Kamery CCTV to strachy na wróble, których widok ma nam przypominać o samokontroli albo o tym, że nasze niekontrolowane zachowania musimy przenieść tam, gdzie nie sięga ich spojrzenie. Coraz częściej jednak nasza podróż przez miasto mogłby zostać z łatwością odtworzona w wyniku montażu materiału wizualnego zebranego z kamer, w których pobliżu przechodziliśmy. W ten sposób zostaliśmy w dużym stopniu obrabowani z naszej miejskiej wolności. Żeby nie zwariować od tej myśli, możemy albo kamery zignorować albo wchodzić z nimi w interakcje. Oto kilka komentarzy do ich wszechobecności.
Coca-Cola zachęca: „Look at this world a little differently” i niczym Pollyanna przekonuje nas, że warto ustawić optykę raczej na pozytywne ludzkie odruchy i altruistyczne zachowania niż na te, do których rejestrowania CCTV została wymyślona. Ten 90 sekundowy spot zbiera to, co z materiale z miejskiego monitoringu najlepszego: wzruszającego, zabawnego, uroczego, seksownego. Czy to prawdziwe, czy inscenizowane obrazy? Przedstawiciel Coca-Coli odpowiada enigmatycznie: tak, większość obrazów jest prawdziwa, ale niektóre musieliśmy odtworzyć, bo osoby na nich występujące nie wyraziły zgody na użycie materiału.
Reklama przestawia same świadectwa ludzkiej dobroci, miłości i uczynności. Ani śladu po napadach, kradzieżach, wypadkach samochodowych. Są za to ludzie, którzy się całują, obejmują, tańczą, pomagają sobie nawzajem, a nawet ratują życie. Naprawdę rozczulające zestawienie o zawartości słodyczy większej niż niejedna romantyczna komedia, świetny pomysł i odtrutka na obrazy, którymi jesteśmy bombardowani na co dzień. Nie wiem jednak, czy to, że w reklamówce są same wzruszające momenty, rekompensuje całkowity brak krytycznego podejścia do kwestii samego istnienia kamer.
To, że pokaże się w nich czasem czyjaś szczęśliwa twarz jest cudowne - ale zaraz, zaraz. Co z tego, że jeśli przestawimy naszą optykę, jak zachęca cola, będziemy podglądać siebie w poszukiwaniu czegoś dobrego. I tak będziemy podglądać. Szczęśliwy panoptykon Coca-Coli zupełnie mnie nie przekonuje. Szczególnie, że przecież służy jednemu celowi – chce sprzedać ci colę. Świat jest dobry, więc napij się coli. Dobrzy ludzie piją coca-colę. Picie coli jest dobre. Używać tak ważnego społecznego pretekstu, aby sprzedać napój gazowany wydaje mi się marnotrawieniem jego krytycznego potencjału. Niewątpliwie jednak – jest to świetna reklama i 830,000 odsłoń tego filmiku na you tube'ie nie może się mylić. Specom od marketingu się udało. Na szczęście udało się też wielu artystom, którzy sprzedać chcieli tylko odrobinę krytycznego myślenia.
Na początek parodia reklamy coca-coli. Jej twórca, Yiftach Chozev, pisze na vimeo: "Chcecie nas przekonać, że kamery monitoringu służą tylko do tego, żeby zarejestrować jak się całujemy i pomagamy babci? Nie damy się nabrać. Wijacie w prawdziwym świecie" Cały materiał pochodzi z filmików na youtube'ie.
Stalker
Jednym z pierwszych komentujących kamery przemysłowe za pomocą sztuki był nowojorski poeta, peformer i architekt Vito Acconci, który w 1969 roku zabrał kamerę na ulicę i przez ponad miesiąc filmował i dokumentował wybranego przechodnia, śledząc jego drogę po mieście. Jak wyjasniał artysta, poprzez ten projekt pozbył się swojego ja i stał się tylko daną w realizacji schematu, współrzędną zaklętą w ciało. Takimi współrzędnymi śledzącymi na nieustannie są dzisiaj kamery miejskiego monitoringu.
Konsument doskonały
Szczególnie wiele kamer jest skoncentrowanych w centrach handlowych. Centra to miejsca szczególne – miasta w mieście, pasaże przypominające pałace, udające krainę dobrobytu. Kamery pilnują, aby nikt nie chciał naruszyć tej iluzji. W „The Catalogue” Chris Oakley przedstawia scenariusz perfekcyjnego świata konsumpcji, gdzie monitoring galerii handlowej zamienia ludzi w byty kierujące się potrzebami konsumenckimi, przesuwające się rytm przychodów i wydatków. Symulowany monitorng Oakleya namierza ich w tłumie i śledzi ich zwyczaje oraz zastanawia nad ich potrzebami. W ten sposób Chris Oakley komentuje sposób funkcjonowania dzisiejszego kapitalistycznego systemu, który klasyfikuje jednostki opierając się na danych personalnych, żeby ocenić ich moce nabywcze. Tytuł pracy dodatkowo wzmacnia fakt, że chaotyczny tłum w oczach systemu staje się uporządkowanym katalogiem, z którego można korzystać i nim manipulować.
Kradnij obraz
!Mediengruppe Bitnik to kolektyw nowomedialny z Zurychu, który całą swoją działalność zadedykował krytyce współczesnych mediów kontroli. Jaka jest ich rola w dzisiejszym społeczeństwie? Artyści deklarują: „Myśliśmy, że dobrze jest się zastanowić, jak używamy technologii, która na otacza. W naszej praktyce artystycznej bardzo nas to interesuje. Nie zdawajmy się na zadanie zaprogramowane w urządzeniu. Zapytajmy, jak można je przechwycić, użyć go inaczej? Między 2008 a 2010 rokiem przeprowadzili działanie pt. „Derives”. Spracerowali po miastach wyposażeni w skonstruowane własnym sumptem odbiorniki sygnału z kamer przemysłowych oraz w nagrywarki video, w poszukiwaniu ukrytych i zwykle niewidocznych kamer monitoringu w przestrzeniach publicznych. Jak informują w opisie kuratorskim: surveillance( nad patrzenie) stało się sousveillance ( pod patrzenie – jak patrzenie z dołu, ale też podpatrywanie). Zbudowane przez nich narzędzia umożliwiły złapanie sygnału z "góry", emitowanego przez miejskie kamery i nagranie ich w formie obrazu na własny sprzęt. Bitnicy stali się złodziejami obrazów, podglądali, jak się podgląda, bez wiedzy podglądacza.
Bo jak w jednym z najsłynniejszych graffiti Baksy'ego: nie należy prosić kamer, żeby patrzyły inaczej, ale raczej zapytać je, w nie całkiem grzecznym tonie, "I na co się gapisz?”