
Pół wieku w czasach designu to dużo i niedużo. Z jednej strony istnieje spora szansa, że stolik, który babcia kazała ci wynieść na śmietnik, bo „się gibie”, po lekkiej renowacji z powodzeniem może zacznie żyć drugim życiem – i to gwiazdy stylu „vintage” w twoim mieszkaniu. Z drugiej strony, mieszkaniami z babcią już raczej byście się nie zamienili – i to nie tylko dlatego, że macie uczulenie na koty i meblościankę.
O większych przeszkleniach warto pomyśleć zwłaszcza w pomieszczeniach bardziej reprezentacyjnych, takich jak salon. Można wybić otwór do samej podłogi. Jeśli dom stoi na w miarę dużej działce, a właściciele dbają o ogród, czemu nie otworzyć wnętrza na otoczenie? Apeluję również, aby zrezygnować z firanek z wzorami, które w nowoczesnych wnętrzach po prostu dobrze nie wyglądają. Wybierzmy raczej rolety lub żaluzje.
Wstawianie dużych przeszkleń czy łączenie pokoi – to działania, jakie każdy właściciel domu typu „kostka” lub mieszkania typu „wczesny Gierek” rozważyć musi, aby w miarę wygodnie w nim funkcjonować. Wnętrza z lat 60. czy 70. są również przyjazne designerskim awanturnikom, którzy nie boją się niekonwencjonalnych rozwiązań. Może więc zamiast otwierać kuchnię, podobne rozwiązanie zastosować w przypadku… łazienki?
Dzisiaj, urządzając łazienkę, mamy znacznie większe pole do popisu – to już nie musi być glazura od podłogi po sufit. Jeśli chodzi o kwestie konstrukcyjne, kluczem jest to, aby taki remont wykonywała osoba w tych kwestiach doświadczona oraz taka, na której możemy polegać w kwestiach hydraulicznych. Fachowcy, wiadomo, są różni. Wielu z nich ma jednak otwarte głowy i nie uważa, że odsunięcie umywalki od pionu jest wyzwaniem nie do przejścia. Technicznie, zwłaszcza w domach jednorodzinnych, to nie są skomplikowane operacje.
Dostosowanie wnętrz do wymogów dzisiejszego życia wcale nie oznacza, że ducha lat 60. i 70. definitywnie trzeba z mieszkania wypędzać – zachowanie go w elementach wystroju jest bardziej niż mile widziane. Tu jednak trzeba postępować ostrożnie, aby na fali nostalgii nie popłynąć prosto do PRL-owskiego skansenu.
Geometryczne wzory, mocne kolory nadają wnętrzom charakter. Najbardziej w wyposażeniu wnętrz z tamtego okresu podobają mi się dopracowane, ale nie przesadzone detale, które sprawiają, że nawet proste przedmioty stają się wyjątkowe.
Efektu „skansenu” unikniemy, stosując umiar. Jeden taki mebel, ładnie odnowiony, stojący gdzieś w kącie, gdzieś tam wyszperana lampa z nowym abażurem, pojedyncza ceramika z Ćmielowa – owszem, ale nie w ogromnej ilości. Wystarczy jeden element, który zbuduje nastrój.
Artykuł powstał we współpracy z firmą Oknoplast.