Jedna strona mówi o Targowicy, druga o rządach autorytarnych. Spór na ulicy toczy się o to, kto jest większym patriotą, a kto zdrajcą Polski. Trwają przepychanki słowne, czasem dochodzi do rękoczynów, a wszystko się dzieje pod polskimi flagami. Walczymy ze sobą w imię miłości do ojczyzny. W tej walce radykalizuje się też część zwolenników KOD.
Z jednej strony jest PiS i zwolennicy dobrej zmiany, z drugiej opozycja. Ta, choć wewnętrznie niespójna, podzielona, ma jednak wspólny cel – walczyć z autorytaryzmem PiS-u. W czasie wojny nie liczy się dobro jednostki. Kto nie z nami ten przeciw nam, nieważne są osobiste poglądy. Prawica przyzwyczaiła nas już do twardego języka, ale coraz częściej spotyka się on z ostrą i twardą odpowiedzią ze strony opozycji. Demonstranci w sobotę nie zawsze i nie wszyscy byli tak uśmiechnięci jak na wcześniejszych przemarszach.
W miniony weekend przeszły w Warszawie trzy demonstracje. Największa szła w obronie demokracji, wolności mediów, walki o zachowanie zasady trójpodziału władzy i niezależności Trybunału Konstytucyjnego. Haseł pewnie znalazłoby się jeszcze więcej, jednym z najchętniej komentowanych na portalach społecznościowych był „Wolny balkon”. Działacze KOD lubią podkreślać, że w ich demonstracjach idą ludzie pogodni, uśmiechnięci, wolni od nienawiści. Protestują, ale czynią to w sposób cywilizowany, bez zbędnej agresji i wulgarnego obrażania.
Tymczasem prawda już nie jest tak wspaniała. Filip Chajzer opublikował historię swojej koleżanki, która spotkała się z przejawami agresji ze strony demonstrujących. Jak napisał na Facebooku, dziennikarka dowiedziała się o tym, że jest „reżimową kur... i ma spierd...” Nazywali ją tak ludzie przechodzący obok stanowiska TVP Info. Nie znają jej, nie wiedzą, jakie ma poglądy polityczne, nie liczy się fakt, że podała na antenie informację o 200 tysiącach uczestników demonstracji. Ważne dla tego tłumu było tylko to, że dziennikarka pracuje w Telewizji Polskiej. Rozumowanie jest proste, skoro pracuje w tej wstrętnej, reżimowej telewizji, to znaczy, że ona sama wysługuje się reżimowi i tym samym zasługuje na pogardę. Jak napisał Chajzer – tłum wie lepiej, bo dla tłumu nie ma odcieni, jest tylko czarne i białe.
Nie każdy ma możliwość rzucenia pracy ot tak, bo mu się nowy szef nie podoba. Ludzie mają rodziny, dzieci, kredyty, a pieniądze z programu 500+ na życie nie wystarczą. Jak zauważa część komentatorów pod wpisem Chajzera, niektórzy pracują w Telewizji Publicznej od lat, przeżyli w niej już rządy SLD, PiS, PO. Bo rządy przemijają, prezesi odchodzą, a oni wciąż pracują w telewizji. Dotyczy to zresztą nie tylko dziennikarzy. Gdy przechodziłem w sobotę obok stanowiska prasowego TVP1 słyszałem, jak wielu ludzi obrażało operatora kamery. Starszy mężczyzna nasłuchał się o tym, że jest zdrajcą, bo włącza i wyłącza przycisk PLAY. Zapewne robi to od lat. Czy powinien przestać tylko dlatego, że jego szefem został Jacek Kurski?
Problem nie jest wcale nowy. Prawica jako pierwsza zaczęła walczyć z dziennikarzami, nie raz nie dwa ekipy TVN czy Polsatu były wyzywane przez różnych „obrońców krzyża” maszerujących co miesiąc po Krakowskim Przedmieściu. Dochodziło zresztą do ataków nie tylko słownych, czasem także do rękoczynów. Tłum nie przejmuje się tym, że rolą dziennikarza jest przede wszystkim informowanie o tym, co się dzieje. Nie rozumie, że lepiej debatować o rzetelności dziennikarzy zamiast ich wyzywać na ulicy. Do tej pory agresywny wobec dziennikarzy był tłum zwolenników Ojca Rydzyka i Jarosława Kaczyńskiego. W sobotę obelgi padały z tłumu obrońców demokracji.
W sobotnim marszu wzięła udział rekordowa liczba uczestników. Nieważne, czy było ich 40 czy 240 tysięcy ludzi, istotne jest to, że takich tłumów w Warszawie nie widziano od lat. Maszerowali także dziennikarze pracujący w TVP, jak na przykład Agata Młynarska. Jak sama napisała na Facebooku, jest dumna z tego, że pracuje w TVP od 26 lat. – TVP zawsze była bardziej lub mniej polityczna, ma swoją długą listę grzechów, ale nie przypominam sobie, żeby kiedykolwiek budziła takie emocje jak teraz. Wielka szkoda, że tak się dzieje...
Dziennikarka nie potępia jednoznacznie tych, którzy obrażali jej koleżanki i kolegów z pracy, jednak przytomnie zauważa, że telewidzowie mają ogromną władzę. Atrybutem tej władzy jest pilot od telewizora, a spadająca oglądalność TVP szybciej zostanie dostrzeżona przez rządzącą partię niż okazywanie niechęci szeregowym pracownikom telewizji.
Spór kręci się nie tylko wokół dziennikarzy tej czy innej stacji telewizyjnej lub radiowej. Gdy sobotnia manifestacja przechodziła pod kościołem Świętego Krzyża na Krakowskim Przedmieściu, można było zaobserwować taką scenkę: na schodach stała grupa modlących się osób, z hostią. Odprawiali jakieś egzorcyzmy. Większość demonstrantów śmiała się z nich, skandowali w ich kierunku hasła „chodźcie z nami”. Inni pukali się w czoło, krzyczeli o idiotach i głupkach w sutannach.
Nie ma symetrii. Gdy na demonstracjach KOD mówi się o idiotach i sługusach władzy, na prawicy pojawiają się hasła nawołujące do mordów politycznych. W niedzielę na stadionie Legii pojawił się baner zachęcający do wieszania przeciwników.
Każda ze stron obwinia drugą o dzielenie Polaków. „Nigdy nie nie widziałem, aby tak mocno kwiczały świnie, gdy im koryto zabrano, to musi boleć (...) nie bardzo rozumiem tych kodówców o nieczystych sumieniach, jak ten cały Kijowski” – piszą na Facebooku zwolennicy dobrej zmiany. Są słowa o zdrajcach, o Targowicy, o stryczku dla przeciwników politycznych, najwyższym wymiarze kary dla Tuska. Po jednej stronie są komuniści i złodzieje, po drugiej reżimowcy i kibole. Kultury w debacie publicznej jest coraz mniej, a oskarżeń o zdradę przybywa. Trudno wyobrazić sobie, co będzie się działo pod koniec kadencji obecnego parlamentu.
Obrażamy się wzajemnie na ulicach, na stadionach, czasem nawet przy rodzinnym stole. Dobra zmiana, zamiast jednoczyć, dzieli i ten podział jest coraz wyraźniejszy. Trudno dostrzec, gdzie jest kres tego sporu. Należy się raczej spodziewać, że oskarżenia o zdradę ojczyzny będą się ciągnęły za uczestnikami sporu jeszcze długie lata.