– Trochę nawet bym sobie tego życzyła, żeby ta szkoła była tak ohydna i straszna, że uczniowie by się po prostu zbuntowali – mówi nauczycielka Iga Kazimierczyk z koalicji organizacji społecznych "NIE dla chaosu w szkole".
Iga Kazimierczyk: Nie, zupełnie nie. Jest to narracja, która zaczyna być dla nas - pedagogów męcząca. Jeśli krytykujemy założenia reformy, a właściwie to, że ich nie ma, zwolennicy tych zmian zarzucają nam, że to jest protest polityczny. Jako nauczyciele tym bardziej mamy prawo krytykować to, co się dzieje.
Jest to zatem dość nietypowy protest - przeciwko czemuś, czego nie ma.
Protest to bardzo negatywne słowo. To, co robimy, jest raczej reakcją i rodzajem oporu. Do koalicji przeciw chaosowi w edukacji przystąpiły bardzo różne organizacje. Również takie, które do tej pory nie zabierały głosu w tej dyskusji.
Kto jest po drugiej stronie tej dyskusji? Minister Zalewska? Rząd PiS?
Takie postawienie sprawy pokazywałoby, że jest tu jakiś konflikt czy "wojenka", którą my chcemy wygrać. A my chcemy pokazać, że to, co dzieje się w tej chwili w edukacji jest groźne, żeby nie użyć słowa - straszne. Edukację robią politycy, a więc siłą rzeczy, adresatem naszych rozmów jest pani minister, ale nie dzieli nas barykada. To nie jest wojna.
„NIE dla chaosu w szkole” - koalicja organizacji społecznych, które będą prowadzić różne działania przeciwko projektowanym przez MEN zmianom w oświacie.
Może po waszej stronie nie ma wojny. Ale rząd walczy z tym, co było. Ma nową wizję.
Nie zgadzamy się na to, aby w przestrzeni publicznej funkcjonowała narracja, że wcześniej edukacja była w stanie katastrofalnym. Że był to stan straszliwy, nic nie działało, a polskie dzieci uczyły się w za wysokich albo za niskich ławkach oraz że nie mogły trafić do toalety... Tak nigdy nie było! Mówię to, jako nauczycielka, takie przedstawianie szkoły przed reformą obraża nas! Poza nielicznymi wyjątkami, nauczyciele na co dzień przykładają się do swojej pracy. To naprawdę ciężka robota, a pieniądze za nią naprawdę niewielkie.
Wcześniej mówiono, że Polska była w ruinie. Naturalne więc jest, również "edukacja jest w ruinie".
Mam nadzieję, że to nie obietnica.
Obiecująco, okiem Anny Zalewskiej zapowiadają się zmiany w polskiej edukacji. Słychać to w wypowiedziach minister edukacji - jest pełna optymizmu. Jeśli Pani zdaniem w edukacji nie ma ruiny, to skąd u władzy pęd do zmian?
Powiem nieco ironicznie, bo zastanawiam się, z czego Pani Zalewska jest zadowolona. Bo być może jest jedyną osobą, która ten projekt zna. My nie znamy ani żadnego projektu, ani konkretów - są tylko zapowiedzi.
Czy wśród zmian, które Panią martwią, jest również wprowadzenie przedmiotu "wychowanie patriotyczne" do szkół?
Rada bym była zobaczyć jakieś konkrety na ten temat, bo na razie to tylko zapowiedź, która wiele osób drażni albo martwi. Ja na razie byłabym spokojna w ocenie tego zjawiska, bo jest ono faktem medialnym. Mnie, jako nauczycielkę bardziej martwi, że do godzin wychowawczych będzie przygotowana podstawa programowa, którą ministerstwo zamierza kontrolować.
Wychowanie patriotyczne jest potrzebne?
Zależy, co rozumiemy przez słowo "patriotyzm". Czy chodzi o patriotyzm ekskluzywny, czy inkluzywny. Bo jest patriotyzm, który opiera się na dyskusjach o muzeum, które nie pokazuje wojny jako fragmentu życia człowieka który czyni go dzielnym, męskim i walecznym, czy jednak będzie to patriotyzm, który będzie zakładał chrześcijańskie wartości bliskie społeczeństwu obywatelskiemu. Mam na myśli takie wartości jak tolerancja, równość, współpraca.
Czy patrząc na determinację, z jaką Prawo i Sprawiedliwość realizuje założone cele, nie patrząc przy tym na krytykę nawet największych autorytetów naukowych, naprawdę wierzy Pani, że uda wam się cokolwiek zmienić?
Zdecydowanie tak. Nawet wtedy, gdy pani minister będzie zdeterminowana aby do końca roku wprowadzić nowy system edukacyjny. W tym zakresie rzeczywiście nasze wystąpienie nie będzie skuteczne, ale być może odniesiemy sukces w innym obszarze.
To znaczy?
O edukacji bardzo często dyskutuje się bez obecności nauczycieli, rodziców i uczniów. Przypomnę, że debata, o której MEN mówi bardzo często, nazywała się "Uczeń, rodzic, nauczyciel", prawda jest taka, że nikt z nimi nie rozmawiał. Ministerstwo pewnie rzeczywiście zrobi tak, jak pan mówi. Pani minister jest bardzo słowna, więc jak coś obiecała, to na pewno tak zrobi. Ale to są zmiany bardzo daleko idące i będą dotykać każdego człowieka.
Jestem przekonana, że efektem będzie zaangażowanie większej liczby osób, których te zmiany dotyczą. Być może zdrowo się zdenerwują i zaczną działać. Za chwilę również rodzice zorientują się, jak będzie wyglądać przyszła edukacja, bo to oni będą ofiarami nowych rozporządzeń. Protesty to kwestia roku, półtora roku. Liczę na to, że to jest i będzie nasze zwycięstwo, że bardziej się zaktywizujemy.
Zmiany mają dotykać każdego człowieka? Mówi się nawet, że szkoły zaczną być "hodowlą nowego człowieka".
Trudno się z tym nie zgodzić. Wizja i idea, którą poznajemy od początku objęcia urzędu przez panią minister , jest bardzo wyraźny powrót do edukacji z XIX wieku. Wszystko to, co w XXI wieku próbowaliśmy wypracować w naszych szkołach, na modłę zachodnią, anglosaską, skandynawską, zostaje zatrzymane. Robimy dziś "w tył zwrot" od wszystkich osiągnięć i nowinek.
Jak będzie?
W momencie, w którym minister mówi, że coraz więcej obszarów pracy nauczyciela będzie podlegać kontroli kuratora, przestajemy mówić o jakiejkolwiek autonomii i elastyczności. To staje się rzeczywistością - nauczyciel będzie musiał twardo trzymać się wytycznych z zewnątrz i czekać na kontrole. We współczesnych czasach, kiedy można wszystko sprawdzić w internecie i zobaczyć, że inni żyją inaczej, szkoła w tak dramatyczny sposób odstająca od rzeczywistości, kontrolowana z każdej strony, nie spotka się z aprobatą młodzieży. To zabierania nauczycielom minimum swobody, którą mieli do tej pory, przez co edukacja może po prostu skostnieć. Szkoda.
A czy nie obawia się Pani, że wychowanie patriotyczne stanie się narodowe w negatywnym znaczeniu tego słowa? Bardziej ksenofobiczne, zamknięte, mniej otwarte.
O to akurat byłabym spokojna. Szkoła niekoniecznie będzie miała tak mocny wpływ na człowieka. Jeśli chodzi o rozwój postaw ksenofobicznych i agresywnych, źródeł szukałabym gdzie indziej.
Szkoła zawsze jest instytucją propagandową. Funkcjonuje dokładnie tak, jak chcielibyśmy, aby funkcjonowało społeczeństwo. Ale to nie przełoży się w proporcjach 1:1. To było możliwe w latach 30. w różnych krajach - wiemy, jak to działało. Dziś ludzie mają okno na świat i spora część ludzi będzie mogła pewne rzeczy zweryfikować na zewnątrz. Trochę nawet bym sobie tego życzyła, żeby ta szkoła była tak ohydna i straszna, że uczniowie by się po prostu zbuntowali. Nie ma nic zdrowszego w edukacji, niż moment, kiedy człowiek się buntuje i zadaje pytania o własne miejsce w świecie.
Iga Kazimierczyk – pedagog, nauczycielka, trenerka, koordynatorka programów edukacyjnych. Ukończyła Kurs Trenerów Organizacji Pozarządowych, specjalizuje się w szkoleniach z metody projektu, oceniania kształtującego i współpracy z rodzicami. Pisze materiały, poradniki i scenariusze zajęć dla nauczycieli. Prowadzi zajęcia dla studentów na Wydziale Pedagogicznym UW. Współpracuje także z Centrum Edukacji Obywatelskiej i Ośrodkiem Rozwoju Edukacji.