„Dla chcącego, nic trudnego” – słyszałam za każdym razem, kiedy ślęcząc nad książkami do fizyki czy matematyki, usiłowałam w taki sposób przestawiać cyfry, żeby koniec końców ułożyły się w pożądaną przez autorów zadań konfigurację. „Co ma piernik do wiatraka?” – myślałam zirytowana w kontekście własnej przyszłości, której sinusy i cosinusy nigdy nie miały być częścią. W odpowiedzi otrzymywałam standardowe: „Co cię nie zabije, to cię wzmocni” i zalecenie, aby przed kolejnym sprawdzianem zainwestować w korepetycje. I choć matematyczna trauma „do wesela” się nie zagoiła i powraca jak bumerang przy corocznym rozliczaniu PIT-a, to dźwięczące w głowie „dla chcącego...” sprawia, że dodawanie i odejmowanie kolejnych cyferek idzie jakoś łatwiej.
Autosugestia? A może po prostu wiara w sprawdzone przez wieki i narody mądrości? Fakt, że gdyby nie powtarzane w kółko niektóre z nich, zamiast pisać, uciekałabym przed policją skarbową. O to, skąd bierze się siła oddziaływania przysłów i czy na pewno wiemy, jaki jest ich sens, zapytaliśmy psychologa społecznego Jarosława Świątka, założyciela Szkoły Inteligencji Emocjonalnej.
Czym z psychologicznego punktu widzenia są przysłowia?
Przysłowia działają jak horoskopy. Na dobrą sprawę w każdym z nich można dopatrzyć się jakiegoś sensu. W psychologii takie zjawisko nosi nazwę „efektu Barnuma”: słysząc bardzo ogólne stwierdzenie, do którego możemy dopasować konkretne doświadczenie z naszego życia, uznajemy je za prawdziwe. Ciężko przecież znaleźć przysłowie, które będzie całkowicie niezgodne z prawdą.
Problem z przysłowiami polega na tym, że każdy może się pod nimi podpisać i tak samo każdy może z nich czerpać tyle, ile mu się podoba. Przysłowiem czy chwytliwym cytatem można rozpocząć wystąpienie przed setką ludzi zgromadzonych na wykładzie motywacyjnym, z których każda odczyta je w wygodny dla siebie sposób. Nasza uwaga zadziała w takiej sytuacji w sposób bardzo wybiórczy i podciągnie pod daną tezę tylko pasujące nam argumenty, zupełnie ignorując te doświadczenia, które daną tezę mogłyby podważyć. Skupimy się na kontekście, z naszego punktu widzenia, pozytywnym.
Ale w wielu przysłowiach trudno dopatrzyć się pozytywów – raczej przestróg, ostrzeżeń.
Przysłowia mają za zadanie przede wszystkim zaangażować naszą wyobraźnię. Ta z kolei – aktywować emocje, zarówno te negatywne, jak i pozytywne. I wszystko jest dobrze, dopóki dane przysłowie czy znany cytat jest czymś poparty. Rozpoczynając wystąpienie, można więc posłużyć się znanym stwierdzeniem właśnie po to, aby odpowiednio pobudzić emocje słuchaczy.
Zmanipulować ich w pewnym sensie?
Raczej pobudzić do twórczego myślenia, nawet jeśli w pewnym sensie kierunkujemy w ten sposób dalszą interpretację wystąpienia. Sentencja pozwala zatrzymać uwagę, sprawić, że słuchacz się zastanowi nad dalszym sensem wypowiedzi. Innymi słowy, przygotować ludzki umysł na to, aby wpisać w niego wiedzę. Myślimy obrazami – dlatego właśnie siła cytatów czy przysłów jest tak wielka. Jeśli jednak ktoś, stosując chwytliwe powiedzenie, nie tłumaczy jego istoty, tylko pozwala, aby słuchacz zinterpretował je po swojemu, dopuszcza się w pewnym stopniu manipulacji.
Czyli moja mama, która powtarzała mi, że jestem w stanie nauczyć się matematyki, bo „dla chcącego nic trudnego”, trochę mną manipulowała?
Trudno powiedzieć. Nie sądzę, że Pani mama działała tu z premedytacją (śmiech). Tego typu powiedzenia pełnią funkcję motywującą, odsyłają do pewnych norm, stanowią wsparcie. Trudno jednak uznać, że samym ich powtarzaniem można kogoś do czegoś zmusić.
Te same przysłowia powtarzamy od dziesiątek lat. Pytanie, na ile przystają one do dzisiejszej rzeczywistości?
Fakt, przysłowia często stosujemy, nie mając pojęcia, kiedy powstały. Słysząc „oko za oko, ząb za ząb” nawet nie myślimy o tym, że to cytat z Kodeksu Hammurabiego. Z drugiej strony, mimo że kultura ewoluuje, a technologia idzie do przodu, wyznawane przez nas podstawowe wartości pozostają, w znacznej mierze, niezmienne, a to właśnie do tych uniwersalnych prawd odwołują się przysłowia. Praca nadal „uszlachetnia”, lenistwo nadal „uszczęśliwia”.
A pieniądze? Kiedyś „szczęścia nie dawały”. Dzisiaj wielu ochoczo się z tym poglądem nie zgodzi.
Funkcją, jaką pierwotnie pełniło to przysłowie, było przeciwdziałanie chciwości. Odwołując się do uniwersalnych zasad moralnych, miało za zadanie pokazać, że w imię bogactwa nie opłaca się uciekać do łamania prawa, przekraczania społecznie akceptowalnych granic czy przemocy.
Mamy też jednak przysłowia, które od szeroko pojętej moralności nas odwodzą, na przykład „cel uświęca środki”.
Tak, ale jeśli chodzi o sens tego konkretnego powiedzenia, mógł on zostać wypaczony. Być może chodziło o osiąganie celu w ramach pewnych określonych granic? Z drugiej strony, ludzka natura nie jest spójna, więc odwołania do przykładów negatywnych również są nam potrzebne.
A co z przysłowiami, które nie przystają do dzisiejszej sytuacji ekonomicznej, na przykład „Darowanemu koniowi nie zagląda się w zęby”? Dzisiaj uczy się nas, aby do tego, co daje nam los, podchodzić z rozwagą...
Z tym stwierdzeniem można dyskutować. Z jednej strony, oczywiście, słychać apele o rozwagę, ale nadal znajdzie się szerokie grono osób, które będzie tego typu maksymom hołdować. Często więc przysłowia, mimo że w obecnej rzeczywistości mniej aktualne, czy zasadne, nadal będą powtarzane. Inne z kolei zmienią swoje znaczenie, naginając się do obowiązujących norm.
Tak było z przysłowiem „Nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki”, które wiąże się bezpośrednio z sentencją „Wszystko płynie”. Pierwotnie chodziło o zaakcentowanie, że „rzeka nigdy nie jest taka sama”, bo dzięki nieustannemu przepływowi wody za każdym razem kąpiemy się w „innej” rzece. Dzisiaj często używamy tego powiedzenia w charakterze przestrogi: „Nie rób dwa razy tego samego”. Znajomemu po rozstaniu z partnerką powiemy: „Nie wracaj do niej, nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki, wiesz, jak to się ostatnio skończyło”. W rzeczywistości, skoro rzeka nigdy nie jest taka sama, ponowne wejście do niej oznacza spotkanie z zupełnie nową „rzeką”. Wychodzi więc na to, że powrót do poprzedniej partnerki ma sens, bo po jakimś czasie, bogatsza w nowe doświadczenia, nie będzie już tą samą osobą.
To skąd mamy wiedzieć, sens których przysłów został wypaczony, a których nie? Których słuchać?
Najlepiej w ogóle ich nie słuchać (śmiech). Najlepsze efekty zawsze daje kierowanie się zdrowym rozsądkiem.