"Zastanawiałem się, ile ta biedna kobieta jeszcze zniesie?” - reżyser “Boskiej Florence” o współpracy z Meryl Streep
Artykuł powstał we współpracy z Rabbit Action
17 sierpnia 2016, 10:13·7 minut czytania
Publikacja artykułu: 17 sierpnia 2016, 10:13
– Jeśli dobrze obsadziłeś aktorów, to nie musisz nic mówić – tak Stephen Frears odpiera zarzuty, jakoby na swoim planie filmowym nie dawał aktorom prawie żadnych wskazówek. W przypadku “Boskiej Florence” rzeczywiście nie musiał się zbytnio wysilać - Meryl Streep czy Hugh Grant doskonale wiedzą, co robią. Z drugiej strony, na brak wyzwań podczas pracy nad swoim najnowszym filmem Frears zdecydowanie narzekać nie mógł. Dość powiedzieć, że realiów przedwojennego Nowego Jorku musiał szukać w Wielkiej Brytanii. O tym, jak tego dokonał opowiada w rozmowie z na:Temat.
Reklama.
Jak spotkałeś się z tym projektem? Czy to ty byłeś jego pomysłodawcą?
Poproszono mnie o nakręcenie tego film.
Dlaczego się zgodziłeś?
Zgodziłem się, ponieważ podobał mi się scenariusz i pomyślałem, że zapewni on rozrywkę ludziom. Przeczytałem i go polubiłem. Po przesłuchaniu Florence miałem wrażenie, że jest niesamowita. Pomyślałem, że ludzie chcieliby to zobaczyć.
Czy wiedziałeś coś o niej?
Słyszałem ją ale nigdy jej tak naprawdę nie słuchałem. Pamiętam (aktorkę) Maureen Lipman, która grała ją w sztuce. Nie oglądałem jej ale pamiętam czytanie wywiadu z nią na ten temat. Wtedy przeczytałem scenariusz, wygooglowałem ją i to już wystarczyło. Jej nagrania były tak niezwykłe, ona jest tak bardzo przezabawna a zarazem poruszająca.
Dlaczego postanowiłeś to zrealizować jako komedię?
Dlatego, że był napisany jako komedia. Billy Wilder powiedział: „Reżyser nie musi umieć pisać, ale musi umieć czytać”. Więc mam nadzieję, że przeczytałem dobrze.
Czy to umiejętność, która się rozwija?
Cóż, pracowałem w Royal Court, który jest teatrem pisarzy, więc myślę, że zawsze się na tym znałem ale musiałem się najpierw nauczyć. Trzeba umieć ocenić to co jest napisane. Jeśli to co czytam mi się podoba, to jest dobrze.
Czy to swego rodzaju instynkt?
Robię to całe moje życie, więc nie wiem czy można to nazwać instynktem, czy doświadczeniem, ale jeśli tekst mi się podoba to jest dobrze. A jeśli mi się nie podoba, to nic z tym nie zrobię. Mnie również zdarzają się błędy.
Porozmawiajmy o obsadzie, dokładnie o Meryl Streep, Hugh Grantcie i Simonie Helbergu. Czym się kierowałeś przy wyborze aktorów?
Zapytałem każdego z nich: „Czy chcesz być w tym filmie?”. Od początku wydawał mi się to dobry pomysł. Tak to zazwyczaj działa. Prawdę mówiąc nie było to trudne, gdyż nie jest to duża obsada. Ktoś mi opowiedział o Simonie i wszystko się udało bez problemów. Kompozytor powiedział mi: „Zamiast aktora, który może udawać, znajdź pianistę, który umie grać". Z kolei szef castingu w Nowym Jorku powiedział: „Osobą, której szukasz jest Simon Helberg.” Pojechałem żeby się z nim spotkać i spodobał mi się. Tylko na niego spojrzałem i od razu wiedziałem, że jest świetny.
Później ludzie zaczęli się go pytać, czy gra z nut, a on odpowiadał: „Właściwie nauczyłem się prawie wszystkich utworów na pamięć. A ja myślałem, że jest pianistą! Zdałem sobie sprawę, że postąpiłem trochę nieodpowiedzialne. Powinienem był go posłuchać, albo chociaż sprawdzić, jak gra. Jednak później kiedy pojechał do Nowego Jorku Meryl po prostu się w nim zakochała - z wzajemnością. Pomyślałem więc, że wszystko będzie w porządku.
W twoim filmie jedyną osobą, która mówi Florence prawdę jest dziennikarz, który pisze recenzje koncertu w Carnagie Hall. Czy mówienie prawdy jest ważne?
Ten dziennikarz była prawdziwą postacią, pisał dla działu plotkarskiego. Mój przyjaciel go znał. Rzeczywiście powiedział prawdę – Florence była śmieszna. Chodzi raczej o to, że zrobił to w okrutny sposób. Inaczej mówiąc: mówienie prawdy jest skomplikowane. Nie jestem pewien, czy mam kwalifikacje do mówienia o prawdzie, ale wydaje mi się to raczej interesujące. Otaczają mnie ludzie, którzy często mi mówią jakim idiotą jestem i jestem im za to wdzięczny.
A jakie jest twoje nastawienie do recenzji?
Nigdy ich nie czytam.
Prawdziwa historia Florence jest równie zaskakująca jak ta, którą widzimy w filmie. Wiedziałeś, że te szczegóły były prawdą?
Cóż, miałem szczęście, że przeczytałem scenariusz, przed filmem.
Ale sałatka ziemniaczana - musiałeś się zastanawiać, czy to prawda?
To, że robiła ją w wannie? To prawda?
Najwyraźniej.
Nigdy nie kwestionowałem prawdziwości rzeczy. Nie w tym filmie. Po prostu wziąłem historię, która miałem sfilmować i spojrzałem na nią, jak na film. Ernest Lubitsch, kiedy zapytano go czy lubi Paryż, odparł: „Jest Paryż francuski i Paryż filmowy” (śmiech). Tekst scenariusza był dobry bo traktował o życiu, ale mówił o nim w formie wyrafinowanej komedii.
Jesteś również wykładowcą. Jak reagujesz na uczniów, którzy podobnie jak Florence, mają pasję, ale za grosz talentu?
Cóż, kręcenie filmów jest dziwną rzeczą. Pasja jest jej częścią tego, zawsze była. Jeśli chodzi o uczenie, staram się to robić w uporządkowany sposób, kiedy uczysz ludzi. Mówię: „Słuchaj, jeśli chcesz opowiedzieć historię, musisz przejść przez pewne etapy, zrobić to i to”. Wydaje mi się, że bycie filmowcem to dziwna praca. Ale do mnie pasuje.
Czy można się tego nauczyć?
Nie, nie, nie. Sandy Mackendrick powiedział kiedyś: “Robienia filmów nie można kogoś nauczyć, ale można nauczyć samego siebie”. Uczysz się robiąc filmy. Tak ja się nauczyłem. Oczywiście, bardzo dobrze znam historię kina i dużo czerpałem oglądając dzieła innych ludzi, ale koniec końców sam to kręcisz i samo dochodzisz do wniosków: „To mi się nie udało”. Dużo czasu mi zajęło uświadomienie sobie co tak naprawdę wiem i umiem.
Simon Helberg opowiadał o nagrywaniu ścieżki dźwiękowej w Abbey Road. Czy postanowiłeś nagrać muzykę na początku, żeby wprawić ekipę w nastrój?
Nie, przy tym filmie po prostu musieliśmy najpierw nagrać piosenki. Poszliśmy więc do studia i nagraliśmy całą muzykę. Poszło bez większych problemów.
Kto pomagał Meryl w kwestiach muzycznych?
Miała nauczyciela w Nowym Jorku.
Jak to było kiedy usłyszałeś ją śpiewającą jako Florence?
Simon pojechał do Nowego Jorku na weekend i wydaje mi się (nie było mnie tam), że od razu się pokochali. Później wysłała mi pierwsze nagrania. Pomyślałem: „Czyli to jest Meryl, jak fałszuje”. Może powinienem to sprzedać i miałbym pieniądze do końca życia, przejść na emeryturę.
Czy musisz być dobrym śpiewakiem żeby celowo źle śpiewać?
Meryl jest bardzo dobrą śpiewaczką. Myślałem więc tylko: „Ile jeszcze ujęć ta biedna kobieta zniesie?”. Zawsze miałem trzy albo cztery kamery filmujące ją, kiedy śpiewa, więc wszystko było grane tak, żebyśmy nie musieli kręcić tego samego w kółko.
Martwiłeś się o jej głos?
Cóż, wyobrażam sobie, że głos może się zmęczyć.
Simon powiedział, że jesteś dość powściągliwym reżyserem. Czy to prawda?
Rzeczywiście, nie mówię dużo, ale jeśli dobrze obsadziłeś aktorów, to nie musisz nic mówić. Simon wiedział, co robi. Jeśli zrobił coś źle, albo coś się nie udało, wtedy pewnie coś mówiłem. Jeśli jednak dobrze sobie radził, to nie miałem nic do powiedzenia.
Jak to było kręcić Nowy Jork w Wielkiej Brytanii?
Bardzo mnie to bawiło. Meryl przyjechała ze swoją amerykańską fryzjerką. Zapytałem się jej, czy ten film wygląda jak z Nowego Jorku?”. Odpowiedziała: „Nie mógłbyś zrobić tego filmu w Nowym Jorku, Nowy Jork się skończył. W sumie już nie istnieje.” Pomysł, żeby nakręcić go w Anglii wydaje się śmieszny i trochę bezczelny.
Zauważyłem, że taksówki były bardzo błyszczące i czyste. Czy to było celowe?
Czy to jest krytyka? (śmiech). Wydaje mi się, że po prostu były czyste, nie wiem. Następnym razem bardziej się przyjrzę. Zawsze można je czymś ubrudzić, więc prawdopodobnie po prostu nikt nie zwrócił na to uwagi.
Uważasz, że sama pasja wystarczy, żeby nakręcić dobry film?
Nie, według mnie robisz film i pewna część twojego mózgu działa, a pewna nie, to bardzo skomplikowany proces. Więc nie, sama pasja to za mało.
Czy twoje pasje się zmieniały?
Nie, choć wydaje mi się, że mam więcej zainteresowań, niż kiedykolwiek miałem. Jestem teraz bardziej skupiony. Wcześniej byłem bardzo rozproszony i to było przerażające.
Pracując z kimś tak czczonym jak Meryl, da się zapomnieć o całej otaczającej ją sławie?
Cóż, ona jest trudna. Ale one wszystkie są, tak samo ma Judi Dench i Helen Mirren.
Kilka z twoich ostatnich filmów opowiadały o starszych kobietach. Czy to przypadek?
Powiedziałbym, że to coś więcej niż zbieg okoliczności. Starsze kobiety są niezwykle interesujące. Są tak wywrotowe i transgresyjne, same mieszają się w kłopoty. Patrzysz na Judi Dench i wiesz, że to same kłopoty.
"Boska Florence" to nie tylko komedia. Podczas premiery ludzie na końcu płakali. Czy taki efekt chciałeś osiągnąć?
Tak, choć nie wiem jak mi się to udało. Wydaje mi się, że to wszystko zależy od wrażliwości ucha i wysokości tonu.
Porozmawiajmy o obsadzeniu Hugh Granta. Wcześniej widziałeś go w wielu komediach romantycznych ale ta rola jest inna…
Zawsze wiedziałem, że Hugh jest świetny. Widzę w nim wspaniałe ciepło, jakie wzbudza w ludziach. Czytając o nim w gazecie, można go nie lubić, ale jednocześnie kochać - jak niegrzecznego chłopca, który wraca do domu.
W czym go wcześniej widziałeś?
Widziałem "Cztery Wesela i Pogrzeb" oraz "Był sobie chłopiec". I tyle. Zawsze jednak uważałem, że jest genialny.
Zależy ci bardziej na wywoływaniu śmiechu czy łez?
Słuchanie jak ludzie się śmieją, to cudowne uczucie.
Czy chodzisz na próbne pokazy swoich filmów, aby upewnić się, że osiągniesz zamierzony efekt?
Tak. Wyświetlaliśmy ten film trzy raz i po ostatnim pokazie stwierdziliśmy, że jest dobry i tak trzeba go zostawić. To dobrze robi ludziom, takim jak ja - zmusić ich do siedzenia w pokoju z 400 obcymi. To wtedy widzisz, w którą stronę zmierza twój film, dostrzegasz momenty, które są nudne, widzisz, co to ma sens, a co nie.
Czy to prawda, że nigdy nie znasz budżetów swoich filmów?
Nie o to chodzi. Duże sumy pieniędzy mnie przerażają. Nie wiem jak ludzie kręcą filmy za 200 milionów dolarów - ja bym był przerażony. Nie znam więc budżetów i nie umiem ich szacować. Pamiętam kiedy kręciłem "Moja piękna pralnia" myśląc: „Czy wydajemy tyle i tyle?". Później robiąc "Niebezpieczne związki" zapytałem Davida Puttnama: „Czy naprawdę wydaliśmy, aż tyle pieniędzy?”, a on na to, że „to jest normalne”.
Robiłem filmy, które były o wiele za drogie. Inwestując w nie zadajesz sobie pytanie, czy to ma sens, czy się zwróci. W jakiś dziwny sposób jestem przekonany, że ludzie którzy wyłożyli pieniądze na film powinni je odzyskać. Zazwyczaj tak się dzieje, ale bywa, że ich nie odzyskują…
Czy to coś czego można nauczyć studentów?
Przez całe życie mówię ludziom, żeby uczyli się ekonomii. Jeśli wydajesz za dużo czyichś pieniędzy masz wrażenie, że jest w tym coś z oszustwa. To dla mnie niezbyt komfortowe.
Jak to jest pracować w branży, której uwaga zaczyna przenosić się z kina na telewizję? Czy to cię kusi?
Jestem raczej staroświecki. Po prostu robię filmy. Nie potrafię działać w telewizji. Próbowałem i się nie udało. Robię więc filmy.