Jarosław Kaczyński konsekwentnie realizuje scenariusz przećwiczony już przez Viktora Orbana. Dotyczy to także stosunków z Unią Europejską. Kiedy Bruksela zaczęła zajmować się konfliktem wokół Trybunału Konstytucyjnego, PiS postanowiło wzorem premiera Węgier udawać chęć kompromisu i nadal robić swoje. Nie udało się – Komisja Europejska przejrzała tę grę i właśnie straciła cierpliwość.
Polska dołączyła do Węgier i jest w Unii Europejskiej krajem specjalnej troski. Tak jak kiedyś wspólnotowe instytucje z niedowierzaniem i rozczarowaniem przyglądały się kolejnym zmianom dokonywanym przez rząd Viktora Orbana, tak teraz zajmują się kryzysem wokół Trybunału Konstytucyjnego.
Być jak Orban Prawo i Sprawiedliwość chciało sprawę rozegrać tak, jak zwykł robić to Orban. Węgierski premier to mistrz salonowej polityki, który na brukselskich salonach czuje się jak u siebie. Bo jest u siebie, dzisiaj największą siłą polityczną Parlamentu Europejskiego i Komisji Europejskiej jest Europejska Partia Ludowa, której Fidesz jest członkiem. Dzięki temu Orban spotyka się z najważniejszymi politykami UE nie tylko na spotkaniach Rady Europejskiej, lecz także na zebraniach partii.
Tymczasem Prawo i Sprawiedliwość jest członkiem trzykrotnie mniejszej grupy Europejscy Konserwatyści i Reformatorzy. Przez to praktycznie nie liczy się przy podziale stanowisk w PE. Ale przede wszystkim PiS nie ma siły przebicia w Komisji i Radzie Europejskiej, bo partie z grupy PiS rządzą tylko w Wielkiej Brytanii i na Węgrzech.
Mistrz dyplomacji
Poza tym Orbanowi sporo uchodziło na sucho, bo premier Węgier przywiązywał wielką wagę do dyplomacji. Kiedy tylko wybuchał jakiś pożar, jechał do Brukseli, by przekonywać brukselskich urzędników, że uważnie wsłuchuje się w ich głos, że jest otwarty na dyskusję, a nawet na ustępstwa. Oczywiście, kiedy wracał do kraju, wracał do ostrej, czasami wręcz antyunijnej retoryki.
Tak samo próbował zrobić Kaczyński, wysyłając Beatę Szydło, by z mównicy sejmowej grzmiała o naszej suwerenności i o tym, że nie ulegniemy dyktatowi Brukseli. Kilka dni później spotkała się z Fransem Timmermansem, wymieniała uśmiechy i uściski rąk oraz zapewniała o gotowości do dialogu.
Nie wystarczą deklaracje
Podobnie lawirował Orban. Ale jest jedna zasadnicza różnica. On nie tylko mówił o dialogu i dyskusji, ale też rzeczywiście szedł na ustępstwa. I chwilę później przykręcał śrubę w innym miejscu. Tymczasem PiS nie cofnęło się ani o krok, cały czas tylko mówi o chęci rozwiązania sporu.
Jak widać dla Komisji Europejskiej to za mało. PiS nadużyło jej cierpliwości i w efekcie Komisja wyda krytyczną wobec polskich władz opinię. To dość zaskakujące posunięcie, bo jeszcze tydzień temu Timmermans spotykał się z Beatą Szydło i wydawało się, że zażegnano niebezpieczeństwo wydania negatywnej dla nas opinii.
KE traci cierpliwość
Na razie nie będzie to jednak dokument wydany w ramach procedury kontroli praworządności, a poufne pismo, które zostanie przekazane tylko polskiemu rządowi – donosi RMF FM. Komisja przyjęła opinię tuż przed południem. Możliwe jednak, że krytyczne wobec działań rządu słowa padną także publicznie, bo wiceszef KE Frans Timmermans na godzinę 12.30 zwołał konferencję prasową.
Jeśli taka forma nacisku nie zadziała, kolejnym krokiem będzie już wydanie oficjalnej, publicznej opinii, wpisanej w procedury. Prezes zapowiedział, że jeśli tak się stanie, Polska zaskarży procedurę. A to oznacza już otwartą wojnę z Komisją Europejską. I trudno sobie wyobrazić, by ktokolwiek na niej skorzystał.