
Polska podzieliła się na dwa wrogie obozy, które przez większość czasu skupiają się na walce z przeciwnikami i utwierdzaniu w z góry przyjętych założeniach i hasłach. Gdy jednak nachodzi czas na choćby odrobinę refleksji, za kulisami padają słowa, na które nikt raczej nie pozwala sobie oficjalnie. Oto pięć tematów, które najczęściej powtarzają wtedy ci, którzy należą do obozu przeciwnego PiS.
REKLAMA
1. "Kijowski się nie nadaje"
O tym po wyłączeniu mikrofonów mówią nie tyle politycy, co ci, którzy dopiero do tego statusu aspirują. Działacze Komitetu Obrony Demokracji dzielą się bowiem na dwie podstawowe grupy. Tych ślepo zapatrzonych w lidera, który przed rokiem ni stąd, ni zowąd wymyślił cały ten ruch. A także tych, co Mateusza Kijowskiego chcieliby już widzieć głównie jako "legendarnego twórcę", ale nie faktycznego szefa.
Argumenty padające przeciwko Kijowskiemu są zwykle dwa. Po pierwsze, to ciągnąca się za nim sprawa alimentów, którą opinii publicznej wyjaśnił chyba niezbyt dokładnie. Więcej szef KOD nie chce o tym rozmawiać i sprawia wrażenie, że jednak ma coś do ukrycia. Obóz Prawa i Sprawiedliwości grilluje go za to oficjalnie, KOD-erzy ten temat poruszają w zaufanym gronie.
Po drugie i ważniejsze, kolejne miesiące żmudnej walki pokazują, że Mateusz Kijowski nie ma takiej charyzmy, o jaką podejrzewano go, gdy "The New York Times" i "The Washington Post" pisały o nim jako o drugim Wałęsie. Już w środku wakacji zwracaliśmy w naTemat uwagę, że gdy zabrakło partyjnego wsparcia, na wiece z udziałem samego Kijowskiego nie ciągnęły tłumy.
2. "KOD nie wykorzystuje swoich szans"
Pierwszy powakacyjny protest w Gdańsku pokazał, że w KOD wciąż tkwi potencjał. Na 24 września Komitet zapowiada kolejną wielką demonstrację w stolicy pod hasłem "Jedna Polska - dość podziałów", ale jak długo emocje uda się utrzymać tylko kolejnymi marszami? PiS będzie zapewne nadal testowało wytrzymałość społeczeństwa dalszymi kontrowersyjnymi krokami, ale wtedy wielu Polaków będzie oczekiwało raczej konkretnego przeciwdziałania niż chodzenia w kółko.
- Niczego wielkiego nie zbudowaliśmy. Wciąż brakuje struktur, a te które istnieją, przypominają raczej kółko wzajemnej adoracji. Jest grono, do którego w ostatnich miesiącach dołączyło sporo karierowiczów i oportunistów, które wyalienowało się na górze i sobie wygodnie funkcjonuje - żalił mi się niedawno jeden z gdańskich działaczy KOD. I to wkrótce po będącym sukcesem frekwencyjnym marszu "Dość dyktarury". - Przegraliśmy swój najlepszy czas, teraz część ludzi ucieka, zniechęca się - podkreślił.
I znowu wraca kwestia zachowania "góry". Bo tych, którzy na otaczającą nas rzeczywistość patrzą bez skrajnych emocji, zniechęcają do KOD wypowiedzi takie, jak ta Mateusza Kijowskiego o konieczności budowania... państwa podziemnego. Inni narzekają na coraz silniejsze mieszanie postulatów. Najwięcej Polaków Komitet jednoczy bowiem walką o poszanowanie dla prawa i demokratycznego ustroju. Ale już nie wszystkim odpowiada wejście KOD na pole walki światopoglądowej i podpięcie pod sprawę o niezależności Trybunału Konstytucyjnego tematu związków jednopłciowych, in vitro, czy postulatów feministycznych.
3. "W d... mam ten Trybunał!"
Prawdą jest, że istnienie niezależnego sądownictwa konstytucyjnego to podstawowy system zabezpieczający młode demokracje przed zejściem na autorytarną ścieżkę. Większość sympatyków opozycji i polityków formacji przeciwnych PiS formułki o znaczeniu TK powtarza jednak tylko dlatego, że nauczyli się ich na pamięć. Dlatego, że to mówią ich liderzy, a przeciwnicy twierdzą co innego.
- Bóg nam zesłał tę wojnę o Trybunał tak szybko i tak gorącą. Gdyby to nie zarysowało tak silnie podziałów, nie mielibyśmy wiele do zaoferowania - usłyszałem już kilka miesięcy temu od jednego z działaczy Platformy Obywatelskiej.
Jaki jest więc największy strach na opozycji? To, że Polakom zacznie się to wszystko nudzić. To, że zajmą się własnymi problemami (a raczej sobie o nich przypomną) i przestaną tak silnie identyfikować się z sędziami, którzy dotąd przecież za emanację głosu i woli ludu nie uchodzili. Gdy dziś słyszymy, że czują się "zupełnie nadzwyczajną kastą ludzi", moment nadejścia powszechnej refleksji, że "Kaczyński to może właściwie ma rację" jest coraz bliższy.
4. "Schetyna nie daje rady"
Dopiero "off the record" można też pogadać dziś o tym, jak opozycja w ogóle jest słaba. I że ciężar odpowiedzialności za ten fakt spoczywa w dużej mierze na przewodniczącym Platformy Obywatelskiej Grzegorzu Schetynie. To nie jest lider na takie czasy. Era Schetyny w PO kiedyś musiała nadejść. Bo on i wierni mu ludzie za dużo wnieśli do pasma sukcesów, którymi było właściwie całe minione 15-lecie istnienia tej formacji.
Era Schetyny, który obiecuje wyborcom powrót do tradycyjnie platformerskich wartości "konseratywno-liberalnych" przydałaby się też Platformie w końcówce ostatniej kadencji, która była szeregiem ideologicznych eksperymentów i kto wie, czy partia nie zapłaciła za nie więcej niż za tzw. aferę taśmową. Na szczyt Donald Tusk zaprowadził przecież członków PO jako chadeków, po jego odejściu wyborcom oddano natomiast projekt, którego częścią był i Dorn i Napieralski...
Tyle że Grzegorz Schetyna władzę w partii przejął w najgorszym dla siebie momencie. Gdy z nieskrywanym uśmieszkiem patrzył na wyniki ostatnich wyborów, chyba sam nie przypuszczał, że będzie tak ciężko. - Ze swoim zamiłowaniem do czystek, ale i świetnym zmysłem organizacyjnym byłby świetny może zaraz po odlocie Tuska do Brukseli. Poustawiałby partię po swojemu i może nawet dobrze to by wyglądało w kampanii. Ale teraz zupełnie się nie nadaje. Ludzie oczekują lidera opozycji, twardziela, a to jest... Shrek - mówią w PO. I to wcale nie we frakcji Schetynie przeciwnej. - Twarz przydałaby się nam teraz inna, a z taktyką też coś u niego dziś słabo - dodają.
5. "Nowoczesna nie może z założonymi rękami czekać na zwycięstwo"
Bliżej niesprecyzowany program, brak większych struktur pomimo niezłego wyniku w wyborach i stosunkowo wysokiego poparcia, oraz więcej PR-u od ciężkiej politycznej pracy w terenie - to dziś problemy Ryszarda Petru. Problemy, które nikomu w jego partii tak naprawdę nie pozwalają wierzyć, że wystarczy, by Nowoczesna jeszcze trochę poczekała, a wyborcy sami zaczną napływać. W to, że Nowoczesna jest po prostu skazana na zwycięstwo.
W oczach wyborców cała partia to dziś obok lidera Kamila Gasiuk-Pihowicz, Joanna Scheuring-Wielgus, Katarzyna Lubnauer, Monika Rosa, Krzysztof Mieszkowski i Adam Szłapka. Reszta formacji jest raczej nierozpoznawalna i stanowi tylko tło dla ich wysiłków. Jak na 30-osobowy klub parlamentarny i kilkusetosobową partię, to trochę mało rąk do pracy.
I to jedno ze źródeł największego obecnie problemu Nowoczesnej. Czyli narzekań jednych na to, że innym nie chce się pracować, a tych innych, że gwiazdy blokują dostęp do blasku fleszy. I gdy się to słyszy, brzmi to raczej jak zapowiedź rychłych kłopotów niż nadchodzącego sukcesu.
A nastrojów nie poprawiają ani blamaż z wpadką przy finansowaniu kampanii i prawdopodobną utratą pieniędzy z budżetu państwa, ani sondaże, które pokazują, że poparcie dla ekipy Petru zależy chyba tylko od humoru wyborców i nikt w partii nie powinien przywiązywać się do wyników ponad 10-proc.
Napisz do autora: jakub.noch@natemat.pl
