadmorskich miejscowości idą na łatwiznę i nie zmieniają praktycznie nic. Klient i tak się znajdzie. Włodarze Ustki postanowili jednak zrobić coś, aby Polacy nie tylko przyjeżdżali, ale też wracali do miasta. Kilka lat temu rozpoczęła się wielka rewitalizacja miasta, której efekty są już bardziej niż dostrzegalne. Zostało jeszcze 10 z 40 budynków, które objęto planem rewitalizacji. To wystarczy, aby turysta mógł poczuć klimat miasta.
W mieście panuje dziś specyficzny klimat. – Niektórzy porównują elementy naszego miasta do Bornholmu – zachwala rzecznik. Ale droga do tego nie była łatwa. Stare, gnijące, rybackie chatki zamieszkiwali ludzie, którzy często o nie nie dbali - były to domy komunalne.
Zmorą wielu nadmorskich miejscowości są jarmarki na promenadzie, pełne olbrzymich namiotów. My z tym walczymy. Nasza promenada już od tego roku będzie prawdziwym traktem spacerowym, dlatego że część handlową przenieśliśmy na pobliską ulicę. Nie chcemy tej wszechobecnej chińszczyzny, bo na to turyści narzekają.
Napisz do autora: krzysztof.majak@natemat.pl
