Robert Biedroń jako prezydent Słupska często zaprasza asystę wojskową na oficjalne uroczystości. Czy będzie to robił nadal, jeśli warunkiem będzie odczytanie apelu smoleńskiego? – Jeśli to będzie uroczystość z okazji 10 kwietnia, (...) to wtedy apel smoleński będzie czymś naturalnym – mówi w rozmowie z naTemat. – Ale nie wyobrażam sobie tego w rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego czy innych świąt, które nie mają z tą tragedią nic wspólnego – dodaje.
"Na chodniku kredkami malowane kwiatki, kredki oczywiście muszą być w kolorze tęczy LGBT, żeby każdy to widział" – mówił Mariusz Błaszczak po zamachu w Nicei. Z czym się panu kojarzą kredki?
Robert Biedroń: Boję się, że zaczną nam się kojarzyć z głupotą, a chyba nie o to chodzi. Czuję się zażenowany, że o tym rozmawiamy i że minister w moim rządzie, bo czuję się Polakiem, wygaduje takie głupoty. Że prasa międzynarodowa zamiast pisać o ważnych dla Polski sprawach, pisze o kredkach czy wypowiedzi pani minister edukacji.
Dla mnie to jest kłopot, nie cieszę się, że on takie rzeczy mówi. To obnaża niestety coś, co ja śledzę od dłuższego czasu. Takie nieobycie naszej klasy politycznej w świecie. Gdyby pan minister Błaszczak znał języki, podróżował, spotykał się z ministrami z innych krajów, to wiedziałby, że takie wypowiedzi zostaną uznane za kuriozalne. On dzisiaj próbuje się tłumaczyć tym, że nie będzie ulegał poprawności politycznej.
I jeszcze zdobywa za to poklask prawicy.
Tak. Ale to właśnie przykład nieobycia, czegoś, z czego Polska słynęła od setek lat: bycia na końcu peletony cywilizacji zachodniej. Jak wchodziliśmy na salony, to często było widać, że to są Polacy, że nie mamy manier, nie podążamy za pewnymi standardami.
I nawet jeśli będziemy się bronili, że nie ulegamy tym manierom, ale wtedy nie spodziewajmy się, że będziemy traktowani poważnie. Będziemy traktowani jako politycznie niedojrzali. I to będzie miało swoje przełożenie na politykę, gospodarkę, dyplomację. Będziemy uważani za kogoś, kogo nie można poważnie traktować.
W wypowiedzi ministra Błaszczaka najbardziej mnie żenuje to, że będziemy traktowani jako ludzie, którzy intelektualnie, politycznie, myślowo nie nadążają. Gdyby minister Błaszczak bywał w świecie, wiedziałby, że we Francji jest bardzo wyraźny rozdział religii i państwa, a radykalni muzułmanie, czy przedstawiciele innych religii, nie mają możliwości zawłaszczać publicznej przestrzeni. Tu wychodzi to jego nieobycie, nieoczytanie kompletne.
Za tą artykułowaną przez PiS krytyką braku zdecydowanej reakcji ze strony Zachodu pójdą jakieś konkretne kroki? Poseł Stanisław Pięta z PiS już namawia do burzenia meczetów.
To będzie tworzyło niedobry klimat. Dzisiejszy świat jest różnorodny i od tego nie uciekniemy, a Polska jest jednym z najbardziej homogenicznych krajów w Europie. W Polsce żyje 20 tysięcy muzułmanów, to jakiś promil ludności kraju. Więc tworzenie jakiejś atmosfery zagrożenia jest absurdalne.
Ale to oczywiście granie na najniższych emocjach, tworzenie sztucznych podziałów i odwracanie uwagi od poważnych problemów. A przede wszystkim skrajna niekompetencja. Uważam, że ważniejsze jest budowanie szkół, przedszkoli i żłobków, niż burzenie meczetów. Oni zajmują się rzeczami, które są kompletnie wtórne.
Ale to oczywiście pada na podatny grunt, bo część Polaków boi się tej różnorodności. Takie wykorzystywanie lęków jest nieodpowiedzialne. Bo podpalić państwo jest bardzo łatwo, dużo trudniej jest je ugasić.
Inny temat: zaprasza pan czasami asystę wojskową na uroczystości w Słupsku?
Oczywiście, asysta jest bardzo często.
I nadal pan będzie?
Będę.
A jeśli warunkiem obecności będzie obowiązkowy apel smoleński?
Jeśli to będzie uroczystość z okazji 10 kwietnia, jeśli to się stanie świętem państwowym, to wtedy apel smoleński będzie czymś naturalnym. Ale nie wyobrażam sobie tego w rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego czy innych świąt, które nie mają z tą tragedią nic wspólnego.
Wbrew temu, co niektórzy myślą, uważam, że ta katastrofa miała ogromne znaczenie dla Polski, była jedną z największych tragedii po 1945 roku i trzeba o niej pamiętać. Ale to, co robi Prawo i Sprawiedliwość, to jest wypaczanie tego, tworzenie bardzo prymitywnego i wymuszonego kultu. A jak wiemy wymuszony kult nie znajduje żyznej gleby i obawiam się, że może się obrócić przeciwko rzeczom, które w mojej ocenie są ważne.
Uważam, że nie należy nie upamiętniać zasług Marii i Lecha Kaczyńskich. To oczywiście nie była moja bajka, Lech Kaczyński jako prezydent robił wiele rzeczy nie z mojej bajki, ale był prezydentem mojego kraju. Chciałbym rozmawiać o nim bez zafałszowywania historii. Chciałbym być dumny z tego, że był prezydentem mojego kraju, a nie mieć zgagę, bo ktoś próbuje nam wmówić, że był przywódcą"Solidarności". To absurd.
Teraz będą uczyć tej historii w szkołach. Minister edukacji zapowiedziała, że katastrofa smoleńska będzie w programie nauczania. Także szkół, które podlegają panu, jako prezydentowi miasta.
Można uczyć o tego typu sprawach, ale szkoła nie uczy refleksji. Z przerażeniem patrzę na młodych ludzi, którzy biegają ubrani jak na powstanie, w koszulkach powstańców, z biało-czerwonymi przepaskami, w umundurowaniu. Czujemy się jakbyśmy byli w przededniu powstania czy wojny.
Ta bezrefleksyjność w dyskusji o historii sprawia, że dla wielu młodych osób ta tragedia, którą było Powstanie Warszawskie czy II wojna światowa to romantyczny zryw. A to bardzo niebezpieczne myślenie, może doprowadzić do czegoś katastrofalnego.
Jak patrzę na te grupy rekonstrukcyjne, na to, jak wiele osób garnie się do broni, to jako pacyfista zaczynam uważać, że obowiązkowa służba wojskowa była czymś dobrym. Ten kontakt z koszarami, z rygorem, z hierarchią, z przemocą, ze stresem, jakie tam panowały, może sprawiał, że wielu się odechciewało biegania z karabinem.
Ostrzegam przed tym, bo to bardzo groźne. I raczej niespotykane w krajach, gdzie ta refleksja nad stanem narodu jest na wyższym poziomie. To jakaś paranoja, kompletny absurd. To może doprowadzić do katastrofy. A pani minister Zalewska tylko doleje oliwy do ognia, prowadząc nieodpowiedzialną politykę historyczną. Bo to będzie miało swoje konsekwencje. Wielu socjologów uważa, że pokolenie, które nie doświadczyło wojny, idealizuje ją, ubiera w romantyczne ramy, wręcz pragnie jej. Boję się, że jesteśmy w przededniu takiego zjawiska.