Kuba Sienkiewicz, lider zespołu Elektryczne Gitary, dał na festiwalu w Opolu taki występ, którego Jacek Kurski długo nie zapomni. Ze sceny padły słowa krytykujące rządy PiS, dobrą zmianę, a to wszystko zostało wyemitowane na żywo w publicznej telewizji. Zapytaliśmy Kubę Sienkiewicza, jak to jest wyśmiewać władzę na scenie, niemal patrząc Jackowi Kurskiemu w oczy.
Znudziły się panu koncerty w Polsce? Po tym, co Pan zaśpiewał w Opolu, do publicznej telewizji czy radia raczej już nie zaproszą...
Kuba Sienkiewicz: Jestem przekonany, że nikt w TVP się tym nie przejął. Polska jest krajem kwitnącej aluzji. Wszyscy się już dawno przyzwyczaili. A co do kwestii nudy, to nie nudzą mi się występy w żadnej telewizji ani na estradzie. Każdy recital jest dla mnie nowym doświadczeniem. Ostatnio szczególnie przypadły mi do gustu występy w rozgłośniach radiowych, prosto na antenę.
Część komentujących w internecie wysławia Pana pod niebiosa i pisze jak o bohaterze narodowym. Czuje się Pan bohaterem?
Zaimponował mi Jan Pietrzak, jak na scenie literacko-muzycznej niespodziewanie zamanifestował swoje poparcie dla idei budowy łuku tryumfalnego w Warszawie. Chciałem być taki jak on. Jak na razie bohatersko znoszę wszystkie obelgi i pochwały, ale może niedługo załamię się psychicznie.
Jakie to uczucie wyjść na scenę wiedząc, że zaraz zaśpiewa się piosenkę, która gospodarzom festiwalu się nie spodoba?
Ja byłem pewien, że właśnie się spodoba. Nikt mi złego słowa nie powiedział, tylko ja chyba nie spotkałem tych gospodarzy. Dookoła byli sami goście. Ale trema była. Podczas występu chciałem jeszcze kontynuować swoją rymowankę – wyliczankę, ale zagłuszył mnie saksofonista. Zapomniałem go uprzedzić, jak długo będę się wygłupiał.
Kiedyś pan powiedział, że to co pan robi na scenie to nie koncerty tylko raczej happeningi rockowe. W Opolu też był happening?
Piosenka "Kiler" ma otwartą formę po ostatnim refrenie. W tym miejscu podczas wykonania na żywo zawsze pojawia się tekst improwizowany, który przechodzi płynnie w swobodne solo saksofonu. Tekst zależy od bieżącego kontekstu, dlatego tym razem postanowiłem pożartować z języka znanego z mediów – języka, który mnie śmieszy jak i – nie ukrywam – drażni. Podobne wygłupy wykonujemy podczas piosenki "Dr Dyzma". Tu jeszcze dochodzi choreografia za każdym razem inna. Gdybyśmy się nie bawili, nie wytrzymalibyśmy ponad 25 lat na estradzie w jednym zespole.
Improwizował pan, czy tekst piosenki został wcześniej przygotowany? Rozważał pan zaśpiewanie jeszcze ostrzejszej wersji, czy też ta wydaje się panu wystarczająco mocna?
Miałem ogólny zarys. Rzeczywiście chciałem dać na koniec coś mocniejszego, ale jak już wspomniałem, nie dogadałem się wcześniej z zespołem co do formy utworu.
Pan gra i śpiewa, a koledzy stoją obok. Wiedzieli, co Pan zaraz będzie odstawiał na scenie?
Nie wiedzieli. Ja za każdym razem śpiewam inny tekst. Nie trzeba ich mieszać do tego, co się działo. Zrobiłem to z własnej inicjatywy i jak wspomniałem, chodziło mi tylko o wyszydzenie języka manipulacji i agresji. W tym języku padają takie słowa jak "sort" i "kategoria" w bardzo niedobrym kontekście.
Śpiewać każdy może, dowodził tego już Jerzy Stuhr. „Wyjść na scenę i zostać, cała reszta to rzecz prosta”. Nie bał się pan, że brygady pana z tej sceny zaraz zdejmą?
Nie ma w naszym kraju sił aż tak szybkiego reagowania. Można rozpoznać wrogi samolot, dron czy rakietę i błyskawicznie go zniszczyć, ale ocenić w takim tempie, co wyrabia wykonawca na scenie, to przekracza ludzkie możliwości.
Zgadza się pan z Jerzym Stuhrem, że to żadne mecyje w Opolu zaśpiewać?
Rzadko jestem w Opolu w amfiteatrze, już częściej na małych scenach. Wbrew pozorom, dużo przyjemniej jest wykonać cały recital niż wychodzić na jedną piosenkę. Ale raz na kilka lat trzeba wziąć udział w takim przedstawieniu. Zespół Elektryczne Gitary nie należy do tych wykonawców, którzy się obrażają, totalnie bojkotują itp.
Będą nowe piosenki o suwerenie i „długopisie”, czy też Opole było jednorazowym wyskokiem?
Do 2015 roku też szliśmy nieco pod prąd, nabijając się z poprawności politycznej, unijnych procedur, ujednoliconej obyczajowości, kultury masowej, konsumpcyjnego modelu życia. Zawsze szukaliśmy inspiracji w sprzecznościach, własnej słabości, niekonsekwencji, w nadęciu i w upadku człowieka. Bawiliśmy się deformacją języka. Nie można wykluczyć, że przy takiej metodzie pracy, w obecnych warunkach będzie jeszcze większe pole do popisu.
Oczywiście ma pan świadomość, że na prawicy występ się nie spodobał?
Obserwując estradę i wydawnictwa widzę, że są twórcy bardziej ode mnie zaangażowani w sprawy społeczne na bieżąco. Ja owszem lubię, jak widać, puścić oko, deformując jakąś swoją piosenkę albo dobierając i komentując odpowiednio repertuar. Natomiast po roku 89 nie piszę już piosenek zaangażowanych politycznie i społecznie. Robiłem to w latach 80. Śpiewałem je na niezależnych występach i rozpowszechniałem nagrania. Szybko straciły one kontekst i obecnie są zupełnie niekomunikatywne. Bezpieczniej czuję się podejmując tematy historyczne. Ludzkie losy z perspektywy czasu są bardzo ciekawe, a historia się powtarza. Protest-songi są dziś już nieprzydatne. Piosenka autorska już nie pełni obecnie tej funkcji kodu porozumienia, jak dawniej – przejęły ją media społecznościowe.
Ci, którym pański występ się nie spodobał, piszą o narkomanie i pijaku, który zwariował na scenie. „Wyszków tonie, a Sienkiewicz popłynął”. Popłynął pan?
Mogę do tego jeszcze dodać, że moi rodzice już pracują w UB, ja otrzymałem specjalne honorarium, jestem lekarzem przyjmującym łapówki i pracownikiem służby bezpieczeństwa. Mogę teraz na własnej skórze przekonać się, jak pewne postawy światopoglądowe opierają się na urojeniach i określonym stanie umysłu i że żaden racjonalny dialog ani polemika nie wchodzą w grę.
Pamiętam pana piosenki z lat 90. My, licealiści, młodzi gniewni, odbieraliśmy je trochę jako satyrę na władzę, na styl życia, konwenanse, ramy w jakich musimy się poruszać. Może na wyrost, ale słyszeliśmy w nich złość i bunt. Tak było? Czy dziś też się pan będzie buntował?
Piosenki, które wydałem na początku lat 90. powstały za PRL. Byłem entuzjastą przemiany roku 1989 i niczego nie kontestowałem. Moje poruszanie się pod prąd polegało na tym, że z uporem używałem formy piosenki autorskiej, która nieuchronnie traciła na znaczeniu, a do tego włączałem do repertuaru utwory swoich idoli - bardów piosenki niezależnej – Kleyffa, Kelusa, Grześkowiaka. Na domiar złego trwałem przy archaicznym big-beatowym opakowaniu muzycznym. W latach 80., kiedy pisałem piosenki zaangażowane społecznie, posługiwałem się językiem ówczesnych mediów. Zanosi się na to, że teraz ta metoda pisania sama się będzie narzucała.
Polska nie jest w ruinie?
"Polska w ruinie" to kłamliwe hasło z kampanii wyborczej - niestety obraźliwe dla wielu Polaków, którzy wykonali sporą pracę z poświęceniem. Takie rzeczy trzeba wyszydzać. Jako śpiewający autor mam funkcję błazna, a błazen powinien szydzić, to jego naturalna rola.
Liroy, Kukiz – kiedyś tylko śpiewali, teraz bardziej robią politykę. Nie chciałby pan zostać ministrem zdrowia albo kultury? Nie przechodzi pan do polityki?
Nie przechodzę. Nie mam szans. Mam poglądy elitarne. Działanie dla szerokich rzesz jest według mnie niecelowe.
Pojawiają się zarzuty, że na fali hejtu na PiS promuje się pan i pewnie zaraz wyda nową płytę. Stąd właśnie ten występ w Opolu. Będzie nowa płyta?
Tak. Nowa płyta właśnie się ukazuje. Nosi tytuł „Czasowniki”. Jesienią 2015 Narodowe Centrum Kultury zamówiło u nas piosenki na okrągłe rocznice w 2016, czyli na chrzest Polski 966, zamach majowy 1926, powstanie węgierskie i Poznań 1956, Radom i Ursus 1976. W bieżącym roku Uniwersytet Warszawski poprosił o piosenkę na swoje 200-lecie. W ten sposób osią nowego programu stały się piosenki z szóstką. Drugie tyle utworów na płycie „Czasowniki” to inne obrazki z historii Polski. Razem 12, jak na tarczy zegara.
Zaśpiewał by pan na prywatnym koncercie dla naczelnika Jarosława Kaczyńskiego?
Dla Jarosława Kaczyńskiego śpiewałem 9.11.2015 w siedzibie Towarzystwa Patriotycznego. Wykonałem mini-recital o tematyce historycznej. Słuchał mojego występu, mimo że robił wrażenie ogromnie zmęczonego.
Nie raz szedł pan pod prąd. Buntownik z przypadku czy z wyboru?
Nie wiem. W ogóle żaden buntownik. Błazen raczej. Wybieram to, co mi bliskie i czasem z tego wychodzi bunt, a czasem zwykła koniunktura.
Określenie "dobra zmiana" jest również psychologiczną manipulacją wyborczą służącą pozyskaniu poparcia ludzi niezadowolonych i również obraźliwą dla osób pełniących dotychczas służbę publiczną oraz dla wszystkich, którzy czuli się dobrze we własnym kraju.
Napisz do autora: pawel.kalisz@natemat.pl
Reklama.
Udostępnij: 1764
Kuba Sienkiewicz
"Kiler", Opole 2016
Już tylko Kiler,
Polska w ruinie
Siedzę na minie
Kiedy to minie?
Kuba Sienkiewicz
"Kiler", Opole 2016
Same zakręty
Kiler wyklęty
Kiler skazany
Na dobre zmiany
Kuba Sienkiewicz
"Kiler", Opole 2016
Czy to dla sportu
Lepszego sortu
w tej kategorii
nowej historii
jak naród Polan
powstaje z kolan
i łuk triumfalny