Polska woda do produkcji napojów stanie się najdroższa w Europie. Nie tylko zapłacimy za to jako konsumenci - kilka, kilkanaście groszy w butelce piwa, soku czy coli. Polscy producenci napojów już zapowiadają, że przy takich stawkach wyprowadzą się z Polski za granicę.
Rządzący politycy nie ustają w poszukiwaniach nowych celów do opodatkowania. Po bankach, marketach, przyszedł czas na wodę. To dopiero numer szyty grubymi nićmi. Wodę zużywa przecież każdy, więc Ministerstwo Środowiska wykalkulowało, że opodatkowując wodę łatwo zdobędzie 2-3 miliardy złotych. Oczywiście, we własnym słusznym celu - czyli pod hasłem inwestycji przeciwpowodziowych i budowy dróg wodnych m.in na Odrze. Nie ma na nie wystarczających środków w budżecie, ten jest już wystarczająco mocno sponiewierany przez program 500Plus.
Polska woda droższa niż niemiecka
W projekcie ustawy Prawo Wodne ministerstwo środowiska chce, aby producenci napojów płacili 8,20 zł za metr sześcienny wody używanej do produkcji napojów (podwyżka 80-krotna, bo woda kosztowała ich 10 groszy). Ta nowa stawka to 10 razy więcej niż na Węgrzech, 8 razy więcej niż w Czechach i 7 krotnie więcej niż w Niemczech.
To odpowiedź na wprost zadane pytanie czy po podniesieniu opłat Maspex rozważa przeniesienie produkcji napojów Tymbark czy Kubuś za granicę.
Kto jak kto, ale Maspex może to zrobić bardzo łatwo. Ma trzy własne zakłady produkcyjne w Czechach, Rumunii i na Węgrzech, gdzie woda będzie znacznie tańsza. To samo powiedział Sebastian Knapik, wiceprezes firmy Sokpol, producenta soków Grand. W dyskusji zabrała głos także Anna Jakubowski, do niedawna dyrektor generalna Coca-Coli w Polsce: - Skutek tych zmian będzie bardzo prosty: produkowane w Polsce napoje przegrają konkurencję z importem z krajów, gdzie stawki za wydobycie wody są znacząco niższe. Przestanie opłacać się też eksport polskich napojów do innych krajów Unii Europejskiej, gdyż ich koszty produkcji w Polsce będą wyższe, niż za granicą.
Być może argument firm o przeniesieniu produkcji za granicę jest trochę na wyrost i w sensacyjnym tonie. Trudno wyobrazić sobie, że największy producentów napojów będzie w 100 procentach importował produkty z własnych zagranicznych fabryk. A jednak tak robi choćby Coca-Cola, jeśli rozszyfrujecie kod kreskowy na puszce okaże się, że część tych produktów przyjeżdża do nas np. z Belgii i Luksemburga.
A teraz gratka dla tych, którzy czytają etykiety i doceniają starania firm inwestujących we własne ujęcia wód i chwalących się dobrej jakości surowcem. To chociażby producenci piwa czy wód mineralnych. Ci szczycą się, że woda z ich ujęć jest krystalicznie czysta. Nowa regulacja sprawia, że woda z własnego ujęcia będzie dwukrotnie droższa od zwykłej kranówki z wodociągów.
Amatorka
Przy okazji projektu ustawy szybko okazało się, że w Ministerstwie Środowiska siedzą amatorzy i nawet nie przewidują, jakie zamieszanie zrobi ich propozycja drakońskich stawek. W pierwszej serii spotkań w ramach konsultacjach społecznych zgłoszono 170 krytycznych uwag do projektu. 5 minut z wyszukiwarką Google i obalono koronny argument urzędników, że takich podwyżek chce UE w Ramowej Dyrektywie Wodnej. Tymczasem unijne wytyczne nic nie mówią o tak wysokich stawkach wobec producentów napojów, a kierują nacisk na branżę energetyczną.
Wiceminister środowiska Mariusz Gajda najmocniej po uszach dostał od branży energetycznej. W całym polskim przemyśle to elektrownie zużywają najwięcej wody w Polsce - do chłodzenia bloków energetycznych opalanych węglem. Świadek rozmów wspomina, że była to urocza scenka. Gajda został sprowadzony do parteru przez innego urzędnika tłumaczącego, że elektrownie ( większość to duże państwowe koncerny) wystarczająco dużo zainwestowały w ratowanie upadających kopalni, aby jeszcze wspierać inne resortowe plany. A przecież kopalnie to przecież oczko w głowie pani premier, więc niech Gajda nie wyskakuje z opłatami.
W ten sposób elektrownie szybciutko wykręciły się od podatku. A za nimi do szturmu przystąpiła branża cementowa - pod hasłem, że podrożałaby budowa domów dla Polaków, także tych w programie Mieszkanie Plus. Potem z wodnych opłat chciały się wymiksować papiernie, których przedstawiciele od razu zagrozili zwolnieniami tysięcy pracowników w branży.
Cała polska wypija wodę z Tymbarka
I tak na placu boju zostały tylko napoje. Wczoraj Gajda uległ i tej branży. Zapowiedział, że z 8 złotych opłaty ministerstwo zejdzie do 3zł (to i tak wciąż najdrożej w naszej części Europy i drożej niż w Niemczech). – Dlaczego raz mówi 8 zł, a raz 3, i skąd w ogóle bierze te kwoty? Tego już nie potrafi wytłumaczyć - komentuje ekspert biorący udział w konsultacjach nad ustawą. I wprost wyśmiewa inną teorię ministerstwa. Rzekomo Polacy pijąc masowo i od 20 lat napój Tymbark, produkowany z wody czerpanej z ujęć głębinowych, przyczynili się do obniżania lustra w nieckach depresyjnych wód podziemnych. – To jakiś mit niepoparty żadnymi badaniami - kwituje.
Ministerstwo tak dramatycznie szuka jednak jakichkolwiek argumentów za podwyżkami, że ostatecznie zleciło opracowanie skutków regulacji firmie doradczej Deloitte.
Dorota Liszka, rzecznik Maspex, największego producenta napojów w Polsce
Jeżeli wyższe stawki dla producentów soków i napojów zostaną utrzymane na takim poziomie może dojść nie tylko do wzrostu cen, ale do sytuacji, że część z producentów może rozważać przeniesienie produkcji do sąsiednich krajów, gdzie opłaty tego typu są na znacznie niższym poziomie