
30-letni Marek, grafik komputerowy, który przyznał się, że o emeryturze raczej nie myśli, zagadnięty o ZUS i OFE, chwilę się zastanawia, a potem przyznaje: – Był taki moment parę lat temu, można było wybrać, czy chce się wszystko oddawać do ZUSu, czy coś tam przekazywać do OFE. Pamiętam, że rozmawialiśmy o tym w firmie i koleżanka właśnie wypełniała wniosek. W sumie nie miałem zamiaru nic z tym robić, ale ona zaczęła mi wiercić dziurę w brzuchu i dałem się przekonać – śmieje się Marek.
Największy wpływ na wysokość [emerytury] będą miały składki płacone na początku kariery zawodowej bo one przejdą 30 czy 40 waloryzacji czyli będą mnożone najwięcej razy. Ważne więc by od początku składkować i nie uciekać poza system bo to finalnie się nie opłaca. Sami budujemy swoja przyszłość – swoimi składkami. Im dłużej pracujemy tym więcej mamy. Poza tym pamiętajmy, że powszechny system emerytalny daje nam podstawę na starość, a jeżeli chcemy coś więcej, jeżeli chcemy utrzymać standard życia na wyższym poziomie to musimy pamiętać o dodatkowym oszczędzaniu.
Wydaje się, że brawura w myśleniu o emerytalnej przyszłości powinna cechować młodzież. Otóż niekoniecznie. Nawet ci, którzy są już mniej więcej w połowie zawodowej drogi, zbyt często się nad tym nie zastanawiają. Celowo? – A jaki jest sens martwić się na zapas? – pyta retorycznie Małgorzata – kobieta “po 40-stce” jak sama siebie z uśmiechem określa. Jej mąż Adam, również urzędnik, ale bliżej 50-tki, jest podobnego zdania. – Przyjdzie kolejna ekipa i wszystko wywróci do góry nogami. Potem przyjdzie kolejna i znów zrobi reformę – tak to działa. Tak naprawdę to ile dostanę emerytury zależy od tego, kto będzie w danej chwili rządził – podsumowuje Adam.
W chwili obecnej na jednego emeryta pracuje 3,4 osoby. W przyszłości, po obniżeniu wieku emerytalnego, będzie to 1,3. Oznacza to więc, że emerytury muszą być niższe, ponieważ państwo tego nie udźwignie, chyba że zaczniemy sami oszczędzać, co może nam zapewnić dodatkowe środki.
– Wie Pani, ja to bym tego złodzieja… – takimi słowami przywitał mnie kiedyś kierowca taksówki. “Złodziejem” miał być polityk, który mojemu przewoźnikowi “zabrał” możliwość przejścia na wcześniejszą emeryturę. – Gdyby nie on, to teraz bym w domu siedział, a tak – muszę Panią wozić – pieklił się, ujawniając jednocześnie jeden z największych paradoksów w naszym myśleniu o emeryturze. Mimo, że niemal zgodnie twierdzimy, że z “tej państwowej” wyżyć raczej trudno, tych, którzy chcą na nią przejść jak najszybciej nigdy nie brakuje. Skąd wynika takie myślenie? – Narzekając na wysokość świadczenia najczęściej nie zdajemy sobie sprawy z czego ono wynika – tłumaczy rzecznik ZUS.
[Wysokość świadczeń] wynika z prostej matematyki, czyli podzielenia zebranych składek przez średnie dalsze trwanie życia na emeryturze. Rolą Zakładu jest jedynie to działanie przeprowadzić. My więc w ZUS nie mamy wpływu na wysokość emerytury, bo o tym decydują składki odprowadzone przez naszych klientów. A jeżeli ktoś ma wątpliwości czy ktoś nie mógłby mu dać większego świadczenia to niech zsumuje sobie wszystkie waloryzacje składek w ZUS przez cały okres aktywności zawodowej. Zobaczy wówczas ile ma dodatkowo kapitału do tego zebranego przez siebie. To działa jak procent składany i zapewniam, że trudno o taki zwrot z inwestycji na rynku przez 30, czy 40 lat inwestycji.
Artykuł powstał we współpracy z Nationale-Nederlanden w ramach cyklu „Najważniejsze pytania”. Już niedługo kolejne teksty.
