
W Krakowie środowiska prawicowe walczą właśnie, by pod stopami Wawelu powstał okazały pomnik Armii Krajowej. Proponowany projekt nie przedstawia jednak żadnej walczącej postaci, czy uniwersalnych symbolów narodowych. Inicjatorzy budowy tego pomnika są przekonani, że upamiętnić ofiarę poniesioną w II wojnie światowej przez AK-owców najlepiej uda instalacją przedstawiającą przedwojenne granice Polski.
Choć spadkobierców wypędzonych Niemców są miliony, to domy na Pomorzu, w Wielkopolsce, oraz na Dolnym i Górnym Śląsku udało się odzyskać tylko garstce z nich. Reszta albo pogodziła się z tym, że granice wyglądają, jak wyglądają i w rodzinne strony wolała wrócić dzięki otwartym granicom, albo... zradykalizowała się.
– Nic nie pójdzie szybko, ale walka nie może skończyć się na moim pokoleniu. A wiatr zmian wieje w Europie tak, że może od 1945 roku nie było większej nadziei na to, że Niemcy kiedyś wrócą do odebranych nam miast – słyszę od 75-letniej Ruth.
Najpierw temat grabieży wschodnich ziem zamykał fakt, że postawili w Europie mur berliński i całą tę żelazną kurtynę. Potem, po upadku komunizmu Polacy szybko doprowadzili do potwierdzenia granic i kanclerz Kohl kazał naszym rodzicom i dziadkom siedzieć cicho. I zaczęły się lata wodzenia wypędzonych z nos przez chadeków, którzy są mistrzami w gaszeniu wszelkich trudnych tematów. SPD nie jest lepsza. Ale widać wyraźnie, że ich czas się kończy. Tak samo, jak czas poprawności politycznej i milczenia.
Idealną sytuacją byłoby, gdyby o swoje miasta na Litwie i Ukrainie upomnieli się wreszcie Polacy. Często bywam w Polsce, mam tu przyjaciół, którzy też walczą o zmianę mentalności politycznej i oni też marzą o Lwowie, Wilnie, czy Grodnie. Gdyby ten moment nastąpił, nowe Niemcy mogłyby poprzeć polskie starania w zamian za oddanie nam sprawiedliwości.
Przebicie "szklanego sufitu", którym jest obecnie dla AfD 13-15-proc. poziom poparcia, ma umożliwić przyjęty tam manifest programowy. Odpowiedzialni za popularyzację tej formacji Frauke Petry, Beatrix von Stroch i Jörg Meuthen postawili w nim głównie na postulaty odrzucenia wielokulturowości i ograniczenia praw muzułmanów. Do głosowania na AfD ma zachęcić m.in. zakaz wznoszenia w Niemczech minaretów, oraz utrudnienia w funkcjonowaniu i zakładaniu meczetów. No i rzecz jasna, zamknięcie się na imigrację, szczególnie tą z państw muzułmańskich.
AfD osiągnęła kilkuprocentowe poparcie dzięki eurosceptycyzmowi, teraz kolejne punkty zyskuje na ksenofobii i poglądach antyislamskich. Kto wie, co będzie im potrzebne, do przeskoczenia na wyższy poziom. Nie zdziwiłbym się, gdyby zerwali z kolejnym tabu i uderzyli w nastroje rewizjonistyczne. I to może być całkiem opłacalne, bo nie trzeba być potomkiem wypędzonego, by spodobała ci się wizja "wielkich Niemiec"...
Tarik Richter zwraca uwagę na przeprowadzone niedawno badanie wśród sympatyków AfD, z którego wynikło, że to formacja popierana przez Niemców najlepiej wykształconych, bogatych i pochodzących z dobrych rodzin. Stanowią oni aż 34 proc. elektoratu niemieckich "zdroworozsądkowców". – A co za tym idzie? Otóż to, że wiele takich elit ma pochodzenie podobne do Beatrix von Stroch. Nie chcę nikogo obrazić, ale to właśnie takie kręgi są spadkobiercami nazistów. Prędzej czy później mogą zechcieć więc głośno domagać się tego, co utracili ich przodkowie, lub o co walczyli... – tłumaczy niemiecki politolog.
Napisz do autora: jakub.noch@natemat.pl