Kiedyś to było małe prowincjonalne miasteczko nad Narwią, kilka sklepów na krzyż i jednostka ochotniczej straży pożarnej. O historii miasta opowiadały pomnik żołnierzy poległych we wrześniu 1939 i radziecki czołg T-34, przypominający o bratniej pomocy Armii Czerwonej. Pomniki wciąż stoją, ale reszta miasta w niczym nie przypomina Różana sprzed lat.
Prawa miejskie nadano miastu jeszcze w XIV wieku, zaledwie kilkadziesiąt lat po tym, jak prawa miejskie przyznano pewnej osadzie nad Wisłą, która dziś nazywa się Warszawa i jest stolicą Polski. Historia Różana potoczyła się inaczej. Nie stał się wielką metropolią, nadal pozostaje małym miasteczkiem, położonym na wzgórzu w pobliżu przeprawy przez rzekę.
Przez lata była to, nie bójmy się tego słowa – zatęchła dziura. Na rynku królowało wielkie pudło budynku w którym mieścił się sklep Gminnej Spółdzielni. W czasach schyłkowego komunizmu można tu było kupić takie rarytasy jak meblościankę, motocykl MZ 251, gwoździe, młotek, a także chleb i kawałek sera. Sklep z serii "mydło i powidło”, w którym było wszystko i nic. Jak to za komuny.
Na rynku była jeszcze cukiernia. Wielu żeglarzy, którzy płynęli Narwią trasą z Zalewu Zegrzyńskiego na szlak Wielkich Jezior Mazurskich, wspomina z rozrzewnieniem kupowane tam jagodzianki. Żeglarze starszej daty pamiętają jeszcze jedno miejsce, gdzie można było o każdej porze dnia i nocy kupić bimber. I tyle. Wiele więcej Różan nie miał do zaoferowania.
Gdyby ktoś przyjechał do miasta dziś, pierwszy raz od dwudziestu lat, przeżyłby szok. Rynek zmienił się nie do poznania. Nadal stoją w większości te same budynki, a jakby inne. Wszystkie mają nowe elewacje, kwiaty na balkonach, wszystko lśni czystością i mieni się kolorami. Wszędzie sklepy, sklepiki, cukiernie, kwiaciarnie. Połowę rynku zagospodarowano i utworzono miniaturowy park miejski, z drzewami, ławkami i zawsze równo przyciętą trawą. Jest nawet fontanna.
Gdy Jan Krzysztof Kelus pisał w latach 70-tych piosenkę "Różan”, wyłaniał się obraz biedy, nędzy i beznadziei. Dziś miasteczko rozkwita, zgodnie z hasłem reklamowym "Różan kwitnie nad Narwią”. Skąd taka zmiana, co spowodowało, że z zatęchłej dziury w ciągu kilkunastu lat udało się uczynić prawdziwą perełkę?
Władzom miasta udało się to, co w wielu innych miejscach Polski opisuje się jako "mission impossible”. Zaktywizowano mieszkańców, pokazano im, jak można sprawnie zarządzać budżetem miasta, Przestawiono ich tryb myślenia z "wegetacja” na "rozwój”. Przy okazji Różan jest doskonałym przykładem na to, jak można wykorzystywać przyznawane fundusze unijne. Bo bez Unii Europejskiej Różan tak bardzo by nie rozkwitł.
– Pieniądze mamy z kilku źródeł. Przede wszystkim z podatków, to najbardziej oczywiste źródło. Do tego dostajemy jeszcze pieniądze w formie rekompensaty za utrzymywanie na terenie gminy składowiska odpadów promieniotwórczych. Trzecim źródłem są pieniądze z Unii i różne granty – mówi burmistrz Różana, Piotr Świderski.
Odpady promieniotwórcze – brzmi groźnie, ale w praktyce sprowadza się do tego, że na terenie jednego z carskich fortów wojskowych składowane są beczki, szczelnie zamknięte, a całość dodatkowo zabezpieczona przed emisja promieniowania na zewnątrz. W praktyce bardziej promieniotwórcze są drzwi zabytkowego kościoła, jednego z nielicznych zabytków na terenie Różana, niż cały teren fortu w którym zlokalizowano składowisko.
Mieszkańcy sami potrafią zadbać
Forty w Różanie są cztery. Na terenie jednego jest składowisko, drugi pozostaje w rękach prywatnych. Dwa pozostałe należą do miasta. – W jednym planujemy stworzyć muzeum Różana – mówi Świderski. Miejsce jest wyśmienite, trochę na uboczu, z parkingiem na kilkadziesiąt samochodów. W środku można z powodzeniem przygotować ekspozycje pokazujące historię miasta, także tę najnowszą. Ostatnia wojna zniosła Różan niemal całkowicie z powierzchni ziemi. O ile w 1939 roku zniszczenia nie były duże, to w 1944 roku miasto praktycznie przestało istnieć.
Prawie wszystkie budynki w mieście są powojenne. Nie są to zabytki, dlatego miasto nie dopłaca mieszkańcom do remontów. – Ale sami potrafią zadbać o to, żeby ich kamienica była bez zarzutu – twierdzi burmistrz. – Praktycznie w każdym budynku jest prowadzona jakaś działalność gospodarcza, więc właściciele sami dbają o to, żeby wyglądało to jak najlepiej.
I rzeczywiście. W oknach doniczki z kwiatami, ładne elewacje, kolorowe szyldy. Wszystko schludne i aż się prosi, żeby usiąść na dłużej i po prostu chłonąć to miasteczko. – Udało się zaktywizować mieszkańców samego Różana, ale jeszcze bardziej mnie cieszy, że w podobny sposób udało się zaktywizować mieszkańców okolicznych gmin. Ludziom się chce, dbają o swoje obejście i okolicę, działają w lokalnych klubach i stowarzyszeniach – chwali się Piotr Świderski.
Tu nie przejada się pieniędzy na pensje radnych
– Jesteśmy ostatnią wyspą normalności przed pisowską Ostrołęką – mówi burmistrz. On sam nie ma lekkiego życia, mieszkańcy w ostatnich wyborach do rady gminy opowiedzieli się zdecydowanie za Prawem i Sprawiedliwością. Burmistrz jest związany z PO, więc walczy z radą o wszystko. – Podkopują jak się da, ciężko jest wypracować jakiś kompromis, ale wciąż się staramy – mówi. No i przede wszystkim dalej robi swoje.
Ma plany, bardzo ambitne. – Na terenach drugiego fortu należącego do miasta chcemy stworzyć miejski park rozrywki i rekreacji – mówi Świderski. Miejsce doskonałe, na wzniesieniu, ze wspaniałym widokiem na dolinę Narwi, ma być w niedalekiej przyszłości miejscem, gdzie mieszkańcy miasta i okolic będą mogli odpocząć. Na planie widać ścieżki zdrowia, punkty widokowe, place zabaw dla dzieci.
Sam rynek, który już teraz robi wrażenie, ma być rewitalizowany. Ma być postawiona nowa fontanna, jeden z projektów zakłada, że będzie w kształcie herbu miasta. A w herbie jest – nie powinno to być większym zaskoczeniem dla nikogo – róża. Oprócz tego mają być nowe nasadzenia roślin, wymienione chodniki. Tu nie przejada się pieniędzy na pensje radnych tylko inwestuje.
– Staramy się o wszystkie granty, jakie tylko się da., Startujemy we wszystkich konkursach. Nie zawsze przyznają nam środki, bo z racji składowiska średni dochód na mieszkańca miasta jest wyższy niż w okolicznych gminach, ale czasem się udaje – twierdzi Świderski. – Potem te pieniądze staramy się wydawać tak, żeby nikt nie poczuł się oszukany.
Miłośnicy historii, działkowicze
Budynki, chodniki, zieleń – to składa się na wygląd miasta, ale Różan to przede wszystkim ludzie. W samym mieście mieszka ponad 2 tysiące mieszkańców, cała gmina liczy ponad 5 tysięcy. – Organizują się. Są koła gospodyń, są kluby. Gminny Ośrodek Upowszechniania Kultury organizuje koncerty, pikniki. Co roku w czasie jednego z wakacyjnych weekendów odbywają się na rynku Dni Różana. Czasem uda się ściągnąć prawdziwe gwiazdy na koncert.
– Mamy też miłośników historii miasta, którzy organizują doroczne Różańskie Pikniki Historyczne – chwali się burmistrz Świderski. Grupy rekonstruktorów odtwarzają przebieg działań wojennych z czasów I i II wojny światowej, imprezy zawsze cieszą się dużym zainteresowaniem. – Przyjeżdżają nawet działkowicze – śmieje się Świderski.
Bo gmina to nie tylko rdzenni mieszkańcy. W okolicy jest wiele działek rekreacyjnych. Pierwsze powstawały dziesiątki lat temu, ale prawdziwy boom przypada na lata ostatnich 15 lat. Wielu przyjezdnych, przeważnie z Warszawy, doceniło walory Różana i okolic. Przyciągnęły ich okoliczne lasy, piękna dolina Narwi i możliwość spędzenia czasu na świeżym powietrzu.
Większość z nich przeciera oczy ze zdumienia patrząc, jak Różan się zmienił w ciągu ostatnich lat. Bo Różan kwitnie nad Narwią.