Dlaczego zagraniczne gazety bardzo szybko podały "ponad pięciokrotnie zawyżoną" przez stołeczny ratusz liczbę manifestantów na marszu opozycji? Dlaczego monopolista na rynku badań oglądalności Nielsen celowo podaje "zaniżoną o jedną trzecią" liczbę widzów "Wiadomości"? TVP zwęszyło nowe spiski.
We wtorkowym wydaniu „Wiadomości” widzowie dowiedzieli się, dlaczego warszawski ratusz, stołeczna policja i TVP podawały inną liczbę manifestujących na sobotnim marszu KOD. Serwis twierdził, że fałszywe dane przyjął Mateusz Kijowski i KOD, których wyliczenie oparte są o metody stosowane przez mikrobiologów do liczenia bakterii.
„Wiadomości” zarzucają też polskiej prasie, która na bieżąco podawała dane o liczbie uczestników, przez co informacje o tym doszły do zagranicznych mediów, które chętnie przedstawiały swoim odbiorcom rzekomo zawyżone wyniki. Na pomoc Marcinowi Turlickiemu w obronie tej tezy ruszył ekspert Mariusz Staniszewski, zastępca redaktora naczelnego tygodnika „Wprost”. Stwierdził on, że „cała operacja z podaniem liczby 240 tys. była po to, żeby natychmiast zacytowały ją media zagraniczne, bo w Polsce było wiadomo, że ktoś prędzej czy później ustali realną liczbę demonstrantów”.
Jak wyjaśniają „Wiadomości”, później „koło się zamknęło”, a cytującą polskie media zagraniczną prasę zaczęła cytować „Gazeta Wyborcza”. „Gazeta dla której byli i obecni dziennikarze właśnie dla tych mediów piszą” – podkreślił autor materiału. Dziennikarz dotarł nawet do profilu na serwisie LinkedIn Jakuba Iwaniuka, który napisał artykuł o sobotnim marszu dla francuskiego „Le Monde”. Sensacją dla "Wiadomości" jest to, że w 2007 roku autor pracował w „GW”. Podobnie jak dziennikarz, który pisał dla „Die Zeit”, a wciąż pracuje dla „Wyborczej”.
Następnie poruszono kontrowersje związane ze spadającą liczbą widzów „Wiadomości”. W materiale Klaudiusza Pobudzina przedstawiono dane z firmy Nielsen, według których poniedziałkowe główne wydanie serwisu oglądało tylko 2 881 688 widzów. Dziennikarz przyznał, że weryfikacja tych badań jest bardzo trudna, ponieważ firma jest monopolistą na rynku badań telemetrycznych i nie chce zdradzić swojej metodologii. Utyskiwano, że Nielsen nie chce podzielić się danymi badanych, nie zdradza nawet ich kodów pocztowych.
Aby sprawdzić wiarygodność firmy, „Wiadomości” zleciły więc przeprowadzenie sondażu telefonicznego, ponieważ tą metodę uznano w TVP za szansę na uzyskanie wiarygodnych wyników. I tak TNS podało, że poniedziałkowe wydanie obejrzało 13 proc. dorosłych Polaków, co oznacza, że „Wiadomości” obejrzało 4 100 000 osób, „a więc o ponad jedną trzecią więcej niż obliczył Nielsen”. Sondaż przeprowadzono w rozmowach telefonicznych z 800-osobową grupą reprezentatywną.
Skąd zdaniem "Wiadomości" takie rozbieżności? Klaudiusz Pobudzin przytacza słowa publicysty „Gazety Polskiej” Piotra Lisiewicza, iż szefowa Nielsena Elżbieta Gorajewska w przeszłości „firmowała” sondaże, które „nie miały nic wspólnego z prawdą”. Lisiewicz w wypowiedzi dla TVP przypomina, że Gorajewska za czasów PRL w biuletynie CBOS pisała, iż „milicja ma wśród młodzieży większe zaufanie niż opozycja polityczna”.