– A widziałaś ten, w którym ten słodki blondynek zdemolował pół stoiska ze słodyczami? Myślałam, że padnę ze śmiechu. Przez dwie godziny go ta matka ganiała po sklepie. Gdyby mój Marianek coś takiego zrobił, no nie mogę... – znajoma referuje ostatni odcinek programu z nieporadnymi rodzicami w roli głównej i wszechwiedzącymi supernianiami w roli ostatnich desek ratunku. Nie dowiadujesz się, niestety, co czekałoby Marianka, gdyby zasiał podobną borutę, bo koleżanka już prawie turla się po ziemi ze śmiechu. – Gdzie oni takich ludzi znajdują? – pyta, ocierając łzy.
– He, he – wtórujesz mechanicznie, w ostatniej chwili opanowując się, żeby nie zapytać: „Coś ty, to Marianek nigdy nie otworzył w sklepie 50 opakowań czekolady, żeby zrobić ci na złość?”. Dobrze wiesz, że gdyby prawo na to pozwalało, zdjęcie twojej Zuzi z hasłem: „Tego dziecka nie obsługujemy” wisiałoby już w co najmniej trzech osiedlowych sklepach. Czy to oznacza, że robisz coś źle? Tak.
Dobra wiadomość – nie tylko ty. Koleżanka też, ale za skarby świata się do tego nie przyzna. Myślisz, że oglądają sobie z Mariankiem te programy, żeby pośmiać się z innych dzieci i ich rodziców? Wolne żarty. Kolejna dobra wiadomość jest taka, że twoje dziecko wcale nie jest niegrzeczne, tylko ty. Oto 10 błędów, które na pewno popełniasz (i inni rodzice też).
1. Oszukujesz się, że TY robisz to dobrze
Stoisz w przedpokoju w glanach i czarnym t-shircie, ze spakowanym plecakiem i w pełnej gotowości do wyjazdu na Woodstock. Przed tobą matka, zdeterminowana, żeby w razie potrzeby przykuć cię za nogę do kaloryfera. Oczywiście zostajesz w domu, przez trzy dni wylewasz morze łez i uroczyście przysięgasz, że „swojemu dziecku nigdy tego nie zrobisz”. To było 10 lat temu. A dzisiaj? Ile razy wychodzi z ciebie „własna matka”?
– Kiedy byłam nastolatką a mama czegoś mi zabraniała, często myślałam sobie, że ja taka nie będę – mówi Anna Dydzik, autorka bloga nieperfekcyjnamama.pl – Pozwolę swoim dzieciom na wszystko. Dzisiaj często łapię się na tym, że używam podobnych sformułowań co moja mama kiedyś. Błędów staram się oczywiście nie powielać, ale dzisiaj lepiej rozumiem jej decyzje – tłumaczy. Nie stresuj się więc, kiedy twoje dziecko „zasunie” podobnym tekstem. To wcale nie musi oznaczać, że coś ci nie wychodzi. Pociesz się, że za kilkanaście lat będziesz mogła powiedzieć „A nie mówiłam”.
2. Myślisz, że możesz być autorytetem
Niestety, jeśli twoje dziecko ma naście lat, na kilka kolejnych musisz zapomnieć o ewentualnych słowach uznania pod swoim adresem. W tej chwili więcej autorytetu od ciebie ma pani w szkolnym sklepiku, nie mówiąc już o kolegach i koleżankach. W tym wieku grunt to bunt i nic z tym nie zrobisz.
– Usłyszałam kiedyś mądre zdanie: „Nikt nie zostanie dyrektorem korporacji, jeśli wcześniej nie był lewakiem” – mówi psycholog Dorota Minta. – Coś w tym jest. Dzieciom trzeba pozwolić na bunt. Towarzyszyć im w rozwoju, wyznaczając granice, bo wbrew pozorom to właśnie jasne wytyczne i komunikaty są tym, czego dzieci od rodziców oczekują – tłumaczy.
3. Dajesz sobie rozgrzeszenie (a dziecku nie)
Lody najlepiej smakują prosto z kubełka, na kanapie przed telewizorem, najlepiej w środku nocy – wie to każdy dorosły. Dorosłemu nikt nie powie: „Hola, hola! Umyłeś już ząbki, nie ma jedzenia”. A jak powie, to dorosły go zignoruje i w ramach protestu opędzluje jeszcze paczkę żelków (to, że rano będzie się za to nienawidzić, to inna sprawa).
Sprawy komplikują się dodatkowo, gdy rano okazuje się, że z nocnego obżarstwa musimy się tłumaczyć nie tylko przed łazienkową wagą, ale małoletnim szpiegiem. Wystarczy chwilowy brak czujności, kilka pozostawionych nieopacznie papierków, a przez następne miesiące będziemy wieczorami wysłuchiwać: „A mama to w nocy może jeść lody, czemu ja nie mogę?”. No właśnie, czemu?
– Dzieci powielają zachowania dorosłych. Jeśli widzą, że tata na co dzień nie wynosi śmieci, nic dziwnego, że reagują sprzeciwem, kiedy taki obowiązek zrzuca się tylko na nie. Musimy dawać dobry przykład, wykazywać się – tłumaczy psycholog Dorota Minta.
4. Popisujesz się
Korci cię, to normalne. Rozwiązałbyś to zadanie w pięć minut, a „młody” ślęczy nad jednym ułamkiem trzydzieści minut. Przecież wczoraj robiliście podobne zadania i szło mu dużo szybciej. Może w nocy ktoś ci podmienił dziecko? Tak, to dobre wytłumaczenie, zwłaszcza że bardzo śpieszycie się do babci. Szybko akceptujesz nowego członka rodziny wraz z jego edukacyjnymi brakami i chwilę później bazgrzesz w jego zeszycie rozwiązanie. Przez chwilę krytycznie oceniasz swój charakter pisma: te brzuszki w piątkach trochę mniej okrągłe niż u młodego. Hym, może matematyca się nie skapnie. Ostatnio się udało – myślisz, pakując dzieciaka do samochodu.
– Takie sytuacje, gdzie rodzice wyręczają dzieci, są częste – mówi Joanna, nauczycielka z wrocławskiego liceum. – Takie działanie ze strony rodzica prowadzi do frustracji, zaniżania samooceny. Bardzo łatwo wzbudzić w dziecku poczucie, że do niczego się nie nadaje. Po jakimś czasie zniechęcone brakiem realnej pomocy ze strony rodzica dziecko nie przyjdzie do nas i nie zapyta, ale zacznie szukać swoich „sposobów” np. na stronach z gotowcami – tłumaczy.
5. Potępiasz wychowanie bezstresowe
Ile razy śmiałaś się z dzieci wychowywanych „bezstresowo”? Albo z rodziców, którzy zapatrzeni w model skandynawski, dają sobie włazić na głowę? Jednak kiedy twoje dziecko daje kolejny „popis”, z żalem przyznajesz, że twój model też nie zawsze się sprawdza? Jak tłumaczy Dorota Minta, może nie zdajesz sobie sprawy, na czym tak naprawdę „bezstresowość” wychowania polega.
– Wcale nie chodzi tu o zwolnienie siebie jako rodzica z odpowiedzialności za decyzje dziecka. Wręcz przeciwnie – dziecko nie będzie żyło w stresie, jeśli ustalimy mądre zasady, których będzie przestrzegało. To da mu poczucie bezpieczeństwa – dodaje.
6. Wiążesz sznurówki na kokardkę
Nadopiekuńczość jest gorsza od faszyzmu – pewnie to wiesz. Co prawda wiedzieć to jedno, stosować się – to drugie. Bo jak ty nie zawiążesz butów, to dziecko tylko zasupła, a potem na pewno, lecąc po schodach, się wywali i to będzie twoja wina, bo nie dopilnowałaś. Okej, przedszkolakowi trzeba pomagać, to jasne. Ale teraz wyobraź sobie, że sznurujesz buty licealiście idącemu na egzamin maturalny, bo twoim zdaniem 18 lat to czas niewystarczający, żeby opanować trudną sztukę układania dwóch końców tasiemki w kokardki. Zła wiadomość: idealnie zawiązane sznurówki nie pomogą mu w życiu. Pewność siebie, którą nabędzie, ucząc się na własnych błędach, owszem.
– Chcemy, żeby dzieci w przyszłości były niezależne, pewne siebie, a tymczasem co chwilę czegoś zakazujemy, spowalniamy, non stop trzymamy za rękę – mówi Justyna Basińska, autorka bloga Flowmummy.pl. – Sama się na tym często łapię, krzyczę „nie tak szybko!”, bo oczami wyobraźni widzę, jak syn upada na rowerku i rozbija sobie głowę. To jest chyba ten największy grzech, z którego nie zawsze zdajemy sobie sprawę. Ja wiem, że go popełniam. Na szczęście coraz rzadziej – przyznaje.
7. Wiesz lepiej niż partner
Wychowanie w warunkach idealnych spoczywa na barkach dwóch osób, co teoretycznie powinno sporo ułatwiać. W rzeczywistości – często utrudnia. Dziecko nie jest przystosowane do odbierania komunikatów w stereo i syntezowania komend w jedną, kompromisową wersję. Więc kiedy widzisz, jak dziecię, skacząc z radością po tapczanie, niemal obija się głową o sufit, a na pytanie: „Co ty właściwie robisz?” z rozbrajającą szczerością odpowiada: „Skaczę sobie. Tata pozwala”, wykład z domowego BHP zrób nie jemu, ale ojcu.
– Najgorszą rzeczą jest brak jednomyślności w działaniu obojga rodziców – mówi Joanna. – Jeden rodzic zabrania czegoś, dziecko udaje się z prośbą do drugiego, który niestety ulega, dodając zwyczajowe: „Tylko nie mów mamie”. Takie zachowania prowadzą przede wszystkim do braku stabilności i poczucia bezpieczeństwa u dziecka – tłumaczy.
8. Wiesz lepiej niż pani w szkole
– Pani z geografii jest głupia bo się na mnie uwzięła – to bardzo często przytaczany przez dzieci argument – śmieje się psycholog Joanna Minta. Jak w takiej sytuacji reagować? Na pewno nie lecieć do dyrektora szkoły z żądaniem dyscyplinarnego zwolnienia „niedouczonej” pedagożki. – Owszem, można pójść i dowiedzieć się, o co tak naprawdę chodzi. Porozmawiać, ale dyplomatycznie – komentuje Joanna Minta.
Nie jest dobrym pomysłem rozwiązywanie szkolnych problemów metodą uników. – Problemy w nauce generują niechęć do szkoły jako placówki i do nauki w ogóle – ostrzega Joanna. – Dziecko narzeka, że pani się uwzięła, że jest przemęczone, boli je głowa itp. Mama sama pozwala dziecku zostać w domu. Czego uczy się dziecko? Kombinowania, oszukiwania, wykrętów, pozornego załatwiania sprawy – dodaje.
9. Porównujesz do Marianka
Twoje dziecko nie jest może tak grzeczne jak synek koleżanki. Pewnie nie jest też tak niegrzeczne jak dzieci w telewizji. Albo może jest. Ty jednak nie masz szans, aby realnie to zweryfikować, tym samym porównywanie Zuzi do Marianka nie ma sensu.
– Przekonałam się też, że nie istnieje uniwersalna „forma”, w którą można wpasować wszystkie dzieci – mówi Anna Dydzik. – Według moich standardów dziecko jest grzeczne, jeśli potrafi samo ze sobą pobawić się pół godziny. Ale wiem też, że dla innych rodziców sukcesem jest, kiedy maluch nie „marudzi” przez 15 minut. Te granice ustala się indywidualnie, nie ma dwojga takich samych dzieci – przekonuje.
10. Zapominasz, że dziecko – też człowiek
Na koniec, już bez żartów, małe przypomnienie dość istotnej kwestii: dziecko to też człowiek. Warto to sobie gdzieś zapisać.
– Dziwnie brzmi, bo to dość oczywiste, ale mi to naprawdę pomogło – przyznaje Justyna Basińska z flowmommy.pl. – Rodzice malutkiego dziecka naprawdę o tym zapominają i też nie należy ich za to winić. Kiedy dwumiesięczne niemowlę płacze już czwartą godzinę, bo najprawdopodobniej ma kolki, człowiek przestaje być racjonalny i nie myśli wtedy kategoriami „jak mogę mu pomóc” tylko „niech już przestanie płakać”. Brzmi brutalnie, w końcu maluch cierpi, ale płacz dziecka jest jednym z najbardziej stresogennych dźwięków. Jeżeli mama, której dziecko w sklepie zaczyna drzeć się (dosłownie), że chce kolejną zabawkę, pomyśli o tym, że maluch po prostu jest zły, bo coś chce, a tego nie dostaje, że nie robi jej na złość, tylko nie potrafi inaczej okazać smutku, że ma prawo być zły, bo i my dorośli się wściekamy, kiedy czegoś nie dostaniemy, to zupełnie inaczej spojrzy na całą sytuację – przekonuje.