Wchodząc do mieszkania, w którym ostały się resztki fototapety, nie można się nie uśmiechnąć: błogo – przypominając sobie morza szum i ptaków śpiew, lub sarkastycznie – na modłę „wieś tańczy i śpiewa”. Bez względu na to, jakie uczucia wywołuje w nas rzucone na ścianę zdjęcie palmy i plażowego leżaka w skali 1:1, ta namiastka luksusu rodem z lat 90. była swego czasu wyrazem największej wizualnej ekstrawagancji, z jaką można się było spotkać w polskich wnętrzach. Na drugim końcu skali znajdowały się oprawione w lakierowane ramki landszafty lub skajowe płaskorzeźby, co do których ciepłych uczuć nie żywi już chyba nikt. Dzisiaj dostępność sztuki, tej przez małe i tej przez większe „s”, jest szeroka, pytanie tylko, czy nauczyliśmy się umiejętnie wkomponowywać ją do wystroju?
Na początek warto zastanowić się, co w ogóle mamy na myśli mówiąc „dzieło sztuki”. Jeśli do głowy momentalnie przychodzi wam muzealna przestrzeń, ociekające olejem płótna w tłustych, pozłacanych ramach – czas na ustalenie nowych priorytetów. Oczywiście, jeśli należycie do wąskiego grona szczęśliwców, którzy mogą sobie pozwolić na zakup oryginalnego Rubensa czy Picassa, praktycznie nic was nie ogranicza. Na potrzeby wystroju przeciętnego mieszkania „dziełem” może być wszystko – plakat z ulubionego filmu, grafika przedstawiająca idola z lat młodzieńczych, czy oprawiony w ramki dziecięcy rysunek. Mile widziane jest wszystko, co nada wnętrzu indywidualny sznyt i odzwierciedli wasz charakter, a jednocześnie „odnajdzie się” w przestrzeni, jaką dysponujecie.
Pełną dowolność w zagospodarowaniu ścian mają ci, którzy podczas malowania zdecydowali się na biele i szarości. Odpadają nam wtedy dylematy związane z kolorystyką obrazu. Problem, czy raczej dekoratorskie wyzwanie, stanowi przestrzeń, w której dominują bardziej zdecydowane barwy. W takim przypadku wyjścia są dwa.
Pierwsze: stawiamy na element, który będzie ze ścianą kontrastował, wyróżniał się na jej tle. Tu, znowu, zalecana jest ostrożność. Bo o ile szalony, psychodeliczny pejzaż być może sprawdzi się w pop-artowym salonie, to już w sypialni, w której atmosfera powinna być spokojniejsza – może nam działać na nerwy. I mimo że naczelna zasada podczas aranżacji wnętrza mieszkalnego głosi: wolnoć Tomku w swoim domku, dopóki dobrze się w nim czujesz, to czasem warto zastanowić się, czy przesadna brawura nie wynika z presji wywieranej przez panującą obecnie modę.
Drugą, zdecydowanie częściej praktykowaną, a zarazem bezpieczniejszą strategią jest dążenie do harmonii. W klasycznie urządzonym salonie, w którym dominuje naturalna kolorystyka połączona z drewnem, sprawdzi się obraz stanowiący dopełnienie tego tematu. Poruszając temat harmonii, trzeba pamiętać, aby każde dzieło było odpowiednio wyeksponowane. Kierujmy się tu proporcjami i zdrowym rozsądkiem. Obraz to nie telewizor, więc porady w stylu: „im większy, tym lepszy” należy puszczać mimo uszu. Rolą obrazu jest dopełnić wnętrze, a nie zastąpić tapetę. Poza tym, kto powiedział, że w ogóle musimy go na ścianie wieszać?
Starając się wkomponować obraz w przestrzeń niemal automatycznie wychodzimy z założenia, że powinien on na ścianie zawisnąć. Jeśli jednak w pomieszczeniu panują dogodne warunki, czyli nie jest ono zastawione ciężkimi meblami i przytłaczającymi bibelotami, z powodzeniem możemy go postawić na ziemi. Przykład takiego rozwiązania przedstawiono na poniższym zdjęciu, które obala jednocześnie jeszcze jeden powszechny stereotyp – ten, w myśl którego obrazy sprawdzają się jedynie w wybranych przestrzeniach. Jak widać, zaaranżowana na antresoli siłownia w niczym nie jest w tej kwestii gorsza od salonu.
Wysokość, hak, żyłka
Wracając jednak do rozwiązań konwencjonalnych, czyli wieszania obrazów na ścianach, nie sposób nie poruszyć kwestii typowo praktycznych, takich jak standardowa wysokość, na której dzieło powinno zawisnąć. Jeśli nie zależy nam na ekstrawagancji, tylko rzeczywistym wyeksponowaniu obrazu, powiesimy go na wysokości wzroku, a mówiąc konkretnie – około 160 centymetrów (licząc od podłogi do środka obrazu). Zasada ta nie działa w pomieszczeniach, w których głównie siedzimy – obrazy na ścianie vis à vis kanapy powinny zawisnąć proporcjonalnie niżej. Jeśli natomiast kompozycja ma znaleźć się nad meblem, to nie niżej niż 30-40 cm od jego górnej krawędzi.
Kolejna istotna kwestia to jak przymocować obraz do ściany? Wszystko zależy od wagi i miejsca, w którym zamierzamy go umieścić. Małe obrazki czy plakaty w antyramach spokojnie można powiesić na gwoździu lub przymocować do powierzchni specjalną taśmą mocującą. W przypadku większych i cięższych dzieł pamiętajmy o co najmniej dwóch punktach zaczepienia – haczykach lub metalowych pętelkach, przez które przeciągniemy żyłkę.
Widok w ramach
Pozostając w temacie ram i „oprawionych” w nie widoków, nie sposób nie omówić tych, które z definicji znajdują się w każdym domu: ram okiennych. Różnorodność, jaką obecnie proponują w tej kwestii producenci sprawia, że okno i znajdujący się za szybami pejzaż może spokojnie konkurować z niejednym dziełem sztuki.
Jak podkreślają specjaliści firmy Oknoplast, rama okienna już dawno przestała pełnić funkcję typowo użytkową. Świetnym przykładem jest aranżacja kuchni przedstawiona na poniższym zdjęciu, której gwiazdą jest właśnie umieszczone centralnie okno.
Tworząc koncepcję wystroju wnętrza wokół sztuki, wyjścia mamy więc dwa – stawiamy na obraz lub na ramy. A najlepiej, jak widać na zdjęciach, na jedno i drugie.