A czy ty obchodziłeś wczoraj dzień swojego stwórcy? Z okazji premiery nowego, piątego sezonu ekipa „Czystej krwi” ogłosiła 10 czerwca - Maker's Day, czyli dniem wampirzego rodzica. Każdy dobry wampir winien wtedy podziękować swojemu tatusiowi albo mamusi za nowe życie. Tego dnia jednak także wielu śmiertelnych odczuwało wdzięczność dla pewnych twórców. Twórców serialu, który dał nowe życie wampirom w popkulturze. Edward i jego kumple ze „Zmierzchu” nadają się co najwyżej do zestawu Happy Meal. Powrócili prawdziwi drapieżcy.
Z okazji premiery nowego sezonu „Entertainment Weekly” wyprodukowało sesję zdjęciową, która zakończyła się imponującym rezultatem: 11 okładek, każda z innym bohaterem „Czystej krwi”.
Jest więc Sookie Stockhouse z rozwianym włosem, jest Bill Compton, który się do nas krwawo uśmiecha, jest zalotnie szczerzący kły Eric, jest wrzeszczący i napinający muskuły Alcide, jest tajemniczy LaFayette, jest nasz zmiennokształtny Sam, jest równie seksowna,co zgryźliwa Pam, jest pechowa Tara (chociaż wydawało nam się, że umarła w poprzedniej serii), jest Jessica – ruda seksbomba oraz nowy bohater ze sztyletem w dłoni, Roman, szef wszystkich szefów. Cała rodzinka. Stęskniliśmy się.
Magedy
Odkąd Anne Paquin, Alexander Skaarsgard i Stephen Moyer pojawili się nago i we krwi na okładce „Rolling Stone'a”, stało się jasne, że „Czysta krew” z przytupem wpisze się annały popkultury. Narodziła się w samym sercu dusznego, wilgotnego, bagiennego stanu Luizjana, gdzie powstał niedyś także koncept „magedy” ( „magic” + „tragedy”), opowieści równie dramatycznej i okrutnej, co niesamowitej i pięknej. W Nowym Orleanie, w każdym niemalże domu straszą duchy, każda knajpa serwuje afrodyzjaki i tani burbon, a za co drugimi drzwiami dziewczyny tańczą na barze w samej bieliźnie.
To właśnie w najbardziej nawiedzonym stanie Ameryki, w krainie dekadencji i zmysłowości dzieje się serial, który pod pozorem opowieści o coraz to dziwniejszych istotach ( dla przypomnienia: mamy już wampiry, czarownice, wilkołaki, zmiennokształtnych, wróżki) opowiada o współczesnym społeczeństwie, które boryka się z innością i seksualnością, a w postmodernistycznym świecie pokruszonych historii zaspokaja potrzebę epickiej opowieści.
Hard i soft
Mieszają się w nim ze sobą nie tylko statusy ontologiczne bohaterów, ale także konwencje filmowe. „Czysta krew” to dla jednych opera mydlana, dla drugich niemalże „chic lit” ( bo są tam silne kobiety i mężczyźni, na których miło popatrzeć), dla innych zmiękczony gatunek kina gore.
Każdy odcinek to gotowy scenariusz soft porn, ale jednocześnie hardcore'owa społeczna krytyka. Wszystko razem niezmiernie ekscytujące, okraszone świetną muzyką i jedną z najlepszych czołówek serialowych, jaką widziałam w życiu, do piosenki „Bad Things” Jace'a Everetta.
To serial, który potrafi być szalenie polityczny, w drwiący i subtelny sposób, a jednocześnie zaspokajać nasze najpierwotniejsze instynkty, darowując nam podniecającą mieszankę seksu i przemocy. I o te konflikty pożądań tutaj chodzi. „Czysta krew” pyta, czy i jak możemy pogodzić ze sobą nasze partykularne i grupowe interesy, zarówno w sferze politycznej, jak i seksualnej, miłosnej. Wampir zawsze coś pseudonimuje, wyraża ducha epoki, w której właśnie żyje. Nadprzyrodzone istoty z Bon Temps mówią nam o powszechnych ludzkich bolączkach.
My i oni
Tematem dzisiejszych historii o wampirach są konflikty etniczne, klasowe, fanatyzm religijny, wojna z terroryzmem, walka mniejszości seksualnych o równe prawa. Serialowa Amerykańska Liga Wampirów walczy o przyznanie wampirom m.in prawa do małżeństwa. Ujawnienie swojego wampiryzmu nazywane jest "wyjściem z trumny", a przeciwni wampirom religijni ekstremiści posługują się hasłem "God hates fangs" - te aluzje upodabniają wampirzą batalię o równe prawa do starań ruchów LGBT.
Batalia na rzecz równouprawnienia naszych seksualnych fantazji toczy się dzięki samej tylko obecności serialu na antenie. Każda bowiem seksualna orientacja znajdzie w „Czystej krwi” coś dla siebie. Każdy odmieniec znajdzie swojego pobratymca.
Pierwszy sezon zaczął się od tego, że biedna, niewinna Sookie spotkała wampiry, które ukrywały się przed ludźmi. Byli ci "normalni" i byli ci "obcy". Im dalej w kolejne sezony, tym mniej Sookie staje się niewinna, a tym dobitniej okazuje się, że tak naprawdę nikt nie jest normalny. Każdy jest odmieńcem.
Rozejrzyjcie się dobrze po swoich lokalnych Bon Temps. Przybijcie piątkę pobratymcom.