Był zaufanym człowiekiem Prezesa – na ten status zapracował będąc pełnomocnikiem rodzin w śledztwie smoleńskim. W nagrodę został posłem PiS. Ale na krótko, bo oddelegowano go na znacznie ważniejszy odcinek: odbijanie Trybunału Konstytucyjnego z rąk PO. Ale zdradził. Dziś politycy PiS odsądzają go od czci i wiary, bo w tym środowisku takich zdrad się nie wybacza.
"To orzeczenie ma charakter wyroku" – tymi słowami sędzia Piotr Pszczółkowski przekreślił swoje szanse na prezesurę Trybunału Konstytucyjnego. A był do niej przymierzany jako zaufany Jarosława Kaczyńskiego.
Zaufany
Był pełnomocnikiem prezesa PiS w śledztwie smoleńskim, reprezentował też inne rodziny. Blisko współpracował z Antonim Macierewiczem i jego zespołem smoleńskim. Ostro krytykował zarówno przygotowanie wizyty, jak i postępowanie władz już po katastrofie. Nie szczędził gorzkich słów prokuraturze wojskowej, która prowadziła śledztwo, jak i Andrzejowi Seremetowi, Prokuratorowi Generalnemu.
Pewnie to był jeden z powodów, które dały Piotrowi Pszczółkowskiemu trzecie miejsce na łódzkiej liście partii, a w konsekwencji mandat poselski. Ale polityk zbyt długo przy Wiejskiej się nie napracował, bo na początku grudnia został wybrany na sędziego Trybunału Konstytucyjnego i błyskawicznie zaprzysiężony przez Andrzeja Dudę.
Misja
Szedł tam z ważną misją: miał być uszami i oczami Jarosława Kaczyńskiego, a przede wszystkim jego szablą. Konsekwentnie zgłaszał zdania odrębne do wyroków wydawanych przez Trybunał. Krytykował też Andrzeja Rzeplińskiego za upolitycznianie Trybunału.
Na razie oczywiście wskazani przez PiS sędziowie to mniejszość, ale wraz z wygasaniem kadencji kolejnych członków Trybunału, PiS będzie się umacniało. Dzięki temu, po zmianie procedury wyboru prezesa Trybunału już w grudniu może nim zostać człowiek PiS. Trzeba tylko zmienić sposób wyboru dwóch kandydatów, których Trybunał proponuje prezydentowi. Dzisiaj każdy sędzie może oddać dwa głosy.
Zdrada
Jeśli będzie mógł oddać tylko jeden, mniejszość złożona z sędziów wskazanych przez PiS będzie mogła przegłosować swojego kandydata. I nie ma wątpliwości którego z tej dwójki wybierze Andrzej Duda. Tym kandydatem mniejszości mógł być właśnie Piotr Pszczółkowski.
Ale we wtorek Pszczółkowski przekreślił swoje szanse na awans. Jako przewodniczący składu sędziowskiego nie tylko ogłosił wyrok (PiS nazywa je "opiniami"), ale też bronił go na konferencji prasowej po posiedzeniu. Co prawda zgłosił zdanie odrębne i wskazywał, że Trybunał nie obradował zgodnie z ustawą przyjętą przez PiS w grudniu, ale później powiedział, że "wyroku Trybunału powinny być publikowane".
PiS nie wybacza
– Ta wypowiedź wpisuje się w godną pożałowania polityczną działalność prezesa [Trybunału Konstytucyjnego - przyp. naTemat] – stwierdził wyraźnie zdenerwowany szef klubu PiS Ryszard Terlecki. Wtórowała mu rzeczniczka klubu Beata Mazurek, która stwierdziła, że "nie rozumie kompletnie wypowiedzi sędziego Pszczółkowskiego". W porównaniu z tym, co dzieje się w internecie to i tak łagodna krytyka. Tam Pszczółkowski wprost jest nazywany zdrajcą.
Oczywiście Pszczółkowskiego nie spotka żadna kara. Wybrany na 9-letnią kadencję sędziego jest nieusuwalny. I wybrał wierność zasadom konstytucji, a nie Prezesowi. Szlachetne, ale na Nowogrodzkiej nie ma już czego szukać.