Gdzie można pojechać, co zwiedzić, mając tylko 500 złotych w portfelu? Tomasz Jakimiuk udowodnił, że z taką gotówką świat stoi otworem. On sam zwiedził Meksyk i wyspy karaibskie, Bahamy, a w drodze powrotnej pół Europy. Podróż trwała 144 dni.
Interesował się geografią, więc pomysł o studiowaniu turystyki wydał mu się jednym z lepszych. W domu nigdy się nie przelewało, więc żeby zarobić na podróże zaczął, obok map, studiować także zarządzanie. Skończył studia, ma dwa dyplomy magisterskie w ręku, całe dorosłe życie przed sobą, a bagaż doświadczeń już wystarczyłby na obdarowanie kilku osób.
Tomek Jakimiuk podróże zaczął skromnie. Wyjazd z rodzinnych Siemiatycz do Białegostoku wydawał mu się daleką wyprawą. Jeździł jak każdy, autobusem lub pociągiem. – Któregoś dnia wyjechaliśmy grupą znajomych z Białegostoku na wycieczkę. Utknęliśmy gdzieś i koleżanka mówi do mnie "Tomek, wracajmy stopem". Ja nie wiedziałem, o co jej chodzi – wspomina Jakimiuk.
Złapanie pierwszego stopa trwało bardzo krótko, jakieś pięć minut. Zatrzymał się wielki TIR. Kierowca maszyny opowiedział masę niesamowitych historii o wschodzie i zachodzie. – To był impuls. Dało mi do myślenia. Pomyślałem, że jeśli można podróżować stopem po Polsce, to czemu nie gdzieś dalej? – mówi podróżnik. I zaczęła się jego przygoda.
Autostopem po Europie
Zwiedził Berlin. Autostopem pojechał na Ukrainę, gdzie podwozili go nawet ukraińscy milicjanci. – Napisałem oświadczenie dla ich komendanta, w którym dziękowałem za wielką pomoc, której mi udzielili. Było trochę śmiechu, choć jak się zatrzymali, to pierwszą myślą było to, że wlepią mi mandat – śmieje się Tomasz.
A dalej już jakoś poszło. Jakimiuk w Europie zrobił 100 tysięcy kilometrów, był w Hiszpanii, Włoszech, Francji, Niemczech, Belgii, Holandii, Norwegii. A wszystko autostopem. Musiał sobie radzić sam.
– Najdłużej stałem dwa dni. No, może nie stałem, nikt by tam tyle nie wytrzymał, było strasznie zimno. Wraz z koleżanką wychodziliśmy na zmianę co 15 minut i próbowaliśmy kogoś zatrzymać. Jak się nie udawało to wracaliśmy na lotnisko, by się ogrzać – wspomina. Ani przez chwilę jednak nie pomyślał o tym, że utknie w Norwegii na dobre. – Wykombinowaliśmy . Miałem taki żółty płaszcz przeciwdeszczowy. Narysowałem na nim jakieś kwiatki, słoneczka, uśmieszki i jakoś poszło. Kilka minut po tym, jak wystawiłem tę płachtę, już jechaliśmy przed siebie.
Najważniejszy jest uśmiech. – Ludzie nie zatrzymają się, widząc jakiegoś ponuraka, pokrzywionego. Kto by chciał jechać z takim mrukiem samochodem? – tłumaczy Jakimiuk. Jemu samemu uśmiech z twarzy nie schodzi. – Nie ma przebacz, stoisz godzinę albo dwie, ale to nie ma znaczenia. Nie możesz się poddać, musisz uśmiechać się dalej. To trudne, ale tak trzeba. Uśmiech ułatwia życie.
Uśmiechał się wszędzie, nawet w północnej Afryce. – Dotarłem do Maroka. Właściwie za darmo. Musiałem tylko zapłacić za bilety na prom. Dziś wiem, że da się przepłynąć promostopem. Wtedy zależało mi na czasie i chyba zabrakło mi przekonania. Zapłaciłem w sumie 200 zł za bilety – wspomina i zaraz wyjaśnia: – Co to jest promostop? Kierowcy tirów wjeżdżający na prom mają wykupiony przejazd na dwie osoby. Takie są przepisy, ale oni zwykle jeżdżą sami. Trzeba tylko znaleźć takiego, co zgodzi się ciebie zabrać jako „załoganta” i gotowe.
– Nie potrzeba wielkiej kasy, żeby jeździć i zwiedzać. Ludzie chcą rozmawiać, chcą poznawać, są otwarci. Trzeba tylko ich przekonać, że to właśnie ciebie chcą poznać i z Tobą pogadać – tłumaczy Jakimiuk. Według niego jest jeden typ ludzi, którzy się zatrzymują. To pozytywne osoby lubiące poznawać nowych ludzi. – Jak już złapiesz stopa to jedziesz i gadasz. Ktoś by powiedział, że po to jesteś, by umilić kierowcy jazdę. Jednak tak naprawdę jest to obopólna wymiana wiedzy i doświadczeń. Bardzo często ludzie potrzebują się wygadać do kogoś nieznajomego, a tym samym neutralnego – tłumaczy Jakimiuk.
Mniej więcej do celu
– Nie zakładam, że muszę być w Krakowie o 18 i tam spędzić dwa dni. Jadę po prostu w stronę do Krakowa. I ktoś mi mówi: stary, jak zjedziesz 60 km w bok to zobaczysz to i tamto, warto to zrobić. I ja skręcam – mówi Jakimiuk. Jeździ, żeby poznawać świat i ludzi. – A ludzie są różni. Częściej ci, którzy mieszkają w jakiejś dziurze są dużo fajniejsi i bogatsi od tych, którzy mają kupę kasy. Zwykle są bardziej otwarci, choć rozmowa może być bolesna. – Mój angielski nie jest świetny. Ale gdzieś daleko na świecie znajomość języków jest jeszcze gorsza. Żeby się dogadać trzeba dużo machać rękami, kombinować. Ale da się, bo ludzie chcą rozmawiać wszędzie – śmieje się Jakimiuk.
– Nigdy nie mówię, że nie znam języka. Jak podejdę do kogoś i zaczynam od „no abla espaniol" (nie mówię po hiszpańsku), to nikt nie będzie ze mną rozmawiał. Po co gadać z gościem, który nie zna języka? – tłumaczy Tomasz. – Mówię „cześć, nazywam się Tomek, a ty jak masz na imię?”. Albo pytam o godzinę. Nie ma nic lepszego niż nauka zagadywania ludzi na ulicy od pytania o drogę lub o godzinę. Nawet, jeśli jest się nieśmiałym, to po jakimś czasie takiego ćwiczenia okazuje się, że potrafimy podejść do każdego – śmieje się Tomek. – A do komunikacji wystarczy kilka słów, dosłownie. Żeby się komunikować nie trzeba znać perfekcyjnie jakiegoś języka, trzeba tylko chcieć. Trzeba zatrzymać kogoś i zacząć mówić.
Znając tylko kilka słów po hiszpańsku Tomek prawie przez cztery miesiące zwiedzał Meksyk i Karaiby.
Jachtostopem przez Atlantyk
– Pomyślałem sobie tak: „hej, stary, właśnie zrobiłeś dwa dyplomy, coś osiągnąłeś, trzeba pójść dalej” – mówi Jakimiuk. Zaczął się zastanawiać, co zrobić. Wymyślił, że chce zobaczyć coś więcej niż Europa. Wiedział, że od razu po studiach większość idzie utartą drogą "praca-ślub-śmierć". Postanowił wyskoczyć ze sztywnych schematów pielęgnowanych przez społeczeństwo.
– Zaglądam do portfela, liczę pieniądze, uzbierałem kilka stówek. Myślę sobie „hej, to kupa kasy". – wspomina. Jednak musiał kupić buty i namiot, bo stare były już do niczego. Finalnie zostało 500 zł. Zaczął kombinować, jak dostać się na Gran Canarię. Mógł autostopem, ale taką trasę przez Europę już miał za sobą. Znalazł lot za 250 zł z Warszawy. Cena była tak atrakcyjna, gdyż wylot był za półtora dnia. W kieszeni zostało 250 zł, a w głowie przewalało się masę pomysłów.
– Usłyszałem hasło jachtostop. Nie wiedziałem, co to takiego, ale myślę sobie, czemu nie spróbować. Wiedziałem że trzeba szukać w portach, więc muszę dostać się do takiego miejsca, gdzie można znaleźć kogoś, kto będzie płynął na drugą stronę oceanu – opowiada Jakimiuk.
Na spakowanie miał kilka godzin, do Warszawy pojechał … autostopem. – Ledwo zdążyłem na samolot – śmieje się. Wsiadł na pokład i po paru godzinach był na miejscu. Tam przed dwa dni chodził po marinach, szukając kogoś, kto go weźmie na pokład. – Nic nie wiedziałem o żeglarstwie, nigdy wcześniej nie byłem na jachcie, choćby na Mazurach. I tak chodziłem, i pytałem, czy nie potrzebują kogoś do załogi. Jestem młody, chętny, czego nie umiem to zaraz się nauczę, mogę robić wszystko. W końcu znalazłem Węgra, który zgodził się mnie zabrać, pod dwoma warunkami. Pierwszy, łatwizna, musiałem pomóc mu w odmalowaniu łodzi. Drugi – muszę mieć własne jedzenie – wspomina Tomek.
Gdy tylko kończył prace przy łodzi, biegł do miasta, siadał na ulicy i zaczynał grać. – Miałem taką harmonijkę ustną. Najprostsza, za 40 zł, z allegro. Dmuchałem w nią i w ten sposób zarabiałem kasę na jedzenie. Musiałem mieć zapasy na parę tygodni. Udało się, kupiłem sobie chleb tostowy, ser, wędliny – wspomina. Gdy się o tym czyta, rzecz wygląda na bajecznie prostą, ale czytelnicy powinni znać szerszy kontekst. Tomek nigdy w życiu wcześniej nie grał na harmonijce.
– Nigdy nie mów, że nie umiesz grać. Jak powiesz, że nie umiesz, to wszyscy będą wiedzieli, że nie potrafisz i odejdą. Jak już grasz, to najwyżej będą się zastanawiać, co to za utwór – śmieje się Jakimiuk. Ta metoda sprawdzała się wszędzie, i na Wyspach Kanaryjskich, i w Meksyku.
– Nie miałem pojęcia, co to jest ocean. Wpadliśmy w taki sztorm, że byłem przekonany, że to już koniec. Do tego choroba morska, sześć dni pełzałem dosłownie po pokładzie. Ratowała mnie jedna myśl, że lepiej zginąć na Atlantyku w trakcie podróży swoich marzeń, niż gdzieś w Siemiatyczach czy Białymstoku na ulicy – opowiada Jakimiuk. W końcu dopłynęli na Karaiby. Kolejnym etapem miało być zejście na ląd w Meksyku, jednak kapitan zarządził opłynięcie Karaibów, od góry zahaczając o Bahamy. Wytłumaczenie zaskoczyło Tomka, powodem zmiany kursu byli piraci. – Co? Oglądałem "Piratów z Karaibów", film. Ale on to mówił poważnie – wspomina Jakimiuk. W końcu jednak dopłynęli do Meksyku.
Polak z harmonijką
– Całe szczęście, bo już nie mogłem patrzeć na to, co sobie kupiłem do jedzenia. Na śniadanie chleb tostowy i ser. Na obiad ser i tostowy chleb. Na kolację to co zostało ze śniadania – wspomina na swoim blogu podróżnik. Na pieczywo tostowe do dziś nie może patrzeć. Jak sam mówi, dziś wie, jak wielkie znaczenie w naszej diecie ma różnorodność. Dla odmiany w Meksyku żywił się głównie owocami, na które zarabiał pracą i grą na harmonijce.
– Siedzę sobie na ulicy i gram. Podchodzi dwóch gości z gitarami, i pytają co gram. No przecież nie powiem im, że nie umiem i tylko tak sobie dmucham w ten gadżet z allegro – śmieje się Tomek. Szybko wymyślił, że skoro jest Polakiem, przybył z dalekiej Polski, to gra polską muzykę. I jakoś poszło. Posiedzieli, pogadali, pograli. – I nikt się nie zorientował, że nie mam pojęcia, jak grać.
Po Meksyku podróżował okazją. Wchodził w takie miejsca, gdzie rzadko biali się zapuszczają. – Jak jesteś biały to tak jakbyś miał wymalowane na plecach tarczę strzelniczą a na czole symbol dolara. Białych traktują tam jak ostatnie ofermy, tyle, że bogate. W głowie im się nie mieści, że taki biały ma mniej kasy od nich i że chce pomóc w pracy, żeby dostać za to jakiegoś banana – twierdzi Jakimiuk. – Wchodzę do miasteczka i siadam na chodniku. Obserwuję. Siedzę pół godziny, czasem dłużej. Prędzej czy później ktoś podejdzie, pogadamy. Zbierze się grupa ludzi, dowiem się, co warto zobaczyć, gdzie można się umyć albo rozstawić namiot. Wskazywali mi takie rzeczy, których normalny turysta nigdy nie zobaczy.
– Uśmiech i otwartość rozwalał największych zakapiorów. Widzę, że idzie do mnie taki gość, że nic tylko brać nogi za pas. No to się uśmiecham, podchodzę do niego i mówię „cześć, jestem Tomek, z Polski, jak się masz, co u ciebie”. I napięcie pryska – mówi Tomek. Nawet jak nie wiedzą, gdzie jest Polska, to wystarczało, gdy Tomasz powiedział „juan pablo segundo, el Polacco” i już miał niemal cały Meksyk u swoich stóp. – Wszyscy tam znają Jana Pawła II, to jest naprawdę super.
Wyprawa jeszcze się nie skończyła
Wiele widział. Do Europy powrócił po pół roku. Samolotem do Szkocji, bo akurat tam było najtańsze połączenie, za 600 zł. A potem to już klasyka – autostopem przez Szkocję, Anglię, promostopem przez kanał La Manche a potem znów okazją przez całą Europę aż do Siemiatycz. O swoich przygodach pisze między innymi na blogu jaktodaleko.pl i facebookowym profilu.
– Ktoś mi zarzucił, że jestem strasznym egoistą, bo nie dzielę się tym, co widziałem, czego dowiedziałem się podczas moich wypraw. Dlatego postanowiłem, że nie będę moich doświadczeń zachowywał tylko dla siebie – mówi Tomasz Jakimiuk. Najpierw poszedł do przedszkola. – Mówię tym maluchom co widziałem, co przeżyłem a one siedzą z otwartymi ustami i słuchają. Nikt się nie wierci, nikt nie przeszkadza – opowiada podróżnik. Kolejna wizyta była w szkole podstawowej. To samo. – Słuchali jak zaczarowani. Podobnie w gimnazjum czy liceum – wspomina. Występował z wykładami także na uczelniach, aż trafił na festiwale podróżnicze gdzie wymagająca widownia po każdym występie biła gromkie brawa. Takich występów miał do tej pory około 80.
– Naprawdę mało kto wie, że nie trzeba mieć kupy kasy, żeby móc zwiedzić świat. Pokazuję tym ludziom, że wystarczy jakieś minimum. Plecak za cztery dychy, taki najprostszy, z allegro. Ja miałem harmonijkę, ale przede wszystkim trzeba mieć chęci – mówi podróżnik. Tomasz Jakimiuk zwiedził kawałek świata, mając w portfelu tyle pieniędzy, ile potrzeba na przejazd samochodem ze Szczecina do Rzeszowa. – Nie można się zrażać, wynajdywać problemów tam, gdzie ich nie ma.
– Trzeba być uśmiechniętym i wychodzić z tą pozytywną energią do innych . Ludzie są super, tylko trzeba chcieć ich poznać. Kto to zrozumie może ruszać w świat. Jeśli ja byłem w stanie to zrobić, to Ty też możesz! – twierdzi Tomasz Jakimiuk