
Historie bohaterów tego artykułu powinny być ostrzeżeniem dla wszystkich sfrustrowanych pracowników korporacji. Zwłaszcza dla tych, którzy marzą o tym, by przejść na swoje. Zbyt często nie zdają sobie sprawy, jak grubą trzeba mieć do tego skórę. Kłamstwa, manipulacje i wreszcie notorycznie powtarzające się opóźnienia i odmowy zapłaty za wykonaną pracę to codzienność branży kreatywnej. Nie wierzysz? Witaj w świecie freelancerów, których zleceniodawcy traktują często gorzej niż niewolników.
Gdy zdecydowałem się przyjrzeć temu, jak naprawdę wygląda świat polskich freelancerów, nie wiedziałem do końca czego się spodziewać. Myślałem, że usłyszę kilka banalnych historyjek o tym, że zleceniodawcy oddawali komuś pieniądze długimi miesiącami. Szybko okazało się, że wypłata wynagrodzenia z opóźnieniem to jeden z lepszych scenariuszy tej gry.
Wiem, że to strasznie brzmi. Ale boję się, że mi zarzuci psucie opinii, podczas gdy mogłam jeszcze kilka razy się przypomnieć...
To nic dziwnego, że sytuacjom, w których znaleźli się bohaterowie artykułu towarzyszyły przykre emocje, wstyd i poczucie winy. Klienci nieuczciwie traktujący freelancerów wykazali się umiejętnościami manipulacyjnymi, przed którymi trudno się obronić.
Na ten sam rodzaj strachu liczył pan Grzegorz, przedsiębiorca z Józefowa pod Warszawą. Kilka miesięcy temu zgłosił się do Ani, warszawskiej graficzki, która miała wykonać dla niego szereg prac. Był znajomym znajomego, co zdecydowanie uśpiło czujność freelancerki. Zresztą, początkowo mężczyzna był bardzo sympatyczny i wzbudzał zaufanie.
Nie należy rezygnować z postępowania sądowego tylko dlatego, że strony nie zawarły umowy na piśmie. W sądzie każdy dowód potwierdzający zawarcie umowy będzie miał znaczenie tj. korespondencja papierowa, emailowa, zeznania świadków, wykonanie dzieła. To, że umowa nie została zawarta w formie pisemnej nie oznacza, że strona jest na straconej pozycji w dochodzeniu swoich roszczeń. Oczywiście postępowanie sądowe może trwać latami, ale nie robiąc nic pomagamy nierzetelnym kontrahentom oszukiwać kolejne firmy.
Praca freelancera, o ile nie posiada się finansowego wsparcia, wiąże się ze stałą dawką stresu oraz adrenaliny w walce o kolejne zlecenia - systematycznie osłabia to organizm i obniża naszą czujność.
Mijały dni i tygodnie, a rozliczenia za główną pracę wciąż nie było. Kontakt z Grzegorzem był coraz trudniejszy. Twierdził, że ma na głowie kontrakt z dużą siecią hipermarketów i nie ma czasu na rozliczenie z graficzką. Ostatecznie poinformował ją, że zaakceptowany wcześniej projekt logo oraz key visualu zostały "odrzucone podczas testów agencji PR oraz przez klientów". Dodał, że bardzo mu przykro, ale właśnie dlatego daje graficzce możliwość "odrobienia" jej rzekomego niepowodzenia. Graficzka odmówiła dalszej pracy do momentu rozliczenia za to, co już zrobiła.
Klient poinformował mnie, że w związku z tym, że nie chcę dla niego dalej pracować został narażony na koszty i „dostał po dupie finansowo”. W ten sposób starał się wzbudzić we mnie poczucie winy.
Kwoty, których nie otrzymują freelancerzy za wykonaną pracę najczęściej nie są bardzo wysokie. Przypadek kolejnego oszukanego – Piotra, pokazuje jednak, że skala tego zjawiska bywa zdecydowanie większa, niż u Ani.
Nie byli w stanie sami tego zrobić, w związku z czym zadzwonili do mnie. Powiedzieli, że jest robota którą mogę przejąć, a przy tym fajnie zarobić.
Z powodu tego chaosu pracowaliśmy ekstremalnie nieprofesjonalnie. Potrzebowaliśmy produktu, który obkleimy kuponami. Pojechaliśmy do jednego z marketów aby kupić i sfotografować wiertarkę, a później przy pomocy narzędzi 2d obkleić ją kuponami.
Chaos i pośpiech były tak duże, że nie wiadomo było nawet, jak wiele jest do zrobienia. Piotrek zaczął więc notować czas pracy, a informację wysyłał Marcinowi M. W międzyczasie bardzo się z nim zakolegował.
Okazało się, że to niemal mój brat syjamski! On dodaje gazu na zakrętach, jak jedzie samochodem, i ja. Tak jak ja lubi motocykle i klasyczne samochody, takie same rowery, a jak decyduje się na wyjazd, to dokładnie w to samo miejsce, które i ja najbardziej lubię. Mówił, że podobnie jak ja pije wino tylko z południowego Tyrolu, a Gewürztraminer to jego ulubiony szczep.
Grafik wrócił z wakacji i zadzwonił do Marcina. Nie odebrał. Zadzwonił drugi raz, trzeci... w końcu dziesiąty. Zadzwonił do swoich kolegów i powiedział, że zakończył pracę dla M., a jego nie ma. Próbował skontaktować się z nim przez trzy miesiące. Znów zadzwonił do kumpli i usłyszał. "Stary jaka akcja, nie ma go! Zapadł się pod ziemię i pół miasta go szuka".
Byłem z dziećmi na Stadionie Narodowym. Podszedłem do niego i powiedziałem: hej kolego mam cię! Był oczywiście bardzo zdziwiony i powiedział, że od dawna nie pracuje w sieci marketów budowlanych. Powiedziałem, żeby nie liczył na to, że mu odpuszczę. Obiecał, że zadzwoni. Oczywiście tego nie zrobił.
Sprawa w sądzie trwa już ponad dwa lata. Marcin M. nie stawił się na żadną z rozpraw, a sieć marketów budowlanych wynajęła jedną z lepszych firm prawniczych zajmujących się prawami autorskimi. Piotrek żąda wypłacenia mu 80 tys. złotych. W jego ocenie, prawnicy po drugiej stronie doskonale wiedzą, że będą musieli zapłacić. Robią jednak wszytko, aby maksymalnie zmniejszyć kwotę oczekiwaną przez freelancera.
Piotrek, jak każdy freelancer ma za sobą wiele historii z niepłacącymi klientami. Kilka lat temu, ktoś polecił go do współpracy z firmą produkującą między innymi soki i konfitury. Piotr do dziś przyznaje, że to świetna i znana marka, a on bardzo lubi jej wyroby – głównie dżemy.
Piotrek wiele razy dzwonił do swoich zleceniodawców. Ostatecznie okazało się, że jednak jego projekty... znów się nie podobają i nie będą wdrożone. Grafik przypomniał, że to oni zadzwonili do niego po trzech latach, zrobili badania fokusowe, aż w końcu wyprodukowali jego etykiety. Wtedy usłyszał, że firmie spadła sprzedaż i to... z jego winy, w związku z czym nie ma pieniędzy na zapłatę.
Przyszedł moment, w którym Piotrek miał dość i przestał być freelancerem – wrócił na etat. Decydując się na pracę na swoim spodziewał się, że raz na jakiś czas przydarzy mu się podobna historia i ktoś mu nie zapłaci. Nie spodziewał się jednak, że niemal o każde pieniądze będzie musiał stoczyć walkę.
Jestem uczciwym człowiekiem i tego samego oczekiwałem od innych. Jak się z kimś umawiam, to dotrzymuję słowa.
Wypracowanie takiej postawy, własnych zasad współpracy, kalkulacji, stawek zaliczki, zakresu odpowiedzialności za projekt, liczby poprawek, a ze zlecenia na zlecenie będzie nam szło coraz lepiej.
Napisz do autora: krzysztof.majak@natemat.pl

