Dawno nie widziałem tak poruszającego materiału w "Faktach" TVN. Była mistrzyni Polski w siatkówce, która 117 razy reprezentowała nasz kraj na boisku, śpi dziś na jednej parkowych ławek w Radomsku. To historia niesportowego upadku, która nie powinna nigdy się wydarzyć. Ujrzała jednak światło dzienne, ale z powodu ekscytacji bieżącym konfliktem politycznym nie przebiła się do ogólnej świadomości.
Dramat byłej polskiej siatkarki jest powodem do wstydu dla polskiego społeczeństwa. Jolanta Molenda, dziś borykająca się z chorobą alkoholową bezdomna, a przed laty nieugięta i waleczna sportsmenka, żyje w dramatycznych warunkach. Jej dobytek mieści się zaledwie w dwóch reklamówkach.
Gdy obejrzałem historię siatkarki w "Faktach", byłem przekonany, że cały Twitter będzie za chwilę pisał właśnie o niej. Tak się nie stało. Myślałem, że trafi na portale, a historia stanie się głośna na całą Polskę. Dziś, cztery dni po emisji widzę, że o dramacie Jolanty Molendy napisał tylko "Super Express" i kilka lokalnych portali.
Osiągnięcia sportowe Jolanty Molendy:
Była zawodniczką ŁKS Łódź, z którym wywalczyła mistrzostwo Polski w 1983 oraz wicemistrzostwo Polski w 1982 i 1986, a także Puchar Polski w 1982 i 1986 mistrzostwo Polski juniorek w 1982 (pauzowała w sezonie 1984/1985). W 1986 została zawodniczką Czarnych Słupsk i zdobyła z nimi mistrzostwo Polski w 1987 i wicemistrzostwo Polski w 1988, a także Puchar Polski w 1987. Ze słupskiego klubu odeszła po sezonie 1988/1989 i powróciła do Łodzi, gdzie ponownie występowała w ŁKS.
źródło: Wikipedia
W podobnych przypadkach, tak i tym razem, wszyscy zadają sobie pytanie, co się stało? Co musi się wydarzyć w życiu człowieka, aby towarzyszące mu przez lata światła jupiterów zamieniło się w blask parkowej latarni?
Błyskawiczny upadek
W rozmowie z Robertem Jałochą, który dostrzegł w bezdomnej z Radomska byłą siatkarkę, wyłaniają się kolejne etapy dramatu. Najpierw zmarli jej rodzice, po nich mąż, to wszystko w ciągu jednego roku. To wystarczy, aby pojawiło się załamanie, a wraz z nim alkohol.
Jak czytamy w lokalnym, piotrkowskim portalu, Molenda zaczęła kłócić się z córkami. Jedną z pierwszego małżeństwa oraz trzema przysposobionymi, po drugim mężu. To właśnie najmłodsza z pasierbic miała wyrzucić ją na ulicę. Przez pewien czas kobieta wynajmowała mieszkanie, ale nie udało jej się utrzymać tego stanu. Jak mówiła w rozmowie z TVN, na ławkę trafiła po wypisaniu ze szpitala, do którego trafiła z powodu wycieńczenia.
Nie wiadomo, jaki był dokładny przebieg konfliktu z rodziną, bo nigdzie nie pojawiają się wyjaśnienia drugiej strony. Ale nawet jeśli duża część winy leży po stronie pani Jolanty, w żaden sposób nie pomniejsza to osobistej tragedii, która ją spotkała.
Byłej siatkarce pomagają dawni sąsiedzi, którzy przynoszą jedzenie, czasem pieniądze. Jolanta Molenda ma 53 lata, a na ulicy żyje od trzech. Ma rentę inwalidzką przyznaną przez ZUS z powodu całkowitej niezdolności do pracy. Choruje na cukrzycę, padaczkę i ma problem ze stawami. Dostaje co miesiąc 1020 zł, z czego komornik bierze 300 - reszta musi jej wystarczyć. Jak informuje epiotrków.pl, pewna starsza pani zaproponowała jej wynajęcie pokoju za 350 zł.
Komentarze szokują
Zadziwiają komentarze w internautów. Jak choćby ten, podpisany jako Tomek Borucki. – Mi nie szkoda ludzi którzy piją. Każdy ma wybór. Ludzie doświadczali doświadczają i będą doświadczać cierpienia a mimo tego potrafią też się nie stoczyć. Mamy wolną wolę i prawo wyboru. Osoby znane mają o wiele większe możliwości niż zwykli ludzie by - choćby z powodu posiadanych profitów za sukcesy – czytamy.
Są jednak i takie opinie, w których podkreśla się problem pozostawiania dawnych sportowców bez pomocy. – Bardzo szkoda też, że Polska nie potrafi dbać o swoich reprezentantów, bo liczą się tylko ci, którzy aktualnie przynoszą zyski poszczególnej federacji – czytamy.
Historia Jolanty Molendy pokazuje, że każdy z nas może znaleźć się w podobnej sytuacji i stracić swoje dotychczasowe życie. Alkoholizm jest chorobą, a nie wyborem. Można w nią wpaść bardzo niepostrzeżenie, bo granica między między podpijaniem a piciem jest bardzo cienka. A można zatracić się całkowicie, kiedy człowiek stanie w obliczu rodzinnej tragedii.
Trochę winy jednak jest po stronie pani. Sięganie po alkohol i wydawanie na niego ostatniej kasy to jednak lekka nieodpowiedzialność. Mimo wszystko współczuję i mam nadzieję, że koledzy z drużyny wspomogą.